image Strona poczÂątkowa       image Ecma 262       image balladyna_2       image chili600       image Zenczak 2       image Hobbit       

Podstrony

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Xv
Czub starego kasztana chwieje się poruszany lekkim wietrzykiem, błękitnawa mgiełka
spowija dalekie góry, snuje się długimi pasmami wśród poszarpanych szczytów, wciska się w
szczerbę przełęczy, tiulowym welonem spływa w dolinę, by tam roztopić się w bujnej jeszcze
zieleni ogrodów.
Jak przyjemnie posiedzieć w trzcinowym fotelu, w tym wrześniowym słońcu, które utraciło
już żar południa, a zachowało łagodne ciepło nieledwie domowego ogniska.
Z kuchennej sieni wyszła koteczka, przycupnęła na stopniu i zajęła się poranną toaletą.
Canis ziewnął, szeroko otwierając pysk, po czym zerwał się z groznym pomrukiem. Tekla
podniosła oczy znad książki, wyraznie bowiem dał się słyszeć stukot kopyt i turkot kół, zanim
pojazd zatrzymał się pod murem.
Najpierw Tino coś pytał, potem do dialogu przyłączył się głos Katarzyny. Skrzypnęła brama i
żwir pod kołami.
- Panienko - w drzwiach sieni ukazała się służąca. - Z zamku do panienki...
Tekla pospieszyła do domu. Przed gankiem stał Luigi obok wypełnionego koszami i
kobiałkami wózka. Od razu poznała młodego stajennego. Nie wyglądał już tak mizernie jak
wówczas, w Mediolanie, zachował jednak zwykłą widać dla niego postawę pełną godności.
- Dzień dobry, panienko - pochylił się dostatecznie nisko, jak na dobrze ułożonego
służącego, co zdziwiło nieco Teklę, gdyż nie przebywał na pokojach, a w stajni. Jednocześnie
w tym ukłonie nie było żadnej służalczości czy fałszywej pokory, jedynie pełna szacunku
uprzejmość.
- To Luigi, panienko - poinformowała zarumieniona Katarzyna. - Stajenny hrabiego...
- Dzień dobry, Luigi - Tekla przenosi się myślą do pałacu Serbelloni.
- Pan hrabia przesyła - wskazał zawartość wózka - i prosi, by panienka raczyła przyjąć.
Oczy Tina i Katarzyny ani na chwilą nie opuszczają koszów i kobiałek. Z boku wózka wiszą
powiązane za nogi kaczki świeżo widać zabite i parę gęsi. Bieleją jajka w kobiałce, z drugiej
wyglądają rumiane gruszki. W koszu lśnią nalane słońcem grona winne, dalej jabłka, śliwki...
Czego tam nie ma!
Tekla czuje wyraznie, że tak Katarzyna jak i Tino czekają tylko na jej odpowiedz, by zacząć
wyładowywać te wspaniałości. Jest jej przykro i smutno ze względu na nich, ale przyjąć od
hrabiego tego daru nie może. %7łeby to przysłał Pasterz, jej Pasterz, przyjęłaby z radością,
wdzięczna i szczęśliwa. Ale hrabia Certa...
- Dziękuję, Luigi - mówi cicho - proszę też, podziękuj hrabiemu za trud, który sobie zadał. -
(Jak ciężko odmówić, ale musi, nie może inaczej.) - Ja, niestety, tego nie przyjmę. Przeproś
hrabiego, on zrozumie... Powiedz, że jestem wdzięczna za dobre serce.
- Nie przyjmie panienka? - wydaje się, że Luigi nie bardzo rozumie jej odpowiedz. - Czy tak
mam powtórzyć panu hrabiemu? %7łe panienka nie przyjmie?
- Tak, Luigi, właśnie tak.
Luigi spogląda po kolei na Tina i na Katarzynę, po czym pochyla głowę. Canisa trzeba było
od razu zamknąć w domu, z wściekłym ujadaniem doskakiwał bowiem do nóg konia i rzucał
się na stajennego.
- Pies mnie nie lubi - stwierdza wreszcie Luigi, ujmując lejce - a i panienka niełaskawa...
- Nie mów tak, Luigi - Tekla jest smutna, bardzo smutna. - Słyszałam, jaki byłeś odważny w
niewoli, w Mediolanie - dodaje ciszej. - Podziwiam cię za tę śmiałość... Rozmawiałeś podobno
z generałem Bonaparte?
- To generał Bonaparte ze mną rozmawiał. - Luigi podnosi głowę. - Wspaniały człowiek. I
choć stoi na czele Francuzów, podziwiam go. To bohater. Do widzenia, panienko.
Wózek powoli wytacza się za bramę. Niewielki konik o zaokrąglonych bokach stąpa razno,
wstrząsając głową nad nieuprzejmością mieszkańców tego domu.
Gdy Tino rygluje bramę, Tekla podchodzi do Katarzyny.
- Nie mogłam tego przyjąć, ale przykro mi, że pozbawiłam Katarzynę i Tina tylu dobrych
rzeczy.
- Rozumiem, panienko - kiwa głową Katarzyna. - Bywają takie sytuacje, że czasem trzeba
odmówić przyjęcia najbardziej nawet bezinteresownego daru. Cieszę się jednak, że hrabia
zachował z dzieciństwa dobre serce. Bo to było doprawdy bardzo dobre dziecko, tylko
nieszczęśliwe...
- Widzisz więc, panno Klotyldo - don Biagio kładzie tabakierkę na stoliczku przed kanapką -
hrabiego interesuje twój los, niepokoi zła sytuacja majątkowa panny de Nanterre. Pragnie ci
przyjść z pomocą.
- Wiem. Aadnie to o nim świadczy. Ale ja nie mogę przyjąć od niego żadnej pomocy... Nawet
gdybym umierała z głodu... Po tym, co mi powiedział... jak mnie potraktował...
- Dobrze zrobiłaś, odmawiając - przytaknął don Biagio. - Myślę nawet, że hrabiego ucieszyło
odesłanie jego daru. Znak to jednak, że nie jesteś mu obojętna. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kskarol.keep.pl