image Strona poczÂątkowa       image Ecma 262       image balladyna_2       image chili600       image Zenczak 2       image Hobbit       

Podstrony

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 siul;~zsalm auozazsndo alaslł
-~izaatdzaqi;z az  auoln~Iłpaln~i?.zdsn at_uładnz atzp~q  aln~osoul;n~I.xlił~ ~u~~Ia uzi n~
mtaazad zI  ~alzpalmop si;u po ~Is ~Isuz ain~osieoaoqy~ az  ~i;upaf o~ax
aaqo~~ ołin~zxspazad n~x~zaod z ox ~is Iizi ~i ,I, -
. ~ ~ ~n~o~iuxsi;deu
aluaz.itapod ~fqołlzpnqzn~ ox az  łln~ouz ui d zai_oaza~ ~oa od ox ~1 -
 nłeue~ ~ixsnds ox.ien~xo ~iqi;  uIałep~zi;z  isn~ op ~fds~in~ z ~izsn~iao.z~
 aiuslpuI ał~~fn~z ~i f  Iuqossz x~qz tł~iq atu aaoxx n~  alualm aton~s
^Zi
~eu~on~ozaq
~iqeł~iq ezseu erpauzo~ ~ipaxn~ z~ip~  ~zo~Todatuez atu uz~ix o~ ~fqe  ~ipeis
auze.z~in~ ~ił~fq aczp~  ruzarz od ~rs ~iuzstłen~~i.rledzoa aru zax rue  nmaz.rp
n~ aiujs~ium ~rs ~fuIsiłep~ł~o ar~ r~no~zoa f zseu ~azs~iłsn aieuo~sop
ł~oux o~a~ox~ł .z T ~ain~ołza ~izatuuzalQx ~is ł~ia~n uI~i.rox~ eu  en~az.xp
po mo~o.r~ nxsarzprrmp oło~o rasoł~alpo n~ n~azaq op ~fuzsrłrqoQ
v~łxau.roł
~iuzeuz az  azn~ aru oq  ~soł~alpo ~~sx eu ~fuzsił~azaxsop o~ az  ~xzsa.xz
ezazsnd~izad at~ vuzaardzaq atuładrrz ~Is alnza faruzaoprmfe~ -
~arqais ~soun~ad o~at aruuz rn~izQ -
~~in~ouzzo.z (azseu~ euanłsod qaar~
waz.zxsods o~ ~uzazou.r larmxeł ur~ix az  psptm łełs~iu.rod ai~ iaatdnł~
ox ~7 ~uaerz~łe~ m ~rs ł~i.r~s ouza~ aZ - ł~łaz~ - ued epeTn~a~ -
~aa~.r łez~rn~z ruz ~iqe  o~ uzałzso.xd
-od t rmox.rąrsaQ ~~xau~oł uzałepp~  ~zaeuz ox oa  znI urałelzpar~ nz~łe~ pQ~s~ ł~łruz r aru eu
~is łedeapn~ aiud~xseu e  uzeu n~ ł~iz,rxed t uzan~azap pod łsxs ~łrn~ua zaza~ wn~ouz o~
uzał~fzaeqoz atseza ur~fu~ad od ałe  ua~upompeu iłso~ez q~ł~ m łf;u3oa ~rs o~q~izs z ~uozxs
o~af n~ ~is ~fuzsrle~o.raTx ~fpar~  seu ł~azzxsodS yzpoł fazseu aaqon~ en~oqaez ouza~ ~rs
~sI  ~emom.zasqoez ~iq  ~~xauaoł zaz.rd uxał~iz.rxed z aapoł m urałeza-I . w~fzen~nez seu
łersnuz  ~iuxsrł~u~iłdo ~I ~fp~ olazdoQ ~eds~in~ seu ełełarzpaz,xd oq  ixn~of~f.zx tanns az
aazaxsop seu ł~our ar~ wu.xa~ ~fuzsrłatzptm ~jrn~rła pazad arzp~  uraxotzat peu nas,faruz
nuxax n~ ouen~ołsormod r z~poł op szu ouozpesn~ uzaxo~ n~ou xłez~in~z aruuz s  eue.req ~ef
~ua~ ołen~od~a~s uerpuI rłao~ap  saorzal nBaz.zq eu ~rs ~iursrłzałeuz ~ipaix
~urez.raruzez
oa  aaxox~od u.rr małetzpatn~od azpoap od e  łop eu o~q~izs ~iursrizsaZ
vqos az pe.zqez ~zso.zd az~e1 ~xxaruo I  pezf;rn~z seu ~iqe  atualuzaz.z
oqje ~fzoan~od en~p ą~zzn~ ~zso.rd ał~l  oa od  nued ~zaeumłx~in~ azpo.xp
o~ nuIeu z łpazsod ued ~iqe  eqaz~,L  ~ern~r;qo aru ~is ~zsoa~ -
 ox~ątsaQ ~is ł~urłaez - ~łen~ot.remz ued ~fz~ ter -
 rureu z Zarun~o.x ~rs epn ue~ - :ex.xątsaQ
op ~is uzałiaoan~z ux~iza o~ - ysouzaTIo~Io ~x ~exs~izao~~in~ ~iqołezałeu
oq  łop eu tazp~ad oa ~iuzzp(aZ - wał~Iaza - ou~a~ aumadsz oZ, -
wIaaozzal peu ern~oxts po.xsod ~aaf~zal  e~arn~ołza uxał
-~az.rxsop atuxoxst r x~und ~ua~ zazrd ~usze~sn~ eu eł~zs uxałraoamZ Jeden z czerwonoskórych
przywiązał naszą łódz do pnia, po czym wyniesiono nas na brzeg, a stary, rozwiązując mi nogi,
rzekł głośno:
- No! Umykajcie stąd co prędzej, aby po was nawet śladu nie zostało. Bo powiadam wam, jeśli raz
jeszcze wasza stopa zabrudzi ziemię naszego stepu i złapiemy was, to nieszczęsna będzie dla
was ta godzina! Precz, gałgany!
