image Strona poczÂątkowa       image Ecma 262       image balladyna_2       image chili600       image Zenczak 2       image Hobbit       

Podstrony

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wiążą się z facetami takimi jak Tolliver, nie w prawdziwym życiu. On co
prawda zaprzeczał, że to coś poważnego, ale proszę, jego zachowanie
świadczyło o czymś przeciwnym.
Chwilę pózniej zadzwonił telefon. Tolliver usiłował robić obojętną minę,
odbierając, ale widziałam, że jest spięty.
- Cześć - zaczął. - A, to ty Felicjo. Jak się czuje? Co? Dobrze, zaraz tam będę.
Słuchał przez moment niechętnie, wyraznie skonsternowany.
Miałam ochotę ją zamordować.
- Ale ona... - Zakrył dłonią głośnik. Spojrzał na mnie chmurny i zakłopotany. -
Chce, żebyśmy przy
jechali do domu Freda - szepnął. - Mówi, że chce nas zapytać, w jakim był
stanie i co się wydarzyło.
- Upił się, a my odwiezliśmy go do domu - powiedziałam. - To wszystko.
Powiedz jej to przez telefon. Zresztą przecież już to zrobiłeś.
- Bardzo nalega.
- Nie mam ochoty tam jechać. Jak chcesz, jedz
sam.
- Harper nie ma - rzekł do słuchawki. - Nie. Umówiła się i wyszła. A co za
różnica, z kim? Dobrze. Niedługo będę. - Przerwał połączenie i bez słowa
poszedł do pokoju po kurtkę.
Wykrzywiłam się do swojego odbicia w lustrze koło drzwi.
- Masz, zostawiam ci komórkę. - Rzucił telefon na stolik. - Jakby co,
zadzwonię do ciebie stamtąd.
Nie zabawię tam długo - oświadczył i wyszedł.
Kiedy drzwi się za nim zamknęły, ogarnęła mnie samotność
Nieczęsto mi się to zdarza, ale przez kilka minut płakałam. Potem obmyłam
twarz, wydmuchałam nos i zwinęłam się na sofie z pustką w głowie i
obolałym sercem.
Za dużo się działo w ostatnich dniach.
Przypomniałam sobie pierwsze poszukiwania Ta-bity i Morgensternów
zaskorupiałych w bólu, jakby nie mogli wykrzesać z siebie innych uczuć, jakby
nie spodziewali się już żadnej radości od życia.
Ale otrząsnęli się i to w całej rozciągłości. Zaczęli zupełnie nowe życie.
Przeprowadzili się do innego miasta, jeszcze bardziej zacieśnili kontakty z
rodzi
ną Joela, choć te nigdy nie były słabe - w końcu Nasłwille i Memphis nie są
zbytnio oddalone. Wiktor poszedł do nowej szkoły, znalazł nowego przyja-
ciela, Joel pracę, a Diana stworzyła ciepły dom.
Jak będzie wyglądało ich dalsze życie? Oczywiście Diana urodzi i może to
dziecko pomoże im odżyć jeszcze bardziej. Może wiedza, co przydarzyło się
Tabicie, także. Może za jakiś czas Wiktor będzie gotów, aby podzielić się
swoim sekretem z rodzicami, a oni przyjmą to ze zrozumieniem.
Trudno mieć chyba takiego ojca jak Joel. Takiego... wyjątkowego. Pomimo że
na mnie jego urok nie działał, widziałam, jaki jest przystojny, mądry i jak
kobiety go kochały. Wiedziałam również, że on kocha tylko jedną kobietę, jest
jej oddany całym sercem, ale niewykluczone, że gdybym nie była odporna na
jego wdzięki, mogłabym tego nie dostrzec. Ciekawe, jak często musiał
odrzucać zaloty innych kobiet, jak wielu gorących spojrzeń nie zauważył tylko
dlatego, że wydawał się nieświadomy własnej atrakcyjności.
Usiłowałam przypomnieć sobie, co Fred powiedział dzisiaj o swoim zięciu.
Coś o małżeństwie Jo-ela i Whitney? Aha, Nie powinienem pozwolić Whitney
na to małżeństwo. Była dla niego za dobra. Mówił też, że Diana nie powinna
była za niego wychodzić. Co mógł mieć na myśli? Przecież Joel ewidentnie
uwielbiał Dianę.
