Podstrony
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
na mnie, dotknij mnie! To ja! Wydawało mu się, że Hana jest jedyną osobą, która potrafi zobaczyć prawdę ukrytą pod szatami. Chyba się pomylił. R L T Kiedy samolot zaczął schodzić do lądowania, Hana z trudem powściągnęła mdło- ści. Przez całą drogę zastanawiała się, jak pogodzić miłość i zdradę, tęsknotę i złość. Na- gle czyjaś ręka spoczęła na jej ramieniu. - Zobaczysz, będzie dobrze. - Mówisz to do mnie czy do siebie? - zapytała, dając upust nagromadzonym emo- cjom. - Lepiej myśl o swoim spotkaniu z bratem i Amber, którą powinieneś był poślubić! Bo o tym, co ja czuję, to akurat nic nie wiesz! - Niby skąd mam wiedzieć, skoro zamknęłaś się w sobie? W jednej minucie pło- niesz z miłości, w drugiej zamieniasz się w sopel lodu. - Próbuję ułatwić nam rozstanie - szepnęła, tak by Alim nie usłyszał. Marzyła o tym, aby położyć głowę na rozkładanym stoliku przed sobą, ale to by było oznaką słabości, wołaniem o pocieszenie. Samolot wylądował. Znów przeszli po czerwonym dywanie do czekającej limuzy- ny. Oprócz kierowcy nie było przy niej nikogo; przypuszczalnie Alim zaznaczył, że nie chce komitetu powitalnego. Silnik mruczał miarowo, kiedy jechali w stronę pałacu. Na ulicach toczyło się normalne życie. Nikt nie wiedział o powrocie Alima; ludzie nie wiwatowali, nie wznosili okrzyków. Mimo to Hana osunęła się niżej na siedzeniu; czuła się jak oszustka. - Ciężarówka, którą jezdziłem po pustyni, kosztowała dwukrotnie więcej od tej li- muzyny - zauważył Alim. - W niej nie czułaś się speszona. - Serio? Była taka brudna i poobijana... - Nie chciałem zwracać na siebie uwagi. Specjalnie usunąłem z niej oznaki produ- centa i ją postarzyłem. To była niezła zabawa: walenie młotkiem w zderzaki, zdzieranie lakieru... Wargi jej zadrżały. - Pewnie znajdą się w pałacu jakieś narzędzia i papier ścierny - ciągnął Alim. - Muszę poszukać w piwnicy albo pogadać ze stolarzem. Hana popatrzyła na niego pytająco. - Jeżeli lepiej się przy mnie czujesz, kiedy brudny i posiniaczony siedzę za kółkiem powgniatanego wozu... R L T Zaczerwieniła się. - Zachowuję się jak snobka... - Ja cię nie osądzam. Ty natomiast ciągle pouczasz mnie, co powinienem zrobić, z kim się ożenić... Otworzyła usta, by zaprotestować, ale po chwili je zamknęła. Po raz kolejny Alim ma rację. Nie chcąc się z nim kłócić, wyjrzała przez szybę. Ludzie na ulicy wskazywali na namalowany na drzwiach herb, machali rękami. - Mam dla ciebie prezent. Zaskoczona odwróciła się. - Nie chcę - oznajmiła stanowczo. - Najpierw zobacz. - Podał jej pięknie opakowane pudełko obwiązane złotą wstąż- ką. - Otwórz. Rozwiązała wstążkę, uniosła wieczko i... wybuchnęła śmiechem. Jej oczom ukaza- ła się kunsztowna kaseta z drzewa sandałowego, z wierzchu leżała kartka z napisem Ap- teczka Hany: zestaw kryzysowy", a pod nią tuzin batonów energetycznych, cztery ma- nierki i dwie malutkie butelki z olejkiem lawendowym. - Dziękuję. - Popatrzyła na Alima. Pochyliwszy się, musnął wargami jej usta. - Podejrzewam, że wkrótce najdzie cię ochota do ucieczki. Więc pytam słowami piosenki: jeśli mnie opuścisz, czy mogę iść z tobą? - Bardzo bym chciała - odrzekła, wiedząc, że to nierealne. - Damy sobie radę, Sahar Thurayya. - Ponownie zbliżył usta do jej warg. - Razem jesteśmy silniejsi niż każde z nas z osobna. Wzruszona pogładziła go po ręce. - Dziękuję, Alim. %7łe