Podstrony
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Josephine trzymała ręce między udami, mocno zaciśnięte. Powoli wyciągnęła je przed siebie. Pielęgniarka ujęła je swoimi zimnymi dłońmi i sprawdziła, czy coś w nich trzyma. 73 - Co?... - pytanie zawisło w powietrzu niedokończone. - Nieważne - odpowiedziała pośpiesznie pielęgniarka. Położyła rękę na ramieniu Josephine, która skrzywiła się z bólu i zwinęła w kłębek, z twarzą wciśniętą w poduszkę, ukazując plecy łagodnym, pełnym zrozumienia oczom pielęgniarki. Pielęgniarka oparła jedno kolano na łóżku. Pochyliła się nad Josephine, badając ją. Opuszkami palców wodziła po śladach, które zostawił bicz. Josephine zesztywniała łapiąc oddech. Czuła palce, wędrujące w dół, w kierunku pośladków, gładzące obolałe ciało, jakby chciały wyciągnąć na zewnątrz cały zadany mu ból. - Kto jeszcze? - zapytała pielęgniarka. -Co? - Ktoś inny również się tobą zajmował. - Annabella. - Ale nie rózgą - zauważyła pielęgniarka. - Nie, ona... Wypowiedzenie tych słów było bardziej poniżające niż wszystko inne do tej pory. - Sprawiła mi lanie - wyszeptała Josephine. Z oczu pociekły jej łzy. Nie mogąc się pohamować, popłakała się prosto w świeże, białe poduszki. - Oj, uspokój się, bądz cicho teraz - powiedziała pielęgniarka. Nachyliła twarz bardzo nisko. Wyszeptała prosto do ucha Josephine: - Możesz mi opowiedzieć. Josephine obróciła twarz i spojrzała w błyszczące, zielone oczy. Zamrugała powiekami. Azy ciekły jej, spływając po policzkach. - Szczotką - dodała. - Nie posłuchałaś jej? - Ja... - Czy byłaś - zapytała z zastanowieniem, jakby szukała właściwego słowa - nieposłuszna? Wewnętrzną stroną palca starła łzę z twarzy Josephine. - Tak - wyszeptała Josephine. - Nie włożyłam na siebie... Pielęgniarka czekała. - Ubrania - dokończyła Josephine. Było to absurdalne, ale poczuła, że się rumieni. Pielęgniarka przesunęła się na łóżku, klękając na obu kolanach. Przysiadła tuż przy Josephine. - A przedtem? - spytała. - Przed szczotką? Był jeszcze ktoś inny? - W taksówce... kierowca... Ta spowiedz sprawiła, że napięcie ją opuściło. Czuła się pusta, ból powoli ustępował. Ale nie była już opuszczona i sama. Spojrzała w górę, na pielęgniarkę. W łagodnym świetle zobaczyła piegi rozrzucone na jej pokrytych meszkiem policzkach i kosmyki ślicznych, miedzianych włosów, które wyślizgnęły się spod nakrochmalonego czepka. Pod białym fartuchem odznaczał się pełny biust. Serce Josephine biło mocno, gdy delikatna, młoda i pewna siebie kobieta dotykała jej skóry. - Nieposłuszna? - zapytała powtórnie pielęgniarka. Słowo to zabrzmiało ciepło w jej ustach, a ona delektowała się nim. Zamknęła oczy. Azy znowu pojawiły się między jej powiekami. - Zostawiłam kajdanki i przepaskę. - Gdzie je zostawiłaś? Josephine spojrzała na nią niepewnie. -W hotelu. - Aha. A co się tam działo? W tym hotelu? - Powiedzieli, że nie powinnam okrywać się ręcznikiem. - Kto powiedział? - Ten mężczyzna, Sven, jak myślę. Była z nim kobieta. 74 - To już drugi raz - powiedziała pielęgniarka. - On cię lubi -dodała z przekonaniem. Mówiła takim tonem, jak dziewczyna nagabująca kochanka. Siedziała na łóżku, przysuwając się coraz bliżej do Josephine. Wyciągnęła dłoń w jej kierunku, jakby miała zamiar położyć na jej piersi. Zatrwożona Josephine naprężyła się i odwróciła na plecy, obiema rękami ściskając materac. - Josephine, my wszyscy lubimy cię - powiedziała pielęgniarka z sadystycznym uśmiechem. Pogłaskała ramię Josephine, rozstawiając szeroko palce. Przez moment jej nadgarstek musnął mimochodem pierś Josephine. Josephine zamarła. Ciepło ogarnęło gwałtowną falą jej ciało, kierując się od twarzy, poprzez piersi, do brzucha, obejmując najgłębsze jego zakamarki. Pielęgniarka uniosła głowę, patrząc jej figlarnie w oczy. - Czy już rozumiesz? - spytała takim tonem, jakby spłatała jakiegoś psikusa, żart, na którym nie każdy może się poznać. - Rozumiesz teraz? - Nie - jęknęła Josephine. Rzeczywiście nic nie rozumiała. Czuła, że zaraz znowu się rozpłacze. - Nie bądz smutna - powiedziała łagodnie pielęgniarka. - Doktor Hazel wkrótce się tu zjawi. - To naprawdę istnieje jakiś doktor Hazel?! Pielęgniarka skinęła śliczną główką. - Wierz mi - powiedziała. - Czy rzeczywiście powinnam? - spytała otępiała Josephine. - To jest Estwych - przypomniała pielęgniarka. - Możesz wierzyć, w co tylko chcesz, tak długo, dopóki przestrzegasz prawa. Przeciągnęła palcem wzdłuż jednego ze śladów, które pozostawił Sven swoim batem, biegnące od pleców do pośladków. Josephine zadrżała. Azy przestały lecieć jej z oczu. Była zrozpaczona, przestraszona i osamotniona, niczym korek unoszący się na fali. - Czego pragniesz? - zapytała pielęgniarka. - Czego pragnę? - powtórzyła Josephine. - Tak. Jeśli mogłabyś mieć wszystko na świecie, właśnie teraz, to czego byś chciała. Chciałabyś pojechać do domu? - Nie - odpowiedziała Josephine. Słyszała oddechy, swój i dziewczyny. Pomyślała znowu o mężczyznie imieniem Sven, przyciskającym ją do ściany i całującym wbrew woli. Dlaczego ją wychłostał? Dlaczego go to podnieciło? Dlaczego ona sama była mokra? Co miała na myśli Annabella mówiąc, że jest "prawie gotowa"? - Wiesz, że to wszystko może się skończyć, jeśli tylko tak zadecydujesz - powiedziała pielęgniarka. - Wystarczy ubrać się i pójść do domu. Twoje rzeczy są w szafie, u ciebie w pokoju. Josephine nagle coś sobie przypomniała. - Czy to ty je tam powiesiłaś? - spytała. - Tak - odrzekła pielęgniarka. - Chcesz wrócić teraz do swojego pokoju? Zapytała o to, patrząc na nią tajemniczo, jakby tylko chciała się podroczyć. - Nie - odparła Josephine. Jej głos zabrzmiał bardzo cicho. Nieśmiało podniosła głowę, niepewna, co zamierza zrobić i co chce osiągnąć.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkskarol.keep.pl
|