Podstrony
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Å›rodka weszÅ‚a wieczorowo ubrana para starszych ludzi. Trzymali siÄ™ za rÄ™ce, wiÄ™c najwyrazniej darzyli siÄ™ ciepÅ‚ymi uczuciami w przeciwieÅ„stwie do Levandra i Millie. Gdy zjechali na parter, pożegnali siÄ™ i odeszli, a do Kolov- sky'ego i jego towarzyszki zbliżyÅ‚a siÄ™ elegancka kobieta, która przedstawiÅ‚a siÄ™ dziewczynie jako Katina. S R - PowinniÅ›cie byli poczekać - zwróciÅ‚a siÄ™ do Levandra. - SpózniÅ‚aÅ› siÄ™. - Nina zajęła wiÄ™cej czasu. Teraz żadnych wywiadów i komentarzy, żeby nie wiem jak nalegano. I zadbajcie, by wszyscy zobaczyli pierÅ›cionek. ByÅ‚a miÅ‚a i uÅ›miechniÄ™ta, lecz ostra jak brzytwa. - Powodzenia. Fotoreporterzy sÄ… w restauracji, ale na pewno jacyÅ› krÄ™cÄ… siÄ™ również na zewnÄ…trz. JeÅ›li chcecie dobrze wypaść w jutrzejszej porannej prasie, radzÄ™ siÄ™ uÅ›miechać. Millie - dodaÅ‚a, kierujÄ…c ich do auta - przynajmniej staraj siÄ™ wyglÄ…dać tak, jakbyÅ› za nim tÄ™skniÅ‚a. Levandrze, trzymaj jÄ… za prawÄ… rÄ™kÄ™. PamiÄ™taj o tym w restauracji. ChwyciÅ‚ jÄ… tak mocno za rÄ™kÄ™, że aż zabolaÅ‚o. SzedÅ‚ do samochodu, wca- le nie uÅ›miechajÄ…c siÄ™ do ewentualnych kamer. - WiedziaÅ‚aÅ›... - burknÄ…Å‚, gdy samochód ruszyÅ‚ do restauracji, choć znaj- dowaÅ‚a siÄ™ tylko pół kilometra dalej, lecz mowy nie byÅ‚o o pójÅ›ciu tam pieszo. - Zwiadomie nie wzięłaÅ›. Ciesz siÄ™ dzisiejszÄ… pantomimÄ…, do której siÄ™ przy- czyniÅ‚aÅ›. Ciężko pracowaÅ‚aÅ›, by siÄ™ tu znalezć. - Zawsze jesteÅ› gotów myÅ›leć o mnie jak najgorzej - rzuciÅ‚a, nie dbajÄ…c o to, że podjechali wÅ‚aÅ›nie do restauracji, a na chodniku przed drzwiami kÅ‚Ä™biÅ‚ siÄ™ tÅ‚um gapiów. - Może jestem gruba i gÅ‚upia, ale fakt, nie zażywaÅ‚am piguÅ‚ek i w odróżnieniu od twoich ekskluzywnych przyjaciółek nie nosiÅ‚am przy sobie prezerwatyw w razie, gdyby jakiÅ› niezwykÅ‚y Rosjanin zdecydowaÅ‚ siÄ™ odebrać mi dziewictwo. - Co? Chcesz powiedzieć...? Drzwi otworzyÅ‚y siÄ™, rozbÅ‚ysÅ‚y flesze. ZewszÄ…d do nich woÅ‚ano, a Levander wyraznie miaÅ‚ ochotÄ™ odkrzyknąć po rosyjsku coÅ› niecenzuralnego, trzasnąć drzwiami auta i wrócić do przerwa- nej rozmowy. Jednak Millie nie chciaÅ‚a jej kontynuować. S R - Tak, wÅ‚aÅ›nie to chcÄ™ ci powiedzieć - rzuciÅ‚a tylko, gdy wysiadali z sa- mochodu. - Co masz na wÅ‚asne usprawiedliwienie? ROZDZIAA SIÓDMY - Millie! - Levandrze! - Tutaj, Millie! Gdy tylko wysiedli, tÅ‚um zaczÄ…Å‚ wykrzykiwać