akceptujesz mnie taką, jaka jestem. Samochód minął ozdobną bramę i zatrzymał się przed prywatnym wejściem na ty- łach pałacu. Hana uświadomiła sobie, co Alim zrobił: odciągnął jej uwagę od spotkania z rodzicami. Specjalnie przygotował wcześniej prezent, zanim jeszcze zgodziła się wrócić do Abbas al-Din... R L T - Dziękuję - powtórzyła i bojąc się, że zaraz stchórzy, szybko pocałowała go w usta. - Jesteś niewiarygodnie dobrym człowiekiem, Alimie. - Chciałbym w to wierzyć. - Nie czekając na służącego, otworzył drzwi, wysiadł, po czym podał rękę Hanie. - Twoja rodzina czeka w pokoju na lewo od wejścia. Kolana się pod nią ugięły, w głowie się jej zakręciło. - Chodz ze mną, proszę - szepnęła. Wprowadził ją na marmurowe schody. - Przywitam się, a potem cię zostawię. Muszę stawić czoło własnym duchom. Prze- trwamy, Hano. - Zcisnąwszy jej dłoń, pchnął szerokie dwuskrzydłowe drzwi, za którymi czekała rodzina al-Sudów. Pięć odświętnie ubranych osób siedzących na obitych brokatem sofach poderwało się na nogi. Nie była pewna, czy włożyli eleganckie stroje ze względu na nią czy Alima. Kiedyś kochała tych ludzi ponad życie. Teraz na ich widok serce zabiło jej mocno, jakby mówiło: i nadal kochasz. - Hana - powiedziała matka głosem ochrypłym ze wzruszenia. Sprawiała wrażenie drobniejszej niż dawniej, twarz miała bardziej pomarszczoną, w jej oczach lśniły łzy. Ręka wyciągnięta do córki zawisła w powietrzu. - Witaj, mamo. - Hana skłoniła głowę. Stała nieruchomo, jakby bała się podejść bliżej. Kiedy ostatni raz widziała się z matką, ta, załamując ręce, pytała, dlaczego ona, Hana, nie przyszła do niej na rozmowę, dlaczego nie powiedziała, że zamiast Latifa woli poślubić Mukhtara. Na ojca Hana nie była w stanie spojrzeć. Potem zerknęła na niego spod oka. Zobaczyła ból malujący się na jego twarzy, wyrzuty sumienia, prośbę, by mu wybaczyła. Odwróciła pośpiesznie wzrok. - To moi rodzice, Amal i Malik al-Sudowie, a to jest... - Urwała i popatrzyła nie- pewnie na Alima. - Alim El-Kanar - odrzekł, po czym postąpił krok do przodu i wyciągnął do ojca Hany dłoń. - Cieszę się, że mogę pana poznać. Wychował pan córkę na kobietę obdarzo- ną niezwykłą siłą i odwagą. Mężczyzni wymienili uścisk dłoni. R L T - Hana - szepnęła matka, przysuwając się bliżej. Hana zamknęła oczy i potrząsnęła głową. Nie chciała żadnego kontaktu fizyczne- go. Pięć lat spędziła w samotności. W tym czasie nikt prócz Alima nie dotykał jej, nie pocieszał, nie przytulał. Wtem poczuła rękę na swoim ramieniu. - Czy zaproponowano państwu kawę? - zapytał Alim, dając jej chwilę na opano- wanie emocji. Odetchnęła głęboko, dziękując mu w duchu za to, że znów jej przyszedł z pomocą. Jak dobrze ją znał; potrafił przejrzeć na wylot, mimo że próbowała się przed nim za- mknąć. - Tak, panie, dziękujemy. Po raz pierwszy od tamtej pamiętnej nocy Hana usłyszała głos ojca. Pamiętała, co wtedy do niej mówił: Poślubisz Mukhtara przez wzgląd na swoją siostrę. Fatima nie po- nosi żadnej winy za to, że nie umiesz zapanować nad swoimi namiętnościami! - Nie mogę, przepraszam, nie mogę. - Hana skierowała się do drzwi. - Nie odchodz! - zawołała zdławionym głosem Fatima. - Kochamy cię. Tak bardzo za tobą tęskniliśmy. Hana zatrzymała się i zacisnęła dłonie w pięści. - Przynajmniej byliście razem - oznajmiła chłodno. - Przypuszczam, Fatimo, że
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkskarol.keep.pl
|