Podstrony
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pozostawali w zażyłych stosunkach z komendantem tamtejszego garnizonu i od niego dowiedzieli się o krokach, jakie podjęto celem odparcia najazdu Bonapartego, co, jak niektórzy wyobrażali sobie, mogłoby nastąpić u ujścia Tyne. Pannę Jenkyns ogarnęło najwidoczniej przerażenie i w pierwszej części swych listów, pisząc często niezbyt zrozumiałą angielszczyzną, podawała szczegóły przygotowań na tę straszliwą ewentualność czynionych w rodzinie, u której mieszkała; pisała o tobołkach z ubraniem, naszykowanych na wypadek ucieczki do Alston Moor (górzyste ustronie między Northumberland a Cumberland), o sygnale mającym wzywać do ucieczki i zarazem do stawienia się ochotników pod bronią. Owym sygnałem (o ile dobrze pamiętam) miał być specjalny złowieszczy dzwięk, alarm dzwonów kościelnych. Jednego dnia, kiedy panna Jenkyns i inne zacięciem moralizatorskim. gospodarze byli na wizycie w Newcastle, dano rzeczywiście ten ostrzegawczy sygnał (było to postępowanie niezbyt rozsądne, jeśli prawdziwy jest morał bajki o pasterzu i wilkach, ale jednak zdarzyło się to naprawdę) i panna Jenkyns, zaledwie ochłonąwszy z wrażenia, zaraz następnego dnia wysłała list opisujący dzwięk dzwonów, wstrząs tym wywołany, pośpiech i panikę. Ach, mój drogi ojcze, jakże błaha wydaje się w obecnej chwili naszym spokojnym i krytycznym umysłom groza minionego wieczoru. Tutaj panna Matty przerwała czytanie, mó- wiąc: Ale doprawdy, moja droga, to wcale nie było błahe ani nieważne podówczas. Pamiętam, że budziłam się często po nocach i zdawało mi się, że słyszę tupot nóg Francuzów wkraczających do Cranford. Wiele osób zapowiadało wtedy, że ukryją się w kopalniach soli mięso dałoby się tam wspaniale konserwować, tylko może bardzo chciało by się pić! Ojciec mój wygłosił kilka kazań z tej okazji: jedną serię rano, o Dawidzie i Goliacie, aby nakłonić parafian do walczenia przy pomocy łopat i cegieł, jeżeli zajdzie potrzeba, a drugą serię po południu, dowodząc, że Napoleon (inne imię dla Bonny'ego, jak zwykliśmy go nazywać) jest tym samym, co Apollyon i Abaddon.9 Pamiętam, iż ojciec uważał, że powinni go poprosić o wydrukowanie tej drugiej serii, ale parafii, zdaje się, wystarczyło w zupełności to, czego wysłuchali. Peter Marmaduke Arley Jenkyns ( ten biedak Peter , jak zwykła o nim mawiać panna Matty) był w tym czasie w szkole w Shrewsbury. Pastor wziął do ręki pióro, odświeżył znajomość łaciny i zabrał się do korespondencji z synem. Widać było, że listy chłopca pisane były na pokaz. Miały one wysoce intelektualny charakter, zamieszczał w nich sprawozdania z nauki i 1 wyrażał rozliczne nadzieje dotyczące przyszłych osiąg- , nięć naukowych, okraszone od czasu do czasu cytatami z klasyków. Ala prawdziwa natura chłopca przebijała przez nie raz po raz, w takich na przykład zdaniach, jak to, skreślone 9 Apollyon (gr.) i Abaddon (hebr.) oba te słowa użyte w Apokalipsie oznaczają: Książę piekieł . najwidoczniej drżącą ręką, gdy list został już sprawdzony: Mamusiu kochana, przyślij mi ciasto i dodaj do niego dużo cytryny . Mamusia kochana posyłała mu prawdopodobnie odpowiedz w postaci ciasta i przysmaków, bo nie było jej listów w tym pakiecie. Za to znajdował się tu cały zbiór listów pastora, na którego łacina z listów synowskich działała jak surmy bojowe na starego konia kawaleryjskiego. Niewiele znam łaciny, to pewne, a jest to chyba