Podstrony
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nic nie zdały się próby zamknięcia krwistoczerwonej dziury. Muszę go odwrócid - rzekł Cadfael po chwili. - Chcę zobaczyć także ranę na jego plecach. Bez chwili wahania dziewczyna podeszła do zmarłego i z wielką czułością, jak gdyby matką mu była, nie córką, wsunęła ramię pod jego plecy, wolną zaś ręką uniosła biodra Rhisiarta i delikatnie ułożyła bezwładne ciało na boku, tak że głowa ojca spoczywała teraz na jej ramieniu. Cadfael obszedł ławę dookoła i zbliżywszy twarz do otworu widocznego po lewej strome pleców mężczyzny, począł dokładnie badać każdy szczegół. Musiałaś mieć nie lada kłopot z wyciągnięciem strzały. Oz wał się po jakimś czasie. - Mniemam, że trzeba było wyrwać ją razem z ciałem. - Tak. - Sioned zadrżała gwałtownie, gdyż istotnie wyjęcie strzały było dla niej najcięższą z prób. - Grot nie wystawał z tej strony; nie było sposobu uciąć go czy odłamać i uwolnić drzewce. - Wstyd rni, że tak okrutnie obeszliśmy się z nieszczęsnym mym ojcem, cóż jednak mieliśmy uczynić? Trudne to było zadanie. Ado tego jeszcze ta krew! Istotnie, na plecach Rhisiarta, Cadfael dostrzegł jedynie niewielkie pęknięcie skóry w miejscu, gdzie znajdowało się stalowe ostrze. Plama zakrzepłej, poczerniałej krwi wyrańiie znaczyła ten punkcik. Po chwili jednak mnich odszukał to, co spodziewał się znalezć: ledwie widoczne, czyste, zasklepione już nacięcie. Ranka była wąska niczym paznokieć Cadfaela, lecz mnich nie wątpił ani przez chwilę, ze oto odnalazł prawdziwą przyczynę śmierci gospodarza. Z tak niewielkiej rany nie mogło ujść wiele krwi, ta zaś, która wypłynęła, zlała się w jedno z plamką wokół przebitej strzałą skóry. To właśnie sprawiło, że tajemniczy ów ślad nie został wcześniej dostrzeżony. - Zrobiłem już wszystko. - Z tymi słowy Cadfael pomógł dziewczynie ułożyć ojca na plecach i przykryć go płótnem, by odtąd nikt nie zakłócał jego wiekuistego snu. Uczyniwszy to wszystko, usiadł i powiedział jej o swoim odkryciu. Sioned otworzyła szeroko oczy i wpatrywała się w mnicha z namysłem. Kiedy zaś rozważyła już usłyszaną nowinę, rzekła w te słowa: - Pomnę teraz, żem widziała ślad, o którym mówisz, lecz wtedy zdał mi się on bez znaczenia. Jeśli jednak myliłam się, powiedz mi, czemu maleńkiej tej rance tak wiele poświęcacz uwagi? - To nie strzała, lecz owo nacięcie sprawiło, że Rhisiart stracił życie. Jeśli słuszne są moje przypuszczenia, rana ta powstała od ciosu zadanego sztyletem, narzędziem cienkim, długim i bardzo ostrym, innym niż zwyczajny nóż. Dlatego właśnie znak ten jest tak mały i ledwie widoczny, zwłaszcza, że rozcięta skóra zamknęła się niemal bez śladu, gdy tylko ostrze wyciągnięto z ciała. Bardzo być może, iż krwawa plama na plecach znaczyła nie miejsce, gdzie przebił je grot strzały, lecz punkt, w który trafił sztylet Sądzić zatem można, że strzałę wbito w pierś Rhisiarta wtedy, gdy był on już martwy, a uczyniono to, aby ukryć fakt, że ktoś zaszedł go od tyłu i zabił w tak haniebny sposób. Morderca urządził zasadzkę tam, gdzie niewielką polankę ze wszystkich stron otaczały gęste chaszcze, mógł bowiem ukryć się pośród nich i obserwować swą ofiarę, w stosownej zaś chwili niepostrzeżenie podejść bliżej i zadać cios w plecy. Oto rozwiązanie pierwszej naszej zagadki. Inne niejasności równie proste znajdują wyjaśnienie: Rhisiart, ugodzony sztyletem, upadł twarzą do ziemi, potem zaś przewrócono go na wznak, by wbić mu w piersi strzałę Engelarda. Pojmuję teraz, co wcześniej wydawało mi się nieprawdopodobne, czemu strzała przeszyła ciało pod tak dziwacznym kątem. %7ładen łucznik nie potrafiłby jej wystrzelić w taki sposób, lecz ten, kto użył jej tym razem, nie miał ze sobą łuku! Wcisnąć grot strzały w ludzkie ciało zaiste, mozolna to praca, acz mniemam, że sztylet mógł nieco ułatwić trudne zadanie. - Ten sam sztylet, którym wcześniej zabito podstępnie mego ojca, być może służył potem, by zatrzeć ślad ohydnej zbrodni -wyszeptała Sioned, blada jak śmierć. - Wszystko na to wskazuje. Zwłaszcza ta strzała. Na pewno wepchnięto ją w pierś Rhisiarta, kiedy ten był już martwym. Dlatego właśnie tkwiła tak płytko, nie przeszywszy ciała na wylot. Od początku zdawało mi się, że jest w tym coś nienaturalnego. Gdyby istotnie Engelard był tym, który zasadził się na twego ojca, zapewne przygotowałby sobie parę dębowych patyków, takich, by zdały się na drzewce strzały i, posławszy ich kilka w
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkskarol.keep.pl
|