image Strona poczÂątkowa       image Ecma 262       image balladyna_2       image chili600       image Zenczak 2       image Hobbit       

Podstrony

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Adam.
- Tak, oczywiście. Mogę też nagrać cały zapis na DVD.
Josie przesunęła dłoń Adama na swój brzuch.
- Adamie, wydaje mi się, że on się rusza. Tak, Tak! Czu-
jesz?
Zaprzeczył ruchem głowy.
- Takie początkowe ruchy nie trwają długo - wyjaśniła
mu pielęgniarka.
- Po wizycie odwiozę cię do domu.
- A co z Bobem? A Houston?
- Wysłałem Boba do domu, aby się zajął gotowaniem, a re-
zerwację przesunąłem na pózniej. Nie mogłem nie przyjść
tutaj z tobą.
- Och. - Uśmiechnęła się.
Po drodze siedziała na przednim siedzeniu, obok niego.
Tryskali humorem i dyskutowali na temat imienia, jakie da-
dzą dziecku.
- Jacob jest moim ulubionym imieniem - wyznał, - To by-
ło drugie imię mojego ojca i ja również je noszę.
- Mnie się podoba Daniel.
- Wydaje mi się, że jakoś przeżyłbym Danniego.
- Dobrze, niech więc będzie Jacob Daniel - wyszeptała
nieśmiało. - Moglibyśmy wołać na niego Jake.
Długo oczekiwane rzeczy Josie w końcu zostały dostar-
czone z Paryża. Z pomocą Boba szybko rozpakowała pudła
i nareszcie miała z powrotem swoje sztalugi. Otworzyła far-
S
R
by, ale ich zapach w połączeniu z odorem terpentyny był tak
silny, że musiała otworzyć wszystkie okna.
Bob uwielbiał jej płótna, a w szczególności chimery, Kie-
dy wyszedł, przyglądała im się w skupieniu. Teraz nie fascy-
nowały jej tak bardzo jak w Paryżu. Po wizycie u lekarza nie
mogła przestać myśleć o dziecku. W końcu zostawiła swo-
je malowidła i poszła na dół, by ponownie obejrzeć DVD.
Kiedy skończyła, poczuła, jak dziecko się w niej poruszyło:
Z ręką na brzuchu poszła na górę i błąkała się od sypialni
do sypialni.
Pokój między sypialniami Josie i Adama był mały i sło-
neczny. Uwielbiała widok z okna: drzewa, podwórko, a w od-
dali budynki centrum miasta. Pobiegła do telefonu i zadzwo-
niła do Boba.
- Musisz przyjść na górę.
- Słucham?
- Teraz. Potrzebuję cię. Muszę przenieść gdzieś meble ze
środkowej sypialni.
- A nie powinniśmy zapytać najpierw Adama?
- Możliwe, ale nie ma go tutaj. Poza tym chcę mu zrobić
niespodziankę.
- Nie jestem pewien, czy on lubi niespodzianki.
- Chcę urządzić pokoik dla dziecka. Będzie żółty. Umiesz
malować?
- Pomalujesz pokoik dla dziecka na żółto? .
- Nie, ty to zrobisz.
- Ja?
S
R
- Adam twierdzi, że jesteś świetny w pracach domowych.
Poza tym ja w moim stanie nie powinnam się wdrapywać
na drabinę.
- A czy przysięgniesz mi, że nadal będę mieć pracę po
tym, jak ci pomogę?
- Hej, a co z twoim motocyklem i tatuażami? Nie lubisz
życia z nerwem? - zażartowała.
Była szósta po południu. Adam wjechał do ciemnego ga-
rażu. Był kompletnie wykończony po trzech dniach spędzo-
nych w Houston. Po raz pierwszy zdarzyło mu się, że wraca-
jąc z podróży, po drodze do domu nie zatrzymał się w biurze.
Kiedy wszedł do środka, usłyszał głośny śmiech brata. Luca-
sowi wtórowała Josie.
Gruby plik kartek, najpewniej początkowa wersja książki,
z wydrukowanym nazwiskiem i imieniem Lucasa, leżał na
kuchennym stole. Słyszał, jak Josie powiedziała coś, co po-
nownie rozśmieszyło Lucasa.
Rzucił teczkę na blat kuchenny i szybkim krokiem skiero-
wał się na górę. Bez pukania otworzył drzwi.
- Adam? - zdziwiła się Josie.
Jej twarz rozświetlił promienny uśmiech. Albo była świet-
ną aktorką, albo rzeczywiście jego powrót ją uszczęśliwił.
