Podstrony
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zostali zdmuchnięci z miejsca i uniesieni nie wiadomo dokąd. Jedyne, o czym wszyscy myśleli, to trzymać się nawzajem kurczowo, nie dać się rozłączyć. Tova i Gabriel chwycili się pasa Marca tak, by on, najsilniejszy z nich, miał wolne ręce. W ten sposób zresztą każde miało też jedną rękę wolną. Wściekły ryk zbliżał się z każdą chwilą. Czy raczej oni zbliżali się do tego nieopisanego grzmotu, który groził, że porozrywa im bębenki w uszach. Gdzieś w oddali migotało światło, ale nie wyglądało na to, że pochodzi ono z reflektora, było większe, miało też w sobie jakąś cieplejszą barwę, niemal głęboko czerwoną. I to właśnie stamtąd szedł ku nim łoskot. Bali się, że zostaną wciągnięci w obręb światła, ale nic takiego się nie stało. Może raczej przeciwnie, zdawało się, że jakaś siła ich od niego odpycha. Wkrótce zaczęli znowu - wirując w powietrzu - przesuwać się dalej i wtedy światło zniknęło, a nieznośny łoskot ustał. - Czy to było wejście? - krzyczała Tova. - To, przez które tu weszliśmy? Tam też strasznie wiało. - Nie. To nie było wejście - odparł Marco. - Nie wiem, co to było. Znowu ogarnęły ich nieprzeniknione ciemności, które reflektory rozpraszały jedynie w niewielkim stopniu. Po dłuższym milczeniu Tova powiedziała zdumiona: - Mnie się zdaje, że krążymy w kółko! - Tak. W jakimś ogromnym kręgu, tak wielkim, że nie jestem w stanie go ogarnąć. Od czasu do czasu wznosimy się też w górę, a od czasu do czasu spadamy w dół. Myślę, że teraz znowu panujemy nad sytuacją - stwierdził Marco, a potem dodał uradowany: - Gabriel! Jacyż my jesteśmy głupi! Tylko że w tym otoczeniu człowiek nie bardzo jest w stanie jasno myśleć. Gabrielu, Nataniel miał przecież twoją alraunę w ręce! Stał z nią przy bramie! Twarz chłopca rozjaśniła się radością. - Och, tak, tak! %7łeby jej tylko nie zgubił! Nie widzieli Nataniela od chwili, gdy zniknął im z oczu, a oni znalezli się w pustej przestrzeni. Bardzo ich to martwiło, bo chociaż Marco był dla nich jak opoka, to jednak tylko Nataniel posiadał wielką siłę, która mogła przechylić szalę zwycięstwa na ich stronę. To on mógł być ich przewodnikiem, bez niego byli zdani na łaskę i niełaskę losu i tej wielkiej nicości. 39 - Musimy pamiętać, że Nataniel posiada niezwykłą umiejętność radzenia sobie w najbardziej niebezpiecznych okolicznościach - rzekł Marco. - Dlatego proponuję, byśmy najpierw spróbowali odszukać Iana! Tova odetchnęła z ulgą. - Kiedy widziałem go po raz ostatni, był w drodze w dół - ciągnął dalej Marco. - Wessał go ten potężny prąd powietrza, któremu ja zdołałem się oprzeć. Nie mogłem Natanielowi pomóc, tak byłem tym wszystkim oszołomiony, takie to było nowe i nieoczekiwane, że musiało minąć trochę czasu, zanim zrozumiałem, iż mogę sam kierować ruchami swego ciała i przesuwać się tam, gdzie chcę. - Rozumiem - westchnęła Tova. - A zatem powinniśmy zejść w dół. Nie rozdzielając się, zaczęli się opuszczać poprzez fale ciemności. Ian opadał coraz niżej i niżej. Był zbyt oszołomiony, by stawiać opór czy też kierować swoimi ruchami. Zresztą nawet gdyby próbował, i tak by mu się to nie udało. Miecz trzymał jednak w żelaznym uścisku, nawet nie bardzo zdawał sobie z tego sprawę; człowiek często w krytycznych sytuacjach chwyta coś, czasem zupełnie bez sensu, i mocno się tego trzyma. Miecz był dla Iana niczym przysłowiowa ostatnia deska ratunku. Przez jakiś czas posuwał się za Markiem, chociaż w znacznej od niego odległości, potem jednak przyjaciel zniknął mu z pola widzenia. Przeraziło to Iana okropnie, ale nie mógł nic zrobić. Wyglądało na to, że Marco potrafił jakimś cudem wyhamować pęd. A Ian wciąż opadał i opadał. Z dławiącą w gardle rozpaczą myślał o Tovie i małym Gabrielu. Powinien teraz być przy Tovie, objąć ją i dodawać jej odwagi, sprawić, by poczuła się bezpieczna. Ona jednak zniknęła chyba najprędzej. Gdy wszystko ogarnęły ciemności, Ian przez jakiś czas widział przed sobą tylko niebieską poświatę bijącą od Nataniela. Pózniej Marco zapalił swój reflektor, a Ian długo się szamotał, próbując wyjąć latarkę z kieszeni, co nie było takie łatwe z okropnie ciężkim mieczem w ręce. Gdy w końcu udało mu się zapalić reflektor, znajdował
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkskarol.keep.pl
|