image Strona poczÂątkowa       image Ecma 262       image balladyna_2       image chili600       image Zenczak 2       image Hobbit       

Podstrony

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

film. Tak, to był Carlyle, promieniejący miłością i czuło-
ścią dla swego dziecka. Taki wyraz na jego twarzy Briony
widywała często, ale nigdy, gdy zwracał się do niej.
Gdy rok miał się ku końcowi, na biurku Carlyle'a zaczął
rosnąć stos nie załatwionych spraw. Musiał więc zabierać
pracę do domu. Pewnego wieczoru Briony przyniosła mu
do gabinetu kawę i kanapki. Akurat rozmawiał przez tele-
fon. Chciała wyjść, ale on gestem nakazał jej zostać.
Zupełnie jakbym była jego sekretarką, pomyślała obra-
żona i rozbawiona jednocześnie. Czekając, aż on skończy
rozmowę, zerknęła na papiery na biurku i przyciągnęło jej
uwagę nazwisko George'a Coswaya. Pamiętała, że gdy
Carlyle po raz pierwszy zauważył jej istnienie w biurze,
załatwiał z nim jakiś kontrakt. Zaciekawiona przejrzała do-
kument.
Carlyle odłożył słuchawkę.
- A, kawa, wspaniale. - Nalał sobie filiżankę i spojrzał
na papiery, które trzymała w ręku. - Co o tym myślisz?
- Przepraszam - powiedziała szybko. - Nie chciałam
się wtrącać. Po prostu zauważyłam nazwisko Coswaya
i ciekawa byłam, jak się skończyła sprawa kontraktu z nim.
S
R
- Nie za dobrze. Wciąż jeszcze robi trudności. Ale nie
przepraszaj mnie. Nie mam nic przeciwko temu, że to
przejrzałaś. Nie zapomniałem.
- O czym?
- O naszej umowie. Przyrzekłem ułatwić ci karierę
w biznesie w zamian za czas stracony w tym małżeństwie.
- Przecież już wypłacasz mi ogromną pensję.
- Ale chciałbym dać ci więcej. Masz zadatki na pier-
wszorzędną asystentkę, przynajmniej dla mnie.
- Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł - odparła do-
tknięta, że mógł mówić o ich przyszłej, wspólnej pracy, jak
gdyby nic między nimi nie zaszło.
- Może i niedobry. Chciałem, żebyś wiedziała, że
umiem dotrzymywać słowa. Miałaś rację, przypominając
mi o tym.
- Ja nie... Ja po prostu...
- Wiem, że nie zrobiłaś tego umyślnie. Ale wciąż inte-
resuje cię biznes. Dam ci parę książek do przeczytania. Na
pewno się przydadzą.
- Dziękuję - powiedziała apatycznie.
Carlyle natychmiast sięgnął na półkę z książkami i wy-
ciągnął jeden z tomów.
-  Metody zarządzania". Zacznij od tego - poradził. -
A teraz pójdę powiedzieć dobranoc Emmie.
Postronny obserwator mógłby uznać rodzinę Brackma-
nów za ideał.
Aączącą rodziców miłość do dziecka wyczuwało się
wyraznie w atmosferze całego domu. Briony poświęcała
cały swój czas opiece nad Emmą: towarzyszyła jej w dro-
dze do szkoły i po lekcjach do domu, prowadziła z nią
S
R
długie rozmowy, czuwała nad jej snem. Carlyle codziennie
wracał z biura najwcześniej jak mógł, a jeśli przynosił ze
sobą pracę, nie zabierał się do niej przed położeniem córe-
czki do łóżka.
Często przegryzał coś naprędce w gabinecie i pracował
do pózna. Czasem jadł kolację z żoną i wtedy rozmawiali
o Emmie. Zwykle to ona wcześniej szła do łóżka, a on
załatwiał jeszcze międzykontynentalne rozmowy telefoni-