Zsunęłam się na podłogę, żeby trochę poćwiczyć. Podnosiłam nogi, nie
przestając nad tym myśleć. Co Fred miał przeciwko Joelowi, że nie pochwalał
jego małżeństwa z córką? Czy wiedział o nim coś złego, czy był to po prostu
nieudany związek? Ale przecież wszyscy powtarzali, jak Whitney i Joel się
kochali, i jak Joel cierpiał bardzo po jej stracie. A jednak niecałe dwa lata
pózniej ożenił się z Dianą. I jeżeli mogłam oceniać na podstawie tych kilku
spotkań, chyba byli bardzo szczęśliwi. Przecież taka tragedia, jak porwanie
dziecka, mogłaby zaowocować rozpadem związku, który nie opierałby się na
silnych podstawach, prawda? Czytałam, że po śmierci dziecka pary
rozchodzą się bardzo często z różnych powodów.
Biorąc pod uwagę kłótnię Diany z Tabitą tuż przed porwaniem, wielu mężów
na miejscu Joela mogłoby obarczać winą żonę, zakładać, że sprzeczka miała
związek ze zniknięciem dziecka. Ale Joel był lojalny, a Dianie nie przyszłoby
do głowy, żeby od niego odejść. Bo kobiety kochały Joela.
Kobiety kochały Joela. Fred Hart miał lexusa, identycznego jak Joel.
Usiadłam raptownie. Zapatrzyłam się w przestrzeń, myśląc intensywnie.
Rozdział dziewiętnasty
Na szczęście zapamiętałam dobrze drogę do domu Freda, bo taksówkarz nie
odróżniał German-town od Grenady. Wysiadłam przecznicę od domu i
zapłaciłam mu małą fortunę. Odjechał niemal z piskiem opon, nie mogąc się
chyba doczekać powrotu na znane terytorium. Miałam na sobie ciemne ubra-
nie, a ponieważ było zimno, zarzuciłam na głowę kaptur bluzy i włożyłam
rękawiczki. Tu, w miejscu oddalonym od głównych ulic, noc była cicha i spo-
kojna. W taką pogodę ludzie mieszkający niemal poza miastem siedzieli w
swoich ciepłych domach. W wielkich kominkach buzował ogień, na kuchniach
parowały smaczne potrawy, a gorąca woda wypełniała dziesiątki wanien lub
płynęła z setek pryszniców. Mieszkańcom tej dzielnicy nie brakowało niczego
w ich luksusowych posiadłościach.
A jednak Fred stracił żonę, córkę i wnuczkę. Nic nie powstrzyma wkradającej
się w życie tragedii. Anioł śmierci nie omija nikogo; nieważne, w jak wielkim
domu się mieszka.
Wślizgnęłam się do garażu. Poza samochodem Freda i naszym, stał tam też
trzeci, który musiał należeć do Felicji. Przeszłam po jasnym betonie do
drewnianych drzwi w ceglanym murze. Ostrożnie nacisnęłam klamkę. Były
zamknięte. Niech to szlag.
Obejrzałam dokładnie mur. Gdzieniegdzie znajdowały się w nim luki, będące
częścią ażurowego układu cegieł. Wzięłam głęboki oddech, oparłam prawą
stopę w otworze i podciągnęłam się. Nie wyszło za pierwszym razem.
Słabsza noga nie mogła utrzymać mojego ciężaru. Zmieniłam pozycję i za-
ciskając zęby, dzwignęłam się znowu. Tym razem udało mi się chwycić
rękami krawędz muru i cudem wdrapać na górę. Drzwi znajdowały się pod
takim
kątem, że mogły być widoczne tylko z salonu i to pod warunkiem, że ktoś
stanąłby tuż przy oknie, wyglądając na zewnątrz. Noc była ciemna, a na tę
część ogrodzenia nie padało światło ze środka domu. Zamarłam na moment,
starając się uspokoić walące serce. Parę razy odetchnęłam głęboko.
Położyłam się płasko na wąskim szczycie muru i zaryzykowałam zerknięcie
w dół. Ciężko było rozróżnić, co rosło przy ogrodzeniu, ale coś na pewno.
Doszłam do wniosku, że prawdopodobnie wpadnę w jakieś krzaki róż.
Trudno, widać taki ich los.
Okazało się, że lądowanie było bardziej bolesne niż się spodziewałam po [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kskarol.keep.pl