Podstrony
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Ojcze D - odezwałam się, jak tylko kroki Andy'ego ucichły. - Susannah - powiedział zmęczonym tonem. Nie miał ochoty dopuścić mnie do głosu. - Rozumiem, jakie to dla ciebie trudne. Jesse był kimś szczególnym. Wiem, \e wiele dla ciebie znaczył... Nie wierzyłam własnym uszom. - Ojcze D... - .. .ale faktem jest, \e teraz Jesse przebywa w lepszym świecie. - Ojciec Dominik przeszedł przez pokój, schylając się przy drzwiach i podnosząc czarną torbę, którą zostawił na korytarzu. Poło\ył ją na moim niepościelonym łó\ku, a następnie otworzył i zaczął wyjmować z niej ró\ne rzeczy. - Ty i ja - ciągnął - musimy w to wierzyć i po prostu \yć dalej. Oparłam ręce na biodrach. Nie wiem, czy to wstrząs mózgu, czy fakt, \e mojego chłopaka wyegzorcyzmowano, ale wydaje mi się, \e bardzo podskoczył mi współczynnik wiedzmowatości. - Ja wierzę, ojcze Dominiku - zapewniłam. - Wierzę w siebie i wierzę w księdza. Dlatego wiem, \e mo\emy to naprawić. Niewinne, błękitne oczy ojca Dominika rozszerzyły się za szkłami okularów. Podniósł do ust coś w rodzaju fioletowej wstą\ki, ucałował, a następnie zało\ył sobie na szyję. - Naprawić to? Co naprawić? Co masz na myśli, Susannah? - Ksiądz wie, co mam na myśli. - Ja... - Ojciec Dominik wziął do ręki metalowy przedmiot przypominający ły\kę do nakładania lodów, a do drugiej słoik zawierający, jak podejrzewam, święconą wodę. - Zdaję sobie oczywiście sprawę, \e będziemy musieli rozwiązać sprawę Marii de Silvy Diego. To kłopotliwe, ale myślę, \e sobie z tym poradzimy. A ten chłopiec, Jack... trzeba będzie się nim zająć i nauczyć zasad mediacji. Jak wiesz, egzorcyzm powinien być u\ywany dopiero, gdy nie ma innego wyjścia. Ale... - Nie o to chodzi - przerwałam mu. - Nie o to chodzi? - powtórzył pytająco. - Nie. I niech ksiądz nie udaje, \e nie wie, o czym mówię. Zamrugał parę razy, czym upodobnił się na chwilę do Clive'a Clemmingsa. - Nie mogę stwierdzić, \e wiem, o czym mówisz, Susannah - powiedział. - O czym mówisz? - O sprowadzeniu go z powrotem. - Sprowadzeniu kogo z powrotem, Susannah? - Zmęczenie po całonocnym maratonie samochodowym zaczynało być widoczne. Wyglądał na wyczerpanego. Był przystojnym facetem, jak na kogoś koło sześćdziesiątki. Z całą pewnością połowa zakonnic oraz \eńska większość kongregacji misyjnej kochała się w nim na zabój. Na co ojciec D nie zwracał, rzecz jasna, uwagi. Zwiadomość, \e jest przystojniakiem w średnim wieku, tylko by go zmieszała. - Wie ksiądz kogo. - Jesse? Sprowadzić Jesse'a z powrotem? - Ojciec Dominik stał ze stułą na szyi i kropidłem w ręku, patrząc na mnie zdumionym wzrokiem. - Susannah, wiesz równie dobrze jak ja, \e kiedy duch opuszcza ten świat, tracimy z nim wszelki kontakt. One odchodzą. Przenoszą się dalej. - Wiem. Nie mówiłam, \e to będzie łatwe. Tak naprawdę, widzę tylko jeden sposób, a jest to sposób ryzykowny. Jednak z księdza pomocą, ojcze D, to się mo\e udać. - Moją pomocą? - Ojciec Dominik się zmieszał. - Pomocą w czym? - Ojcze D, chcę, \eby ojciec mnie wyegzorcyzmował. 