image Strona poczÂątkowa       image Ecma 262       image balladyna_2       image chili600       image Zenczak 2       image Hobbit       

Podstrony

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Czy to ktoÅ›, kogo znasz? - Prosto do ucha szepnÄ…Å‚ jej Marcus,
wskazujÄ…c brodÄ… Geralda.
Joy odskoczyła gwałtownie, bowiem usta Marcusa delikatnie
musnęły jej ucho. Rozejrzała się nerwowo. Gerald patrzył prosto na
110
RS
nich. Na moment ich spojrzenia spotkały się, ale Joy spokojnie
odwróciła głowę.
- Kiedyś go znałam - odpowiedziała po krótkim namyśle.
To była szczera odpowiedz. Przez cztery lata wydawało jej się,
że to bliski człowiek, że zna i rozumie go dobrze. Sposób, w jaki
zakończył ich znajomość i chłód, z jakim ją traktował przez ostatnie
pół roku, były dla niej wielkim rozczarowaniem. Doszła do wniosku,
że nigdy nie znała go naprawdę.
Marcus znów patrzył na nią zimnym, taksującym wzrokiem,
jakby chciał ją przejrzeć na wylot.
- Dobrze go znałaś? - spytał podejrzliwie. Wiedziała, co sobie
wyobraża. Pewnie by nie uwierzył, gdyby powiedziała mu prawdę, że
była zaręczona z Geraldem, ale nie spała z nim.
- Właściwie to chyba niezbyt dobrze... zresztą, nie wiem -
odpowiedziała obojętnie.
Gerald nie poruszał już żadnych czułych strun w jej sercu.
Potrafił jedynie sprawić jej jeszcze przykrość, jak na przykład teraz,
gdy przekonywała się, jak mało dla niego znaczyła.
Wyratował ją kelner, który podszedł przyjąć zamówienie.
Marcus przestał wypytywać o Geralda, ale Joy nie mogła przestać o
nim myśleć. Ona nigdy nie przyprowadziłaby nowego narzeczonego
do  ich" restauracji, a już na pewno nie siedziałaby z nim przy  ich"
stoliku. To, że przyszła tu w towarzystwie Marcusa, było czymś
zupełnie innym. Nie była przecież na randce, ale w większym
towarzystwie. Wydawało jej się, że Gerald wykreślił ze swojego życia
111
RS
lata z nią spędzone i właśnie to było dla niej tak zaskakujące. Ona lata
spędzone z Geraldem traktowała jak zamknięty na zawsze, ale ważny
rozdział w życiu. Nie miała zamiaru wypierać się tej znajomości.
- Opowiedzcie mi teraz, cóż to za tajemniczą historia wiąże się z
imieniem Casey - zaproponował Marcus.
Joy spojrzała ostrzegawczo na Caseya. Bała się, że coś palnie.
Tym bardziej że nie wytłumaczyła mu, dlaczego tak bardzo zależy jej,
żeby Marcus nie dowiedział się o konkursie i nagrodzie.
- No... - Casey zauważył znaki dawane przez Joy. - Nie ma tu
żadnej tajemnicy... Po prostu to imię jest w naszej rodzinie od
wieków... Wszystkie pierworodne dzieci nazywane były Casey -
kłamał jak z nut i jednocześnie patrzył niewinnie na Marcusa. - W
wielu rodzinach jest taka tradycja...
- Czyżby? Nie słyszałem o takiej tradycji, żeby w jednej rodzinie
wszystkie dzieci nazywać tym samym imieniem. - Marcus nie był
zbyt zadowolony z takiego wytłumaczenia. Joy nie miała wątpliwości,
że wróci jeszcze do tej kwestii.
- A jak się czuje nasz przyjaciel Danny? - Casey chciał zmienić
temat, ale niezbyt szczęśliwie wybrał nowy. Sprawa Danny'ego była
kolejną kością niezgody między Marcusem a Joy, z czego Casey nie
zdawał sobie sprawy.
Twarz Marcusa stężała, zmarszczył brwi.
- No cóż, następnego dnia musiał leczyć potężny ból głowy i
chyba nie był w szczególnie dobrym nastroju.
112
RS
- Obydwoje wiemy, że jego zły nastrój nie był spowodowany
jedynie nadmiarem alkoholu. - Joy spojrzała na Marcusa wyzywająco.
Lisa i Casey znów nie mieli pojęcia, o czym Joy mówi. Nie
opowiadała nikomu o tym, jak Marcus wyrzucił Danny'ego z pracy.
- Jesteś pewna, że powinien mieć pretensje do kogokolwiek
prócz siebie? - zapytał uprzejmie Marcus, chociaż w jego oczach
dostrzegła ostrzegawczy błysk.
- A swoją drogą, nie sądzę, żeby teraz była właściwa okazja do
rozmowy na ten temat. - Wskazał ruchem głowy na Lisę i Caseya.
Miał rację, to był zupełnie nieodpowiedni moment. Joy była zła,
że znów się tak głupio zachowała.
- Być może masz rację - zgodziła się z nim w końcu.
- Na pewno mam rację - poprawił ją.
