image Strona poczÂątkowa       image Ecma 262       image balladyna_2       image chili600       image Zenczak 2       image Hobbit       

Podstrony

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Ja nie będę z wami ani gadał, ani się o nic rozpytywał. No?
 Nie, nie.
 Góież chcecie stanąć w Warszawie? W hotelu? Gdy człowiek jest zmęczony i ma
z nerwami&
 Ja wcale z żadnymi nerwami nic nie mam nic do roboty! Jeszcze ja będę chorował
na nerwy, na te jakieś głupie nerwy! Znosić nie mogę tego szafowania nerwowością&
Korzeckiemu z lekka rozszerzyły się powieki i mały uśmieszek przemknął się wskroś
twarzy. Wnet znikł i jego miejsce zajął wyraz niezwykły na tym obliczu: głęboki szacunek
i uwaga. Judym spojrzał na swego towarzysza i doznał ulgi. W istocie: dokądże pojeóie?
Bęóie się błąkał w ulicach Warszawy, tłumiąc w sobie drgawki nienawiści i tęsknoty?
 Ależ ja wam zrobię piekło swoją osobą&  mówił głosem daleko mniej szorstkim.
 Pojeóiemy w odóielnych przeóiałach, nawet wagonach, jeśli o to choói. Daóą
wam pokój do spania i także bęóiecie mogli wcale mię nie widywać.
 Cóż znowu?
 Nic znowu. Ja wiem, co mówię. Zresztą ja mam w tym pewne wyrachowanie.
 Co za wyrachowanie?
 Takie jedno.
 Ależ przecie ja już bilet kupiłem do Warszawy.
 No więc cóż z tego? Zaraz pójdę i kupię woma bilet do Sosnowca. Siedzcież tu
spokojnie i martwcie się, ile wlezie w tak mały przeciąg czasu, a ja skoczę do kasy.
Judym powiódł okiem za odchoóącym i doznał przyjemnego wrażenia na widok ja-
snego kostiumu, który przesunął się w tłumie. Westchnienie ulgi wymknęło się z jego
piersi. Przez krótką chwilę, myślał o tym, co to jest Zagłębie, i pomimo całej odrazy,
jaką miał dla miejsc nowych i do tego szczególniej, co może w sobie zawierać ta nazwa,
wolał to niż Warszawę. Niebawem Korzecki wrócił i z ostentacją pokazał bilet, który
zresztą co pręóej schował do kieszeni. Zaszedł pociąg i Judym udał się machinalnie za
swym nowym przewodnikiem do wagonu klasy pierwszej. Był sam w przeóiale i zaraz
u p oi (Êîanc.)  otóż to! masz tobie!
u ¹ bie  mowa o ZagÅ‚Ä™biu DÄ…browskim, oÅ›rodku przemysÅ‚u górniczego i hutniczego.
Luóie bezdomni om d u i 43
usiłując o niczym nie myśleć, rzucił się na sofę. Gdy wagon drgnął i ruszył się z miej-
sca, doznał zupełnej przyjemności z tego powodu, że nie jeóie sam i nie do Warszawy.
Nikt tam nie wchoóił. Dopiero po upływie goóiny wsunął się cicho Korzecki ze swą
głęboką skórzaną walizką w ręku. Usiadł w drugim kącie przeóiału i czytał książkę. Gdy
zdjął swą płytką czapeczkę, Judym dostrzegł, że łysina jego powiększyła się baróo. Rzad-
kie, krótko przystrzyżone włosy czerniały jeszcze na ciemieniu, ale już naga skóra bieliła
się manifestacyjnie. Korzecki czytał z uwagą. Na jego ślicznych ustach przew3ał się od
czasu do czasu wyraz zimnej pogardy, quasi-uÅ›miechu ², taki wÅ‚aÅ›nie, jak wówczas gdy
z kimś pozującym na wielkość ten  cynik prowaóił ożywioną dyskusję. Oczy wlepione
w stronicę maltretowały ją jak człowieka. Judym spod rzęs przyglądał się Korzeckiemu
i znienacka przyszła mu do głowy óiwna myśl: co stałoby się z Joasią, gdyby została żoną
takiego człowieka. Chciał w tejże chwili zobaczyć jej zrenice, chciał je sobie przypomnieć,
ale oto wzrok jego utopił się we własnych łzach, oczy i twarz jak powódz zatapiających.
Tęsknota
Leżał tak nieruchomy, z całym wysiłkiem pracując nad zdławieniem w sobie dreszczów
cierpienia. W pewnej chwili uczuł gorącą chęć, istną żąóę rozmowy z Korzeckim o Joasi,
wyznania mu całej prawdy, wszystkiego. Już, już miał otworzyć usta i zacząć, gdy wtem
coś innego, jakaś nikła reminiscencja niosła to na dół, niby ciężka śrucina, która ugoói
ptaka szybującego przez powietrze. Zapominał o tym, góie jest, co się z nim przytrafia,
i w stanie owej półśmierci, w stanie tęsknoty, jak mógł, się grzebał.
Około goóiny piątej z południa Korzecki złożył książkę i ściągnął z półki ciężką wa-
lizkę. Przygotowując się do opuszczenia wagonu rzekł z cicha:
 Wstawajcie, Judym; jesteśmy u celu.
Miasto
Wyszli na peron dużej, ruchliwej stacji, minęli ją szybko i wsiedli do oczekującego
powozu. Spasione konie niosły ich ostro przez miasto, powstałe jakby w ciągu tygodnia.
Domy były nie tylko nowe i ordynarne, ale zbudowane byle jak, z pośpiechem. Ulicami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kskarol.keep.pl