12 Po raz ostatni, Susannah - powiedział ojciec Dominik. Tym razem stuknął w kierownicę dla podkreślenia wagi tego, co mówi. - To, o co prosisz, jest niemo\liwe. Przewróciłam oczami. - Zaraz, zaraz, a co się stało z wiarą? Myślałam, \e jak się wierzy, to wszystko jest mo\liwe. Ojciec Dominik nie lubił, kiedy jego własne słowa obracano przeciwko niemu. Wskazywał na to grymas na jego twarzy, kiedy spoglądał w tylne lusterko. - Zatem pozwól sobie powiedzieć, \e to, co chcesz zrobić, ma bardzo niewielkie szanse powodzenia. Prowadzenie samochodu w Carmelu to nie \arty, poniewa\ domy nie są oznakowane numerami i turyści w \aden sposób nie mogą dojść, jak się poruszać. A ruch uliczny składa się, oczywiście, w dziewięćdziesięciu ośmiu procentach z przyjezdnych. Ojciec D był ju\ wystarczająco sfrustrowany, usiłując dotrzeć tam, dokąd się wybieraliśmy. Moje oświadczenie, \e chcę, aby mnie wyegzorcyzmował, nie wpłynęło na poprawę jego nastroju. - Nie wspominając ju\ o tym, \e jest to nieetyczne, niemoralne i prawdopodobnie bardzo niebezpieczne - zakończył, dając cię\arówce znaki ręką, \eby nas wyprzedziła. - Zgadza się - powiedziałam. - Ale nie jest niemo\liwe. - Chyba o czymś zapominasz. Nie jesteś duchem, ani te\ nie zostałaś przez ducha nawiedzona. - Wiem. Ale mam ducha, prawda? To jest, duszę. Więc dlaczego nie mógłby ksiądz jej wyegzorcyzmować? Wtedy, no wie ksiądz, mogłabym pójść, rozejrzeć się, spróbować go znalezć i jeśli mi się uda, sprowadzić z powrotem. - Po chwili dodałam: - O ile, oczywiście, będzie chciał wrócić. - Susannah. - Ojciec Dom miał mnie absolutnie dosyć, to było widać. W domu, kiedy płakałam i w ogóle, było w porządku. A potem wpadłam na ten niesamowity pomysł. Tylko \e ojciec Dominik nie uwa\ał, \e ten pomysł jest taki fantastyczny. Dla mnie był genialny. Nie mogłam uwierzyć, \e wcześniej o tym nie pomyślałam. Przypuszczam, \e miałam trochę obity mózg po tym całym upadku. Nie było jednak powodu, dla którego mój plan miałby się nie powieść. śadnego. Tylko \e ojciec Dominik nie chciał brać w tym udziału. - Nie. - Powtarzał to, odkąd wspomniałam o swoim planie po raz pierwszy. - Tego, co proponujesz, Susannah, nikt dotąd nie robił. Nie ma najmniejszej gwarancji, \e się uda. Albo, jeśli się uda, \e będziesz w stanie powrócić do swojego ciała. - Dlatego właśnie - stwierdziłam ze spokojem - przyda się lina. - Nie! - krzyknął ojciec Dominik. W tej samej chwili musiał gwałtownie zahamować, poniewa\ nie wiadomo skąd wyskoczył autokar, a poniewa\ w centrum Carmelu nie ma świateł, istnieje niekiedy niezgodność opinii co do pierwszeństwa przejazdu na skrzy\owaniu. Usłyszałam, jak zachlupotała woda święcona w słoiku w czarnej torbie na tylnym siedzeniu. Nie spodziewałam się, \e coś zostanie po prysznicu, jaki ojciec D urządził w naszym domu. Woda pryskała na wszystkie strony. Miałam nadzieję, \e nie myli się co do tego, \e Maria i Feliks, jako \arliwi katolicy, nie odwa\ą się przekroczyć progu nowo pobłogosławionego domu. Bo jeśli się mylił, to tylko zbłazniłam się niepotrzebnie wobec Przyćmionego. - Po co ksiądz to robi, ojcze D? - dopytywał się Przyćmiony, kiedy ojciec Dominik dotarł do jego pokoju z aspergillum, bo tak, jak się okazało, nazywał się ten dziwaczny przedmiot do kropienia. - Poniewa\ twoja siostra prosiła mnie o to - odparł ojciec Dom, spryskując ławkę do ćwiczeń. Była to zapewne jedyna chwila, kiedy ten mebel został poddany zabiegowi zbli\onemu do mycia. - Suze prosiła, \eby ojciec pobłogosławił mój pokój? - Słyszałam głos Przyćmionego z
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkskarol.keep.pl
|