image Strona poczÂątkowa       image Ecma 262       image balladyna_2       image chili600       image Zenczak 2       image Hobbit       

Podstrony

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sam, nie miałem z kim się bawić, ani pogadać.
W domu, gdy wystawałem godzinami w garażu, czas zajmowało mi wyobrażanie sobie nowych
sposobów zdobycia jedzenia. Ojciec od czasu do czasu próbował coś mi podrzucić, ale bez
większego powodzenia. Zrozumiałem, że jeżeli chcę przetrwać, muszę liczyć wyłącznie na siebie.
W szkole nie sposób było już nic wykombinować. Wszyscy albo chowali swoje menażki, albo
zamykali je w szafkach z ubraniami. Nauczyciele i dyrektor znali mnie i uważnie obserwowali.
Nareszcie wpadłem na pomysł, który miał szansę powodzenia. W czasie przerwy obiadowej
uczniom nie było wolno schodzić z placu zabaw, więc nikt nie będzie podejrzewał mnie o takie
zamysły. Chciałem się wtedy cichaczem wymknąć do pobliskiego sklepu, gdzie mógłbym
podwędzić ciastka, chleb, w ogóle cokolwiek jadalnego. W myślach szczegółowo opracowywałem
tę akcję. Biegnąc rano do szkoły, liczyłem kroki, aby móc dobrze rozłożyć tempo w czasie biegu do
sklepu. W ciągu kilku tygodni miałem wszystkie niezbędne informacje. Pozostawało jedynie zebrać
się na odwagę i przystąpić do działania. Przewidywałem, że droga do sklepu zajmie mi dłużej, bo
znajdował się on na wzgórzu, więc dołożyłem na to kwadrans. Powrót w dół zbocza pójdzie łatwiej,
i na to przeznaczałem dziesięć minut. Czyli że w samym sklepie zostanie mi zaledwie dziesięć
minut.
Każdego dnia starałem się biec do szkoły coraz szybciej, wkładając w to tyle wysiłku, jakbym był
jakimś maratończykiem. W miarę jak plan nabierał kształtów, głód ustępował miejsca marzeniom.
Zniłem przy pracy w domu. Szorując na czworakach płytki podłogi w łazience wmawiałem sobie,
że jestem królewiczem z opowieści "Królewiecz i żebrak". Jako królewicz wiedziałem, że w każdej
chwili mogę przerwać tę komedię pomyłek. W piwnicy stałem jak wmurowany i marzyłem, że
jestem bohaterem komiksowym. Ale marzenia zawsze zakłócały skurcze głodu i w myślach
powracałem do planów kradzieży jedzenia.
Byłem przekonany, że plan jest dopięty na ostatni guzik, lecz bałem się go wprowadzić w czyn. W
czasie przerwy obiadowej chodziłem po placu i wymyślałem powody, tłumaczące mój brak odwagi.
Przekonywałem siebie, że na pewno mnie złapią, albo że zle wyliczyłem czas. Podczas tych sporów
samym sobą żołądek burczał i nazywał mnie tchórzem. Na koniec, po kilku dniach bez kolacji i na
resztkach śniadania, zdecydowałem się. Zaraz po dzwonku na obiad wyleciałem ze szkoły i
popędziłem ulicą; serce waliło mi w piersi, a płuca chciwie łykały powietrze. Do sklepu dotarłem
dwa razy szybciej niż planowałem. Chodząc pomiędzy półkami miałem wrażenie, że wszyscy się
na mnie gapią. Wydawało mi się, iż słyszę rozmowy klientów na temat cuchnącego, obszarpanego
dzieciaka. Uświadomiłem sobie, że plan nie może się powieść, bo w ogóle nie wziąłem pod uwagę
swojego wyglądu. Im bardziej się tym przejmowałem, tym większy ogarniał mnie strach.
Zastygłem w bezruchu, nie bardzo wiedząc, co robić. Zacząłem powoli odliczać sekundy.
Przypomniały mi się wszystkie chwile, w których odczuwałem największy głód. Znienacka
chwyciłem pierwszą z brzegu rzecz i wypadłem ze sklepu. W ręku trzymałem zdobycz: paczkę
razowych krakersów.
Gdy znalazłem się blisko szkoły, ukryłem ciastka pod koszulą, od strony, w której nie było żadnych
dziur, wszedłem do środka i wyrzuciłem je do kosza w świetlicy dla chłopców. Parę godzin pózniej
zwolniłem się na chwilę z lekcji i poszedłem do świetlicy. Zaczynała mi już cieknąć ślinka, ale na
widok pustego kosza zdrętwiałem. Wszystko na marne, całe misterne plany i bolesne wmawianie
sobie, że nareszcie się najem. Wozny wyrzucił śmieci.
Tego dnia mi się nie udało, ale przy kolejnych próbach miałem więcej szczęścia. Raz nawet
zdołałem ukryć swój skarb pod własnym stolikiem, lecz nazajutrz zostałem przeniesiony do szkoły
po przeciwnej stronie ulicy. Właściwie tego nie żałowałem. Nikt mnie tu nie znał, mogłem kraść do
woli. Nie tylko podkradałem jedzenie kolegom, ale także, mniej więcej raz w tygodniu, robiłem
wypady do sklepu. Od czasu do czasu, gdy coś zwęszyłem, odchodziłem z pustymi rękami. W
końcu mnie przyłapali. Kierownik wezwał Matkę. W domu dostałem porządne lanie. Rodzice
wiedzieli, dlaczego kradnę jedzenie, ale w dalszym ciągu mi go nie dawali. Im większy dręczył
mnie głód, tym usilniej wymyślałem strategie kradzieży. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kskarol.keep.pl