czne. W końcu wchodził cicho do sypialni i kładł się, nie
zapalając światła, by jej nie budzić.
W istocie Briony ani razu jeszcze nie zasnęła, zanim on
się nie położył, udawała tylko, że śpi.
Coraz boleśniej dręczyła ją ta nie odwzajemniona mi-
łość. Przez krótki okres wystarczało jej widywanie Carly-
le'a codziennie. Ale stopniowo coraz bardziej dojmująca
stawała się tęsknota za czymś więcej. Lubił ją, był jej
wdzięczny i hojnie to okazywał. Poza jednym wybuchem,
kiedy to zerwał ich umowę, był zawsze uprzejmy i troskli-
wy. Ale nic poza tym. Musiała się pogodzić z losem.
Początkowo niewiele znaczył dla niej fakt, że mieszka
w domu Helen. Kiedyś Nora nieopatrznie się wygadała, że
Carlyle nie pozwolił niczego zmieniać. Jeśli umeblowanie
się niszczyło, wstawiano nowe, ale identyczne sprzęty. Po-
za pewnymi udogodnieniami w kuchni wszystko pozosta-
ło tak, jak tego chciała Helen. I Briony utwierdzała się
w przekonaniu, że musiał bardzo kochać żonę, skoro kazał
zatrzymać zegar w dniu jej śmierci.
Kiedyś, poszukując pożyczonego Carlyle'owi pióra, zna-
lazła w szufladzie zdjęcie Helen z niemowlęciem w ramio-
nach. Choć padał już na nią cień śmierci, była wciąż piękna.
Briony widziała tę fotografię przy łóżku Carlyle'a, ale on
S
R
przed ślubem usunął ją stamtąd. Teraz wiedziała, że ukrył
ją tutaj, by dumać nad nią w samotności.
Poza tym zdjęciem był tam jeszcze album z fotografia-
mi. Briony walczyła z pokusą, ale w końcu zaczęła
przewracać kartki. Trudno było rozpoznać Carlyle'a
na zdjęciach ze zmarłą żoną. Wyglądał wówczas jak mło-
dy chłopiec o niewinnej promiennej twarzy, nie tknię-
tej cierpieniem. Nie przeczuwał, w jak tragiczny sposób
utraci swoje szczęście. Briony ze smutkiem odłożyła fo-
tografie.
Pewnej nocy, jak zresztą często zdarzało się to i przed-
tem, Briony, leżąc obok śpiącego Carlyle'a, nie mogła
zasnąć. Zwiatło księżyca pozwalało jej wyraznie widzieć
jego twarz, tak pełną napięcia w ciągu dnia i tak bezbronną
we śnie. Odczuła przemożne pragnienie ucałowania go.
Zmusiła się jednak do opuszczenia łóżka. Powinna uciekać
przed Carlyle'em, dopóki nie przejdzie jej ten niebezpie-
czny nastrój. Po cichu włożyła szlafrok i wyśliznęła się
z pokoju.
Na dole wzięła  Metody zarządzania" i poszła do kuch-
ni. Tam zagrzała sobie trochę mleka i siedziała, wpatrując
się w książkę, ale zdała sobie sprawę, że po raz czwarty
czyta tę samą stronicę, nie rozumiejąc ani słowa.
- Co robisz tutaj tak pózno?
Podniosła głowę i dostrzegła w drzwiach Carlyle'a
w piżamie, z potarganymi włosami. Serce jej drgnęło, ale
opanowała się.
- Gdzie masz pantofle? - Wskazała oskarżycielsko na
jego bose stopy.
- Nie mów do mnie tak, jak do Emmy - uśmiech-
nął się.
S
R
- Emma ma więcej rozumu niż ty. Wkłada kapcie, bo
wie, że robi się coraz zimniej.
- Wkłada kapcie, ponieważ kupiłaś jej takie, w których
wygląda jak jej ukochane postacie z kreskówek. - Ziewnął
i przetarł oczy. - Czy jest coś do picia?
- Usiądz.
Podeszła do kuchenki, a on zaczął przeglądać jej
książkę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kskarol.keep.pl