Przez parÄ™ sekund mierzyli siÄ™ wzrokiem. Gdyby byli sami,
mogliby... Gdyby, gdyby... ale nie byli sami! - zezłościła się na siebie
w duchu. Poczuła, że musi choć na chwilę odpocząć od jego
towarzystwa. W środku cała się trzęsła,
- Przepraszam. - Wstała raptownie. - Muszę poprawić makijaż. -
Ruszyła w stronę damskiej toalety.
- Zaraz przyniosą nam pierwsze danie - przypomniał jej Casey.
- Zdążę wrócić - zapewniła go.
Spojrzała w lustro. Oczy jej błyszczały, policzki miała
rozpalone. Przebywanie w towarzystwie Marcusa było bardzo
wyczerpujące. A jeszcze to, co wydarzyło się wcześniej, w jej
113
RS
mieszkaniu. Wszystko to było naprawdę trudne do zniesienia. W
dodatku jeszcze ten Gerald ze swojÄ… nowÄ… narzeczonÄ….
Nie chciała żyć nudno i monotonnie, ale nadmiar wrażeń też nie
jest najlepszy. Starała się zebrać myśli i trochę opanować. Zachowała
się głupio i niegrzecznie w stosunku do Lisy, no i do Marcusa. Miała
nadzieję, że teraz już uda jej się zapanować nad swymi nerwami.
Po paru minutach poczuła się trochę spokojniejsza i postanowiła
wrócić do reszty towarzystwa.- Gdy tylko weszła na salę, natknęła się
na Geralda, który właśnie wstał od stolika.
114
RS
ROZDZIAA ÓSMY
Miała nadzieję, że przejdzie koło niej, jedynie kłaniając się, ale
niestety przeliczyła się.
- Dobry wieczór - przywitał ją sztywno. Zatrzymał się i widać
było, że chce z nią porozmawiać.
- Dobry wieczór. - Spojrzała niespokojnie w stronę swojego
stolika. Za nic nie chciała, żeby Marcus zobaczył ją rozmawiającą z
Geraldem. Wiedziała, że i tak Bóg wie co sobie wyobraża na ich
temat, a teraz gotów jeszcze pomyśleć, że nadal coś ich łączy. Na
szczęście nie patrzył w jej stronę.
- Smaczna była kolacja? - spytał Gerald.
- Jeszcze nie jedliśmy - odparła chłodno. Była przekonana, że
zauważył, kiedy przyszli do restauracji i dobrze wiedział, że jeszcze
nie zaczęli jeść. Była zła, że ją zatrzymuje. Naprawdę miał tyle
lepszych okazji, żeby z nią porozmawiać.
- Wydaje mi się, że twój towarzysz poświęca ci wiele uwagi. -
Gerald popatrzył nieprzyjaznie na Marcusa.
I właśnie w tym momencie Marcus podniósł głowę i spojrzał
prosto na nich. Twarz zrobiła mu się zupełnie nieruchoma.
Nieprzyjazne spojrzenie Geralda również nie uszło jego uwagi.
- To jest Marcus Ballantyne, prawda?
Joy skinęła głową. Patrzyła na Marcusa. Widziała, że choć stara
się tego nie pokazywać, jest zły. Traktuje mnie jak swoją własność,
pomyślała. Kto dał mu do tego prawo? Jemu pewnie się wydaje, że
115
RS
wystarczy pragnąć kobiety i powiedzieć jej o tym, i już sprawa jest
załatwiona.
Zastanawiała się, dlaczego mu na to pozwala? Co ona do niego
czuje? No dobrze, też go pragnie, przyznała się w końcu sama przed
sobą. Ale czy gdyby Lisa i Casey nie weszli, miałaby dość siły, żeby
powiedzieć  nie"? I dlaczego właściwie on tak na nią działa, tak
natychmiast budzi jej zmysły?
Nagle uświadomiła sobie z niezwykłą jasnością, dlaczego tak się
dzieje... Ona jest w nim szaleńczo zakochana! Nawet przed sobą nie
chciała się do tego przyznawać. Chciała zwalczyć to beznadziejne,
nieodwzajemnione uczucie, ale nie dała rady!
- Joy? Dobrze się czujesz? - Gerald zaniepokojony patrzył na
nią. Widocznie na jej twarzy wypisane były silne przeżycia, skoro
nawet on to zauważył.
Zakochałam się w Marcusie, zakochałam-się w Marcusie...
Czuła, że w rytmie tych słów bije jej serce. Popatrzyła na Geralda i
zobaczyła w nim jedynie obcego człowieka. Kiedyś myślała, że go
kocha, ale wtedy nie wiedziała, co to słowo znaczy! Nigdy jej nie
pociągał, nigdy nie pragnęła go, nigdy nikogo nie pożądała tak, jak
Marcusa... O Boże, co robić? Co robić? - powtarzała w duchu. Jak
mogłam się tak głupio zakochać? Marcus to człowiek z innej sfery.
%7łyje w innym świecie i nie ma nadziei, że i dla mnie może się tam
znalezć miejsce. Przecież ja nic dla niego nie znaczę. Chyba że [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kskarol.keep.pl