Podstrony
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rzył im Ken, a potem skierowali się autostradą do Londynu. -Kłopot w tym - zauważyła Paula - że Barton to popularne nazwisko. -Intrygujące jest to, że według Annę, jej siostry, pani Barton zaginęła -Christine mieszka na Yelland Street, która odchodzi od Ful- ham Road. Annę mieszka na Champton Place. To na pewno bli- sko Victoria Station. -W takim razie najpierw pojedziemy na Yelland Street, a po- tem spróbujemy na Champton Place. -Kawał drogi. -Kiedy pracowałem w Scotland Yardzie, często właśnie pod- czas takich przejażdżek znajdowaliśmy nowy ślad. 12 Fulham Road skręcili w Yelland Street, na której stały rzędy eleganckich świeżo odnowionych domów. Ta część miasta zo- stała najprawdopodobniej wybudowana w czasach prosperity przed pierwszą wojną światową. W odróżnieniu od zapchanych l samochodami ulic, którymi dojechali w to miejsce, na Yelland Street było pusto i cicho. Przy jednej z posesji stał zaparkowany rolls-royce. Dotarli do numeru 158, gdzie mieszkała Christine Barton. Tuż przy schodach wiodących do drzwi stał niebieski ford, którego kierowca palił papierosa. Tweed zatrzymał się przy krawężniku i razem z Paulą wysiadł z samochodu. Ledwie weszli na schody, kiedy z niebieskiego for- da wyskoczył kierowca i podbiegł do Pauli, która szła za Twee- dem. Miał może czterdzieści lat, nosił ciemny garnitur, nie pierw- szej świeżości koszulę i jaskrawobłękitny krawat. - Dokumenty! - zawołał za nimi. Paula poczuła do niego natychmiastową niechęć. Miał kości- stą twarz, złamany nos i agresywną minę, która pasowała do to- nu jego głosu. Tweed szybko zszedł ze schodów i stanął obok Pauli. - A ty kim, do cholery, jesteś? - warknął. Paulę zaintrygował sposób, w jaki to powiedział. Od czasu szkolenia na poligonie w Surrey Tweed stał się bardziej agresyw- ny. Zaczepnym wzrokiem przyglądał się intruzowi. - Nie gadać, tylko pokazywać dokumenty - napastliwym gło- sem zażądał mężczyzna. - Nie, to ty pokazuj nam swoje - znowu warknął Tweed. Złamany nos wyjął legitymację i podstawił ją Tweedowi pod nos. Tweed wyrwał mu ją i dokładnie obejrzał. Fotografia nie była 73 najlepszej jakości, ale można na niej było rozpoznać mężczyznę, którego nazwisko brzmiało Harper. - Co to za jedna? - ze złośliwym uśmiechem zapytał Harper. - Pewnie dziwka? Droga, co? Tweed bez ostrzeżenia trafił mężczyznę w żebra i kopnął go w piszczel. Facet krzyknął z bólu, cofnął się i niemal upadł. Tweed podążył za nim i włożył jego legitymację z powrotem do kieszeni marynarki. Ręką wskazał na niebieskiego forda. -Wsiadaj i znikaj stąd. Jutro góra usłyszy, jak się zachowują ludzie Gallaghera. Oskarżyłeś wyższego stopniem funkcjonariu- sza o prostytucję. -Złożę raport... - zaczął Harper, kuśtykając do swojego samo- chodu. Odczekali, aż zajął miejsce w niebieskim fordzie, w którym posiedział chwilę nieruchomo. Tweed machnął ręką, nakazując mu natychmiastowy odjazd. Kierowca zapalił silnik, ford ruszył powoli i minął ich, podążając w kierunku Fulham Road. Paula westchnęła. -Wydział Specjalny zaczął zatrudniać jakieś szumowiny. Wy- obrażam sobie, że ten wstrętny typ Gallagher czuje się świetnie w ich towarzystwie. -Nie myśl o tym. Z powrotem weszli na schody. Na metalowej tabliczce na ścia- nie zobaczyli napis CHRISTINE BARTON, FCA. Paula patrzyła na nią ze zdziwieniem. -No, no! Członkini Korporacji Biegłych Rewidentów - myślał na głos Tweed. - Najwyższe kwalifikacje, najwyższe stawki. Dla- tego mogła sobie pozwolić na mieszkanie tutaj. -Dlaczego mówisz o niej w czasie przeszłym? - cicho zapytała Paula. - Mogła? -Przejęzyczenie. Mam nadzieję. Tabliczka była niedawno po- lerowana. Zobaczymy, co nas tu spotka. Zadzwonił do drzwi. Bez skutku. Kiedy zadzwonił pod raz dru- gi, Paula ukucnęła, żeby zajrzeć do środka przez szparę do wrzu- cania listów. Kiedy wstała, wyraz jej twarzy zdradzał zaniepoko- jenie. -Ten dzwonek słychać chyba w całym domu. A w holu są pa- jęczyny. Wcale mi się to nie podoba. -Ani mnie. Pojedzmy na Champton Place. Mam nadzieję, że jej siostra, Annę, jest w domu. 74 -Czy powiedziałeś Lucindzie o tarasującej drogę ciężarów- ce? - zapytała Paula, kiedy przedzierali się przez kolejne korki ku Champton Place. -Nie, nie powiedziałem. A ona nie wspomniała o żadnej bra- kującej ciężarówce. -To dziwne. A co z tym zagadkowym zdaniem, które tylko raz wypowiedział Michael: Byłem świadkiem morderstwa"? -Nie zamierzam nikomu o tym mówić, dopóki nie ustąpi amnezja Michaela. Jeżeli ustąpi. Domy na Champton Place nie wyglądały tak elegancko jak na Yelland Street: tu po obu stronach ulicy ciągnęły się czteropię- trowe szeregowce, których ściany były zaniedbane, a zasłony w oknach stare. Wiatr unosił nad ulicą śmieci i kawałki papieru. - No to jesteśmy na miejscu - powiedział Tweed, parkując przy drzwiach numeru 187. Tutaj zasłony na parterze były czyste, a schody prowadzące do drzwi ktoś starannie wyszorował, podob- nie jak przycisk dzwonka. Tweed rozejrzał się, żeby sprawdzić, czy nie są śledzeni, a potem zadzwonił. Niedawno pomalowane zielone drzwi otworzyły się po chwili. Stanęła w nich kobieta mo- że trzydziestoletnia, o miłej aparycji i schludnie wyszczotkowa- nych rudych włosach. Drzwi były zamknięte na łańcuch. Tweed przedstawił siebie i Paulę, trzymając legitymację tak, żeby łatwo było ją przeczytać stojącej w drzwiach kobiecie, któ- ra bez wahania zamknęła drzwi, odsunęła łańcuch i wpuściła ich do środka. - Mają państwo jakieś wiadomości o Christine? Jestem Annę, jej siostra. Proszę wejść. Mówiła szybko. Kiedy znalezli się w wąskim holu, Paula zwró- ciła uwagę na tanią wykładzinę, która niedawno została odkurzo- na. Wiszące na ścianie lustro było nieskazitelnie czyste. Pani Bar- ton wprowadziła ich do niewielkiego saloniku i poprosiła, by usiedli. Jej twarz wyrażała oczekiwanie i obawę. -Przykro mi, ale nie mamy nic konkretnego - szybko zaczął Tweed. - Zamierzamy dowiedzieć się, w jakich okolicznościach zniknęła. Czy wie pani może, gdzie widziano ją po raz ostatni? Może to pani ją wtedy widziała?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkskarol.keep.pl
|