image Strona poczÂątkowa       image Ecma 262       image balladyna_2       image chili600       image Zenczak 2       image Hobbit       

Podstrony

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pistoletu na ogień ciągły, ponieważ broń długo jeszcze
strzelała, gdy jej właściciel już nie żył.
Jason się czołgał. Rzuciło się ku niemu kilka zwierząt z
obnażonymi kłami, ale padły od kul. On jednak nic o tym
nie wiedział. Potem schwyciły go czyjeś ręce i pociągnęły
naprzód. Uderzył całym ciałem o bok ciężarówki i ujrzał
twarz Kerka tuż przy swojej, czerwoną i gniewną. Potężna
pięść schwyciła go z przodu za ubranie i Jason został
uniesiony w górę i wstrząśnięty jak wór szmat. Nie
101
protestował i nie mógłby zaprotestować, choćby nawet
Kerk miał go zabić.
Kiedy padł ciśnięty na ziemię, ktoś podniósł go i wrzucił
do ciężarówki. Jason nie stracił przytomności, gdy
ciężarówka skacząc po nierównościach gruntu ruszyła z
miejsca, a mimo to nie mógł się poruszyć. Za chwilę
zmęczenie minie, a wtedy zdoła usiąść. Nic mu nie jest, to
tylko zmęczenie. W chwili gdy to pomyślał, zemdlał.
102
. 13.
- Jak za dawnych czasów - rzekł Jason na widok Brucca,
który przyniósł mu tacę z jedzeniem. Brucco bez słowa
obsłużył Jasona i innych rannych w pokoju i wyszedł. -
Dzięki! - krzyknął za oddalającym się Jason.
%7łart, skrzywienie ust w uśmiechu, wszystko jak dawniej.
Ale jego usta, gdy się uśmiechały i wypowiadały żart, były
czymś na kształt zewnętrznej okleiny. Czymś, co żyło
własnym życiem. Był cały odrętwiały. Ciało miał sztywne,
a przed oczami ów łuk wrogiego stworu, który opada i dusi
jednorękiego Pyrrusanina milionem parzących palców.
Czuł się, jakby sam znalazł się pod tym łukiem. Bo czyż
ranny nie zajął jego miejsca? Jason dokończył jedzenia
roztargniony, nie zdając sobie sprawy, że je.
Trwało to bez przerwy od owego ranka, kiedy odzyskał
świadomość. Wiedział, że to on powinien był zginąć na tej
zrytej podczas walki ulicy. To on powinien był stracić
życie za to, że popełnił błąd sądząc, iż może pomóc
walczącym Pyrrusanom. A nie tylko plątać się i
przeszkadzać. Gdyby nie Jason, człowiek ranny w rękę
leżałby teraz tutaj pod bezpiecznym dachem budynku
reorientacyjnego. Jason wiedział, że leży w łóżku, które
należało się tamtemu. Człowieka, który oddał za niego
życie. Człowieka, którego imienia nawet nie znał.
W jedzeniu były proszki nasenne i Jason zasnął.
Opatrunki wyciągały ból i zasklepiały rany od oparzeń na
twarzy. Kiedy się ponownie zbudził, odzyskał całkowicie
poczucie rzeczywistości.
Zginął człowiek, aby on, Jason, mógł żyć. To fakt
nieodwracalny. I choćby Jason nie wiem jak tego pragnął,
nie zdoła owego człowieka przywrócić do życia. Może
103
jednak sprawić, aby jego śmierć nie poszła na marne. O ile
w ogóle czyjaś śmierć może się opłacać... Zmusił się, aby o
tym nie myśleć.
Wiedział, co musi zrobić. Jego zadanie nabrało teraz
jeszcze większej wagi. Jeżeli tylko zdoła rozwikłać
zagadkę tej zabójczej planety, zdoła choć w części spłacić
dług, jaki zaciągnął.
Usiadł, ale pod wpływem wysiłku zakręciło mu się w
głowie. Musiał przytrzymać się krawędzi łóżka i zaczekać,
aż zawrót głowy nieco minie. Leżący z nim w pokoju
pacjenci nie zwracali nań uwagi, gdy zaczął wolno i z
wysiłkiem wciągać na siebie ubranie. Wszedł Brucco,
popatrzył i wyszedł bez słowa.
Ubranie się zajęło Jasonowi dużo czasu. Na zewnątrz
zastał czekającego już na niego Kerka.
- Kerku, chciałem ci powiedzieć...
- Nie mów nic! - zadudnił głos Kerka, odbijając się
grzmotem od ścian. - To ja ci coś powiem i skończmy z
tym raz na zawsze. Jesteś na Pyrrusie osobą niepożądaną,
Jasonie dinAlt, nie chcemy tu ani ciebie, ani twoich
cennych a nierealnych pomysłów. Dałem się raz przekonać
twemu przewrotnemu językowi. Pomagałem nawet
kosztem ważniejszych spraw. Powinienem był wiedzieć,
do czego może doprowadzić twoja  logika". A teraz
przekonałem się naocznie. Welf zginął, abyś ty mógł żyć.
A był dwakroć wartościowszy, niż ty kiedykolwiek
będziesz.