Za plecami Josie, na środku żółtego pokoju, stali jego
matka i Bob. Po przeciwnej stronie pokoju Lucas moco-
wał się z zawieszeniem na ścianie dwóch kolorowych klau-
nów.
- Co się tutaj dzieje, do diabła? - wymamrotał Adam.
S
R
- Przestraszyłeś mnie - zagrzmiał Lucas, pozwalając parze
klaunów spaść na podłogę. - Powinieneś był zapukać.
- W swoim własnym domu?
- Miało cię nie być przez cały tydzień - przypomniała Jo-
sie. - Sypialnia dla dzidziusia miała być niespodzianką.
- Czyż nie będzie cudowna? - zapytała Marion. - Josie
sama ją zaprojektowała, a Bob pomalował. Któż inny wymy-
śliłby taki piękny żółty kolor?
- Cóż, rzeczywiście jest bardzo żółty.
- To kolor słońca - wyszeptała nieśmiało Josie.
- Czy widziałeś DVD z nagraniem waszego dziecka? - za-
pytała Marion.
- Nie widziałem od wyjazdu do Houston.
- Ja chcę je jeszcze raz zobaczyć, zanim wyjdę. Może się
do mnie przyłączysz?
Jedyne, czego teraz pragnął, to uściskać Josie. Zamiast te-
go jednak pokazał matce drogę do ich domowego kina.
Kiedy już w końcu wszyscy wyszli, Adam przywitał się
z Josie. Położył na stole w kuchni malutką paczuszkę zawi-
niętą w błękitną bibułkę.
- A co to takiego? - zapytała.
- Otwórz.
Rozdarła opakowanie jak żądne prezentów dziecko
i uśmiechnęła się na widok srebrnej ramki fotograficznej wy-
sadzanej błękitnymi kamykami.
- Oprawisz w nią zdjęcie USG Jacoba Daniela - wyjaśnił.
- Niebieski kolor dla naszego małego Jakea. Dziękuję ci,
S
R
Adamie. Dopiero teraz dociera do mnie, że nasze dziecko
jest takie realne.
- Powieszę te dwa klauny na ścianie - obiecał.
Uśmiechnęła się i poszła za nim do żółtej sypialni.
- Czy możesz sobie wyobrazić, że te dwa klauny znala-
złam pod domem sąsiadów, którzy chcieli się ich pozbyć?
Rozbawiło go to.
- Jest już siódma. Jesteś głodna?
- Nie wiedzieliśmy z Bobem, że dzisiaj wracasz. Obawiam
się, że w domu nie znajdziemy dużo jedzenia.
- Chciałbym przetestować tę knajpkę za rogiem, w której
studenci siedzą przy drewnianych stołach i pracują na lap-
topach.
Zgodziła się. Wziął ją za rękę i poszli wąską ścieżką przez
park do restauracji. Stanęli w kolejce, by zamówić kanapki
i napoje. Potem znalezli dla siebie stolik, który znajdował się
pod pięknym dębem.
- Zanim moja matka to zrobi, muszę ci się przyznać, że
kiedyś byłem żonaty. Czy wspominała ci o Celii?
- Tak, zaczęła, ale się powstrzymała.
- Nie powinno się to było nigdy zdarzyć. Byłem wtedy
bardzo młody, zaczynałem drugi semestr studiów w Yale.
Mój starszy brat umarł poprzedniego lata i nie mogłem so-
bie z tym poradzić. Rodzina oczekiwała, że będę spokojny
i opanowany, ale ja zacząłem szaleć. Celia była częścią mo-
jego ówczesnego zwariowanego towarzystwa. Zakochała się
we mnie, więc się z nią przespałem. Była bardzo miłą dziew-
S
R
czyną z, jak się pózniej okazało, bardzo dobrej rodziny. Nie
byłem gotowy na małżeństwo, więc kiedy straciła dziecko,
rozwiodłem się z nią. Ona mnie naprawdę kochała, a ja ją
tak strasznie skrzywdziłem. Nie wyszła ponownie za mąż ani
nie miała dzieci.
- Ty też nie.
- Popełniła wiele błędów. Wciągnęła się w narkotyki, uma-
wiała się z beznadziejnymi facetami. Stoczyła się. Jej rodzina
nadal mnie obwinia.
- I ty również.
- Bardzo ją unieszczęśliwiłem. Zasługiwała na lepsze życie
niż to, które jej zgotowałem.
- Jeszcze sobie nie wybaczyłeś, prawda? Cóż, ona też po-
pełniła wiele błędów. Wiem coś o tym. Jakiś czas temu po-
znałam faceta. Był artystą. Myślałam, że mnie kochał. Za- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kskarol.keep.pl