Podstrony
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wprowadziły mnie w szybki rytm marszu. Nie oglądając się za siebie, szłam myśląc o najbliższej przyszłości. Po godzinie byłam we wsi, w której z łatwością poznałam dom kuzynów Marty. Był to jedyny murowany z cegieł budynek, stojący na skraju wsi. Nim zapukałam do drzwi, drżałam z zimna i ze strachu. Akurat nadeszła właścicielka. Zdziwiona spytała: - Czy do nas? - Przyjechałam z Kielc. Mam dla pani list od kuzynki Marty - odpowiedziałam. Przeglądając prędko list właścicielka zaprosiła mnie do mieszkania i nawiązała dłuższą rozmowę. Wypytywała o różne szczegóły, dotyczące znajomości z Martą. Padły także pytania, skąd pochodzę? W jakim mieście wychowałam się? Czy mam praktykę w zawodzie nauczycielskim? Odpowiedziałam jej i poinformowałam o ciężkich warunkach materialnych Marty i jej dzieci. W końcu właścicielka wyraziła zadowolenie, że jej dzieci zaczną się uczyć. Zależało jej także na dobrym ich wychowaniu. Po skończonej wymianie zdań pani domu przedstawiła mi swoje córeczki. Stały zawstydzone i nie śmiały spojrzeć na mnie. Zapytałam je, czy chcą się uczyć, na co kiwnęły główkami. W południe, kiedy wraz z dziećmi usiadłam do obiadu, poznałam gospodarza domu. Już wiedział o mnie, że jestem wychowawczynią i chcę się zająć nauczaniem ich córeczek. Podobno był zadowolony, że kuzynka Marta zatroszczyła się o to. Po skończonym obiedzie zabrałam się do pierwszej lekcji. Weszłam do pokoju, w którym te trzy dziewczynki miały swoje łóżka i szafę. Był też niski stół z krzesełkami. Przy nim zabrałyśmy się do nauki czytania. Żeby pozyskać dzieci, zaczęłam opowiadać im prawdziwe bajki i wymyślone przeze mnie. Poza nauką dbałam także o ich czyste ubrania i nieraz prasowałam im sukieneczki. W ciągu tygodnia dzieci przywiązały się do mnie i nabrały chęci do nauki. Po kilku dniach pracy ze mną zaczęły się chwalić przed rodzicami, że potrafią już pisać. W nocy między 13 a 14 stycznia 1945 roku przebudził mnie wyjątkowy ruch w naszym domu. Z wytężeniem nasłuchiwałam, co się dzieje wokoło. Gospodarze nie spali mimo późnej godziny. Wychodzili wielokrotnie z mieszkania do piwnicy i wracali. To powtarzało się aż do rana. Dziwiło mnie, że właściciele domu poruszali się po ciemku. Tylko półksiężyc im przyświecał. Nie mogłam zrozumieć, co zaszło. Jeszcze o północy podeszłam do okna i usłyszałam bliskie i wyraźne echo kroków maszerujących żołnierzy. Pomimo że okiennice były zamknięte i trudno było dokładnie zobaczyć, jakie to kroczy wojsko, jednak udało mi się przez szpary i dziury w okiennicach dojrzeć zielone mundury. Kiedy przechodzili koło okien, zobaczyłam, że to wojsko niemieckie. Nie wierzyłam własnym oczom. Pomyślałam, że śnię albo jestem w letargu. Długo ciągnął się ten marsz, a jego echo wryło mi się w pamięć na zawsze. Rano moi gospodarze zakazali dzieciom wychodzić z mieszkania, a mnie prosili, aby bardzo uważać, żeby któreś z nich nie wyjrzało na ulicę nawet na chwilę! Wydało mi się dziwne, że właściciel ani jednym słowem nie pisnął o nocnych zajściach. Kiedy on wyszedł, a ja zostałam z dziewczynkami na lekcji, nagle straciłam cierpliwość i zapragnęłam wyjść na zewnątrz. Uprzedziłam dzieci, że wychodzę na minutę i zaraz wracam, a one mają nie ruszać się z miejsca. Wyszłam. Stanęłam przed parkanem rozglądając się dookoła. Na pustym polu w odległości sześćdziesięciu-siedemdziesięciu metrów stał czołg, na którym była
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkskarol.keep.pl
|