piękny język ale mało użyteczny, jak myślę, przynajmniej jeśli mam sądzić z tych okruchów, które pamiętam z listów pastora. Jeden brzmiał: Nie masz tego miasta na swojej mapie Irlandii, ale Bonus Bernardus non videt omnia, jak mówi przysłowie . Wkrótce widać było jasno, że biedny Peter wpadł w tarapaty. Niektóre listy do ojca zawierały patetyczne wyznania skruchy za popełnione złe uczynki, a wśród nich widniała brzydko napisana, brzydko opieczętowana, brzydko zaadresowana kartka pełna kleksów: Moja kochana, kochana, najukochańsza Mamusiu, będę lepszy, będę naprawdę, ale błagam, nie choruj przeze mnie, nie jestem tego wart, ale będę dobry, najdroższa Mamusiu . Kiedy panna Matty przeczytała tę kartkę, płacz nie pozwolił jej dobyć głosu z gardła. W milczeniu podała mi ją, a potem wstała i zaniosła do swego pokoju, i schowała między świętymi pamiątkami, bojąc się, by przypadkiem nie uległa spaleniu. Biedaczysko ten Peter westchnęła. Stale znajdował się w opałach. Był zbyt łatwowierny. Zachęcali go do wybryków, a potem to on ponosił kon- sekwencje. Ale zbyt lubił psoty. Nie mógł się oprzeć pokusie, gdy był jaki figiel do spłatania. Biedny Peter. ROZDZIAA VI Biedny Peter Tego biedaka, młodego Jenkynsa, oczekiwała piękna kariera nakreślona przez jego bliskich na mapie życia, ale Bonus Bernardus non videt omnia na tej mapie także. Miał zdobyć odznaczenia w szkole w Shrewsbury i przenieść je do Cambridge, a potem otrzymać prebendę od chrzestnego ojca, sir Arleya. Biedaczysko ten Peter! Jego los okazał się zupełnie inny, niż planowali i oczekiwali jego bliscy. Panna Matty opowiadała mi o nim długo i myślę, że sprawiło jej to ulgę. Był beniaminkiem matki, która zdaje się świata nie widziała poza dziećmi, chociaż prawdopodobnie odczuwała pewien lęk przed Deborą, z powodu jej wyższości pod względem wykształcenia. Debora była ulubienicą ojca, a ten, gdy syn go zawiódł, przeniósł całą swą dumę na córkę. Z Shrewsbury Peter nie wyniósł żadnego odznaczenia, tylko zdobył sobie opinię najlepszego kolegi i prymusa w sztuce płatania figli. Ojciec był rozczarowany, ale po męsku zabrał się do dzieła naprawy. Nie stać go było na danie synowi prywatnego nauczyciela, ale mógł go uczyć sam, i panna Matty rozwodziła się szeroko nad straszliwymi przygotowaniami, nagromadzeniem słowników i leksykonów w gabinecie ojca w dniu rozpoczęcia nauki. Moja biedna matka westchnęła. Pamiętam, jak zwykła wystawać w hallu w pobliżu drzwi gabinetu, aby usłyszeć ton głosu ojca. Mogłam każdej chwili odgadnąć z jej twarzy, czy wszystko idzie dobrze. I przez długi czas szło dobrze. A z czym się w końcu nie powiodło? spytałam. Pewnie z tą okropną łaciną? Nie, nie o łacinę poszło. Peter zdobył uznanie ojca, bo pracował gorliwie. Ale zdawało mu się, że można żartować z mieszkańców Cranford i śmiać się z nich, a im się to nie podobało nikomu się to nie podoba. Zawsze im płatał psikusy... psikusy, to nie jest ładne słowo i proszę, nie mów swemu ojcu, że go użyłam, bo nie chciałabym, by myślał, że jestem niestaranna w mowie, chociaż spędziłam długie lata z taką kobietą jak Debora. I pamiętaj, sama go nigdy nie używaj. Zupełnie nie rozumiem, jakim sposobem wymknęło mi się z ust. Chyba dlatego, że myślałam o tym biedaku Peterze, a on tak zawsze mówił. Mimo to chłopiec był pod wieloma względami dżentelmenem. Przypominał naszego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkskarol.keep.pl
|