Po tych słowach, uderzywszy mnie wiosłem, odszedł do łodzi i razem ze swoimi czerwonoskórymi
powiosłował z powrotem. Ja zaś zacisnąłem pięści i pogroziłem za nim, a następnie zabrałem się
do oswobodzenia z więzów przyjaciela. W parę minut byliśmy wolni i rozcieraliśmy sobie członki,
jakby nam istotnie od więzów zesztyw-niały, po czym rzekłem po cichu do Peny:
- Zbliżmy się teraz do drzewa, na którym siedzi ten drab, ale tak jakbyśmy nie dostrzegli jego
śladów.
A głośno dodałem:
- No, nareszcie diabli go wzięli!... A byłem pewny, że nas wrzuci do wody aligatorom na pożarcie.
Mielibyśmy miłą kąpiel, bo tych bestii jest pełno w lagunach!
- Ja też się dziwię, że stary łotr tego nie uczynił. Musi to być nie lada głupiec.
- Albo i nie głupiec. Ja przypuszczam, że chciałby jeszcze spotkać się z nami i dlatego nas
oszczędził.
- Niech by mi raz jeszcze nawinął się na oczy, a odpłaciłbym mu za wszystko kulą w łeb.
- No, niech ci się nie zdaje, że tylko ty masz prawo do zemsty. Nie spocznę prędzej, aż jego i
wszystkich jego ludożerców nie wystrzelam co do nogi. Zabrali nam łotry broń, ubranie,
pieniądze i puścili gołych, jak tureccy święci, na step. I co teraz robić? Ani czym upolować
zwierzyny, ani w ogóle nic do jedzenia... Niechże ich piekło pochłonie!
- O, tak! Ale musimy co prędzej umykać stąd, bo nuż by mu żal się zrobiło, że nas puścił i
zachciałoby mu się ścigać nas na nowo...
- Ale dokąd iść?
- Dokądkolwiek, gdzie są ludzie, którzy mogliby nam dopomóc w nieszczęściu. Nad Rio Salado
jest dosyć osad.
Zamyśliłem się na chwilę, a Pena zapytał:
- Cóżeś się tak zasępił? Może masz jaki inny sposób?
- Mam, przyjacielu - odrzekłem, udając radość. - Nie pój-
124 dziemy nad Rio Salado, bo to za daleko i zginęlibyśmy w drodze z głodu. Wydaje mi się
choćby na przykład do Chiriguanosów.
- Znakomita myśl! %7łe też mnie to nie przyszło do głowy... Toż to jedyny dla nas ratunek!
- A widzisz, że umiem się od biedy wykręcić! Odnajdziemy Chiriguanosów, przyłączymy się do
nich i napadniemy na tych łotrów. W ten sposób tylko możemy odebrać nasze mienie i przy
sposobności nawet coś jeszcze zarobić.
- Doskonalei - zawołał Pena triumfująco. - Gdyby stary wie-dział, że podsłuchaliśmy jego
rozmowę z tą dziewczyną, nie byłby nas wypuścił z życiem. Teraz wiemy przynajmniej, gdzie
szukać jego pieniędzy, które zabierzemy sobie, a Chiriguanosom damy byle co. Ten pies,
patrząc, jak będziemy rozbijali jego skrzynie, będzie zgrzytał zębami i rzucał się bezsilnie.
Wówczas zwiążemy go i rzucimy aligatorom na pożarcie.
- Tak, ale czy Chiriguanosowie zechcą nas przyjąć?
- Ręczę, że przyjmą nas z największą chęcią. Ja ich znam. Ale nie traćmy czasu i puśćmy się
bezzwłocznie w drogę, żeby się z nimi nie rozminąć... Przypuszczam, że stary nie wyśle za nami
nikogo i nie będzie nas śledził. Ma przecież teraz głowę zajętą czymś innym. Więc dalej w
drogę!
Poszliśmy wzdłuż brzegu, nie troszcząc się wcale o człowieka, który jak bazyliszek, siedział na
drzewie. swoje mienie, w które nie byli zbyt zasobni, jak zwykle Indianie. Wróciwszy z wyspy do
wsi, zażądałem, aby otwarto spusty kanału.
- A to po co? Przecież pan mówił, że to wzbudziłoby podejrzenie napastników...
- Tak mi się to z początku przedstawiło. Wobec tego jednak, że Mbocovisowie mają się od nas
dowiedzieć, iż przeciw wam ciągną Chiriguanosowie, będzie zupełnie usprawiedliwione, że
zabezpieczy-liście opuszczone mieszkania.
Desierto przyznał mi słuszność i wnet na jego rozkaz otwarto śluzy, po czym woda wtargnęła z
szumem do okalającego osadę rowu, oblewając ją dokoła szeroką wstęgą. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kskarol.keep.pl