- Welf? Tak się nazywał? - zapytał Jason więznącym w
gardle głosem. - Nie wiedziałem...
- Nawet nie wiedziałeś. - Grymas wściekłości rozchylił
wargi Kerka. - Nie znałeś nawet jego imienia, a on mimo
104
to złożył życie w ofierze, abyś mógł nadal wieść swoją
marną egzystencję.
Splunął z obrzydzeniem i wielkimi krokami ruszył w
stronę śluzy. Potem, jakby po namyśle, odwrócił się
jeszcze raz do Jasona.
- Zostaniesz tu, w zamkniętym kompleksie, aż do odlotu
statku, to znaczy jakieś dwa tygodnie. Wtedy opuścisz
planetę i nigdy tu nie wrócisz. A jeśli wrócisz, z miejsca
cię zabiję. Z rozkoszą. - Wszedł do śluzy.
- Zaczekaj! - krzyknął Jason. - Nie możesz postępować
tak pochopnie. Nawet nie widziałeś materiałów, które
odkryłem. Zapytaj Mety.
Drzwi śluzy zamknęły się za Kerkiem z łoskotem.
Sprawa przybrała idiotyczny bez mała obrót. Niedawne
uczucie daremnej rozpaczy zaczął wypierać gniew.
Traktowano go jak nieodpowiedzialne dziecko, ignorując
wagę odkrycia dziennika pokładowego.
Jason odwrócił się i wtedy zobaczył, że za nim stoi
Bruceo. - Słyszałeś, co mi powiedział? - zapytał.
- Tak. I całkiem się z nim zgadzam. Masz szczęście.
- Szczęście! - Teraz z kolei rozgniewał się Jason. -
Szczęście, że jestem traktowany jak niedorozwinięte
dziecko, że się pogardza wszystkim, co robię...
- Powiedziałem: masz szczęście - powtórzył oschle
Brucco. - Welf był jedynym ocalałym synem Kerka. Kerk
wiązał z nim wielkie nadzieje, przygotowywał go na
swojego następcę. - Już odchodził, ale Jason krzyknął za
nim:
- Czekaj! Ogromnie mi przykro z powodu tego, co się
stało z Welfem. Choć nie wiedziałem, że był synem Kerka.
Ale to przynajmniej tłumaczy, czemu Kerk chce mnie stąd
105
wyrzucić... razem z materiałami, które odkryłem.
Dziennikiem pokładowym statku...
- Wiem. Widziałem ten dziennik - przerwał mu Brucco. -
Meta go tu przyniosła. Bardzo ciekawy dokument
historyczny.
- I to wszystko, co w nim dostrzegłeś? A znaczenie
zmian na waszej planecie uszło twojej uwagi?
- Wcale nie uszło - odparł Brucco krótko. - Ale nie mogę
pojąć, jaki to może mieć związek z dniem dzisiejszym.
Przeszłości nie da się zmienić, a terazniejszość nakazuje
walkę. Ta zaś pochłania wszystkie nasze siły.
Jason poczuł się bezsilny. Gdziekolwiek się zwracał,
wszędzie napotykał mur obojętności.
- Jesteś człowiekiem inteligentnym, Brucco... a mimo to
widzisz tylko koniec własnego nosa. Przypuszczam, że to
nieuniknione. Ty i pozostali Pyrrusanie jesteście według
ziemskich standardów nadludzmi. Mocni, bezwzględni,
niepokonani, szybcy. Wszędzie dalibyście sobie radę.
Byliby z was doskonali teksańscy albo kanadyjscy
policjanci konni lub też zwiadowcy wenusjańscy -
jacykolwiek mityczni wojownicy pogranicza. I moim
zdaniem tam właśnie pasujecie. Do historii. Na Pyrrusie
ludzkość doszła do krańców przystosowalności, gdy chodzi
o wyrobienie mięśni i refleksu. Ale nie tędy droga. Tym,
co wydobyło ludzkość z jaskiń i pchnęło ku gwiazdom, był
mózg. Kiedy zaczynamy znów myśleć mięśniami,
wracamy z powrotem do tych jaskiń. Bo czymże wy,
Pyrrusanie, naprawdę jesteście? Kupą jaskiniowców,
którzy zabijają zwierzęta kamiennymi toporkami. Czy
kiedykolwiek zastanawiacie się, skąd się tu wzięliście? Co
tu robicie? Dokąd zdążacie?
106
Jason musiał wracać, był bowiem wyczerpany i brakło
mu tchu. Brucco tarł brodę w zamyśleniu.
- Jaskinie? - rzekł. - Ależ my nie mieszkamy w żadnych
jaskiniach ani nie używamy kamiennych toporków.
Zupełnie cię nie rozumiem.
Jason nie mógł się rozgniewać ani nawet czuć
rozgoryczenia. Chciał odpowiedzieć, ale tylko się
roześmiał. Bardzo niewesoły był to śmiech. Nie miał sił na
dalsze tłumaczenia. Trafił na ten sam kamienny mur, co w
przypadku innych Pyrrusan. Oni rządzili się logiką chwili. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kskarol.keep.pl