image Strona poczÂątkowa       image Ecma 262       image balladyna_2       image chili600       image Zenczak 2       image Hobbit       

Podstrony

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

umierać szczęśliwym niż długo żyć byle jak i odnosić pyrrusowe zwycięstwa.
Ojciec był kapitanem, pózniej majorem, zawiadywał piekarnią wojskową oraz magazynem
mąki i kartofli. Matka spokojnie spijała kawki w jakimś biurze, Wydziale Inwestycji czy podobnym
cholerstwie. Dni płynęły powoli, zawsze takie same, jak równo odrąbane kawały ciągnącego się
ciasta. Kto by wtedy pomyślał, że w ogóle mogą mieć jakikolwiek smak? Nieważne, czy rok
sześćdziesiąty pierwszy, czy sześćdziesiąty siódmy. Taki jakiś nie taki ten byt - śpiewał pan
Przybora. Nic się nie działo, a jeśli nawet się działo, to gazety, radio i jedyny kanał telewizyjny
robiły wszystko, aby nikt o tym nie wiedział. Ludzie tak naprawdę polubili tę nudę, udomowili,
uznali za swoją, choć po kątach szydzili z chuderlawego przywódcy w okularach, które wyglądały
jak doklejone brwi, wyśmiewali jego tasiemcowe przemówienia, wielogodzinne wystękiwanie
całych kolumn danych o produkcji saletry, gumiaków i surówki żelaza.
Cmon podniósł głowę, zatkał nos i wymamlał dyszkantem:
- Czterdzieści trzy koma jeden, siedemdziesiąt dziewięć koma dwadzieścia sześć,
sześćdziesiąt dwa koma siedemnaście! - Opadł zaraz na poduszkę, dyszał zmęczony, ale mówił
dalej: - Miałem też młodszego brata. Został sędzią. Zginął dwanaście lat temu w katastrofie
budowlanej. Pojechał do Gorzowa Wielkopolskiego, do chorego szwagra i płyta sprasowała ich obu
na tekturę. Jedyny gwałtowny przypadek naszych dziejów rodzinnych. Rzekomo zawiódł program
symulacyjny, zagrożenia błędnie zweryfikowano - takie otrzymałem urzędowe orzeczenie.
Starym powodziło się niezle. Musieli być, jak na tamte czasy, dosyć zaradni i dobrze żyć z
innymi. Pierwszy obraz, jaki pamiętam, to klitka w hotelu garnizonowym. Bordowy tapczan,
zajmujący połowę powierzchni, pod oknem staroświecka maszyna do szycia  Singer , dalej
łóżeczko brata i moja kozetka. Ja przy maszynie, przy jej bocznym blacie bawię się samochodem,
strażą pożarną na specjalne, wyjące koło zamachowe, nagle matka wbiega z krzykiem, łapie w
ostatniej chwili Wiesia, który przełazi przez barierkę i właśnie leciał głową w dół, prosto do
żelaznego, poniemieckiego nocnika. Potem ojciec dostał duże, porządne mieszkanie - drugie piętro,
balkon, woń schnącego tynku piaskowej barwy, sam środek miasta, choć trochę dalej od głównej
ulicy, Warszawskiej. Kupili nowe meble w solidnym odcieniu  ciemny orzech - okrągły stół,
królujący na środku największego pokoju, trzydrzwiową szafę, potężną jak bastion, ciężki,
oszklony kredens z wystawą kryształowych kielichów, karafek i pater. W naszym, moim i brata,
pokoju po prostu aż zionęło nowoczesnością. Pamiętam pstrokate
zasłony, rozkładane biurko do odrabiania lekcji, jasną biblioteczkę na ukośnych nóżkach i z
rozsuwanymi drzwiczkami, dalej dziwaczny, trójkątny stolik na takich samych nóżkach, czarno
lakierowanych. Gdy przyszły lata siedemdziesiąte, wyrzucili to wszystko i zastąpili szykownymi
meblościankami na wysoki połysk, załatwionymi dzięki niewidocznym, acz mocnym niciom
