image Strona poczÂątkowa       image Ecma 262       image balladyna_2       image chili600       image Zenczak 2       image Hobbit       

Podstrony

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Polly na nowo rozpłakała się rzewnie, a Cleve znalazł dla niej czystą chustkę.
— Nie... nie — mówiła wśród łez. — To nie tak było... Jemu chodziło o to, że jestem
aktorką i mam duże szansę kariery, może już wkrótce będę zarabiała dużo! To znaczy,
zarabiałabym, gdybym nie zmieniła planów... Bo chcę wyjść za mąż i zerwać ze sceną...
Och, Cleve!
Polly ukryła twarz na ramieniu Cleve’a.
— Równie dobrze mógłby się pan ożenić z Niagarą — powiedziała April zwracając
się do Cleve’a.
Cleve roześmiał się, zsunął głowę Polly ze swego ramienia, wytarł jej twarz swoją
chustką i rzekł:
— Mów dalej, dziecinko. Powiedz wszystko!
— No, więc wreszcie... powiedziałam Wallace’owi o tym... o moim ojcu, o papierach
w ręku Flory Sanford. Odpowiedział, że wydobędzie te listy, jeżeli ona zgodzi się na roz-
wód... i wtedy on ze mną się ożeni... A potem nagle zaczął mnie namawiać, żebym przy-
jechała do willi Flory i porozmawiała z nią. Przyjechałam. Zażądała ogromnej sumy.
Przypuszczam... nie, wiem na pewno!... że Wallace wszystko jej wygadał. Oświadczy-
ła mi, że za grube pieniądze jest gotowa oddać mi te papiery, zgodzić się na rozwód,
o wszystkim zapomnieć. Ja na to odpowiedziałam, że przyjadę znów w środę z pie-
niędzmi.
Zapadło milczenie na długą, długa chwilę. Wreszcie April szepnęła:
— Słuchamy...
Nagle Polly Walker wyprostowała się, oczy jej oschły. Była bardzo blada, piękne wło-
sy, zwichrzone, przesłaniały czoło.
— Chciałam ją nastraszyć — powiedziała. — Miałam przy sobie rewolwer. Chciałam
199
ją zmusić, żeby zwróciła mi te listy. Wtedy mogłabym raz na zawsze zapomnieć o niej...
i o nim... Przyjechałam tu około... nie, dokładnie tego nie wiem, ale było między czwartą
a piąta. Zatrzymałam samochód przy wjeździe, podeszłam do drzwi willi. W ręku mia-
łam rewolwer. Nie, nie zamierzałam jej zabić! Nie mogłabym zabić nikogo, nawet takiej
złej kobiety jak Flora Sanford! Chciałam tylko... Ach, rozumiecie mnie przecież!
— Rozumiemy — miękko powiedziała Dina.
— Weszłam do salonu. Przedtem dzwoniłam, ale nikt nie otworzył. Drzwi nie były
zamknięte, nacisnęłam klamkę i weszłam. Rewolwer trzymałam w ręku. Ona patrzała
na mnie, nie powiedziała ani słowa. Wycelowałam prosto w nią i powiedziałam: „Niech
pani...”
— I co, i co? — niecierpliwiła się April.
— Nagle... Ale to wszystko rozegrało się tak błyskawicznie... Nie mogę sobie jasno
uświadomić... Jakiś mężczyzna wybiegł skądś, chyba od strony schodów. Zauważyłam
tylko, że był szczupły i śniady. Miał na głowie kapelusz z opuszczonym dużym rondem.
Tyle zapamiętałam, więcej nic. Klął biegnąc, minął mnie, zniknął za drzwiami. Pani San-
ford wcale na niego nie zwracała uwagi. Nagle padł strzał. Jakby zza drzwi jadalnego
pokoju. Pani Sanford przewróciła się na dywan. A wtedy rewolwer, który wciąż ściska-
łam w ręku, wypalił! Sama nie wiem jak, dlaczego, nie wiem też, gdzie trafiła kula, ale na
pewno nie w nią... nie w panią Sanford. Odwróciłam się i uciekłam. Mężczyzna w filco-
wym kapeluszu wsiadał do samochodu, który stał dalej, w głębi alei. Odjechał natych-
miast. Ja wskoczyłam do swego wozu i ruszyłam szybko. Gdzie pojechał tamten czło-
wiek, nie wiem. Ja skręciłam na wybrzeże, nad morzem zatrzymałam się chwilę. Przy-
szło mi na myśl, że może Flora Sanford jest tylko raniona i że powinnam tam wrócić.
Mogłam przecież udać, że byłam zaproszona do niej na herbatę i właśnie dopiero zaje-
chałam. Zawróciłam więc, znowu zadzwoniłam do drzwi, tak jak bym tu nigdy przed-
tem nie była... — Polly urwała i odgarnęła włosy z czoła
— Rupercie, mój przyjacielu — odezwała się April tonem pełnym szacunku — żeni
się pan z kobietą o stalowych nerwach!
Polly Walker podjęła swoje opowiadanie:
— Ale Flora Sanford nie była tylko ranna... Nie żyła już. Wezwałam policję... — Spoj-
rzała na Dinę i April z bladym uśmieszkiem. — Resztę już wiecie.
Cleve pochylił się mówiąc:
— Słuchajcie, dziewczynki. Nie wolno tej historii...
April patrzała mu promiennie w oczy.
— Wie pan, u nas w rodzinie... Mamy już takie obciążenie dziedziczne. Nasza matka
jest okropnie roztargniona, my to mamy po niej! Niestety, już zapomniałyśmy, co nam
tu Polly opowiedziała.
— Co do mnie — dodała Dina — to w ogóle nie słuchałam. — Pocałowała Polly mó-
200
wiąc: — Szalenie się cieszę, że to nie pani zastrzeliła Florę Sanford i że pani nie wyjdzie
za Wallace’a, bo chociaż to niezły chłopak, ale pani narzeczony jest stanowczo o wiele,
wiele sympatyczniejszy.
— Moja siostra słynie z taktu — powiedziała April.
— Żużmumijuja! — szepnęła Dina i łzy popłynęły jej z oczu.
— Niech państwo na nią nie zwracają uwagi — rzekła April. — Ona zawsze płacze na
ślubach. A swoją drogą to z waszej strony świństwo, że chcecie wziąć ślub w Las Vegas.
Cudnie wyglądam w organdynowych sukniach. Poza tym nie wiem, czy to nie przestęp-
stwo wywozić głównego świadka do innego stanu, nawet jeśli chodzi o małżeństwo. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kskarol.keep.pl