wzajemnych zobowiązań między matką, kierowniczką sklepu i dyrektorem Wydziału Handlu i
Usług. Tuż przy radzieckim kolorowym telewizorze  Elektron , o którym mówiono, że z powodu
masy potrzebna do niego podmurówka, zaraz pod makietą czołgu T55 z lufą wymierzoną na zachód
ojciec dumnie ustawił obok siebie Auny w Bieszczadach Jana Gerharda i Ulissesa Joyce a. Sens
świata widział w logice i w porządku, więc zasada kolejności alfabetycznej była dla niego
najświętszym prawem.
Zawsze też mieliśmy samochód, początkowo jedyny na podwórku, pieczołowicie
przechowywany w garażu z falistej blachy, samotnie sterczącym obok trzepaka. Majaczą mi dwie,
jedna po drugiej, używane syreny - nietoperze z drzwiami otwieranymi od przodu, kompletne
truposze, pod którymi stary nieustannie leżał albo bluzgał i sprowadzał mechaników z koszar, a
każdy wyjazd nieodmiennie kończył się ściąganiem na sznurku przez wojskowego ZISa. Pózniej
auta były coraz lepsze - nowa syrena 103, nowa skoda 1000 MB i wreszcie - za czasów Gierka -
obiekt zawiści całej okolicy, duży fiat w najmodniejszym, zapierającym dech odcieniu  bahama
yellow , z pokrowcami - imitacją tygrysiej skóry; fantastyczny odrzut z eksportu do Francji,
zdobywany uporczywie przez okrągły rok dzięki poruszeniu sprężyn sięgających rzekomo aż
Głównego Zarządu Politycznego Ludowego Wojska Polskiego, o czym zresztą wtedy nawet nie
wiedziałem. Dziwiło mnie tylko, że stary nagle zaczął jezdzić na ryby z jakimiś czerstwymi
facetami z Warszawy, chociaż nigdy dotąd ryb nie łapał, i parę razy przyszedł mocno nawalony, co
mu się też raczej nie zdarzało. Ganialiśmy tym cudem na wczasy - pustymi szosami do Szklarskiej
Poręby, Dziwnowa, Kołobrzegu, także do naszego letniego domku nad Kisajnem koło zatoki Tracz,
który ojciec postawił tak zwanym gospodarczym sposobem, czyli w ramach zajęć żołnierzy z
jednostki.
Wszyscy znali Giżycko latem. Pociąg pędzi łukiem po brzegu Niegocina, na prawo
zamglony błękit i żagle, na lewo zmęczona upałem zieleń. Z wiaduktu nad kanałem widać przystań,
białe, stłoczone maszty jachtów, cały gąszcz. Zawsze kiedy wracałem, najpierw od wuja z Olsztyna,
potem z Bydgoszczy, ze studiów, chwytało mnie za gardło pełne podniecenia oczekiwanie, jakbym
przyjeżdżał pierwszy raz, jakby zaraz miało się wydarzyć nie wiadomo co. Wreszcie stacja, gdzie
jezioro prawie że podchodzi pod tory. Z wagonów wygrzebują się postacie obładowane plecakami,
worami namiotów; drewniaki stukają, dzwięczy potrącone pudło gitary. Prostują kości, leniwie
powłóczą nogami wśród peronów samotne pary, grupki, stadka; długowłosi faceci w kurtkach
khaki, dziewczyny w blue. Znikali gdzieś zwyczajni ludzie - może zapadali w sen letni? Tłum na
przystani, w porcie, tłum na ulicach: wakacyjni hippiesi, podstarzali żeglarze, dyskotekowe kurewki
i opalone studentki, szukające w bryzie znad jezior lekarstwa na egzystencjalne problemy, o których
mówiły między sobą z poważnymi minami doświadczonych kobiet. Samochody z Katowic,
Warszawy, Aodzi i zza granicy - wartburg! i trabanty ze znakiem DDR, także nieliczne, miękko [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kskarol.keep.pl