ich imiona, wiÄ™c mimo sprzeczki i miotajÄ…cego niÄ… gniewu dziewczyna przylgnęła do ramienia Levan- dra. Gdyby nie on, pewnie odwróciÅ‚aby siÄ™ i uciekÅ‚a. Katina odpowiadaÅ‚a w ich imieniu na wszystkie zaczepki prasy. Jednak strach przed napastliwoÅ›ciÄ… dziennikarzy byÅ‚ mniejszy niż wywoÅ‚any perspektywÄ… spotkania z rodzinÄ… Levandra. Tych ludzi przepeÅ‚niaÅ‚a pewnie zÅ‚ość na nienarodzone dziecko, któ- re spowodowaÅ‚o takie zamieszanie. Na Kolovskym bÅ‚yski fleszy nie robiÅ‚y wrażenia. Instynktownie chciaÅ‚ wyprowadzić dziewczynÄ™ z tÅ‚umu, by przeciwstawić siÄ™ jej argumentom, po- wiedzieć, że tak zmysÅ‚owa, gorÄ…ca kobieta, jakÄ… byÅ‚a tamtej nocy, musiaÅ‚a do- kÅ‚adnie zdawać sobie sprawÄ™, co robi. IdÄ…c przez szpaler dziennikarzy, postanowiÅ‚ nie myÅ›leć o jej gorÄ…cym cie- le, gdy siÄ™ do niego tuliÅ‚o, ani o wszystkich sÅ‚odkich miejscach, których doty- kaÅ‚ tamtej nocy. Ani o smaku jej jÄ™zyka, ani o lÅ›niÄ…cych oczach peÅ‚nych pytaÅ„. Zatopiony w myÅ›lach nie zwracaÅ‚ uwagi na krzyki prasy. W gÅ‚Ä™bi duszy czuÅ‚ siÄ™ winny, że wtedy nie użyÅ‚ prezerwatywy. MusiaÅ‚ przyznać, że przez sekundÄ™ myÅ›laÅ‚ o zabezpieczeniu, które zwykle miaÅ‚ pod rÄ™kÄ… w szufladce nocnego sto- lika, lecz... Å›wiadomie z niego zrezygnowaÅ‚. ZrobiÅ‚ to z premedytacjÄ…, bo chciaÅ‚ czuć tÄ™ dziewczynÄ™ caÅ‚ym sobÄ…. WybraÅ‚ rozkosz. S R - Czy macie coÅ› do powiedzenia na temat porannych doniesieÅ„ gazet o planach przerwania ciąży? To pytanie kazaÅ‚o mu siÄ™ zatrzymać, bo nie można go byÅ‚o zignorować. - Nic - rzuciÅ‚, mocno obejmujÄ…c Millie lewÄ… rÄ™kÄ…, a prawÄ… ujmujÄ…c jej dÅ‚oÅ„. - Nie mam nic do powiedzenia dziennikarzom - rzekÅ‚. - Poza tym że bu- dzÄ… we mnie odrazÄ™. Gdyby nie rodzina czekajÄ…ca wewnÄ…trz, wejÅ›cie do restauracji byÅ‚oby wielkÄ… ulgÄ…. Wbrew temu, co Levander mówiÅ‚ o tych ludziach, wszyscy pre- zentowali siÄ™ wspaniale. Kobiety w piÄ™knych sukniach, wszystkie odznaczajÄ…- ce siÄ™ niezwykÅ‚Ä… urodÄ…, otoczyÅ‚y Millie powitalnym krÄ™giem. W ich gÅ‚osach nie byÅ‚o jednak niczego przyjaznego. Dziewczyna nie znaÅ‚a rosyjskiego, lecz domyÅ›laÅ‚a siÄ™, iż o niej mówiÄ…. ByÅ‚a wdziÄ™czna Levandrowi, że caÅ‚y czas trzymaÅ‚ jÄ… pod ramiÄ™, prowadzÄ…c do stolika. - To mój ojciec - powiedziaÅ‚. Millie spojrzaÅ‚a na starszego mężczyznÄ™. Nawet najlepszy krawiec nie zdoÅ‚aÅ‚ zamaskować wyniszczenia organizmu tego czÅ‚owieka. Siwe, zaczesane do tyÅ‚u wÅ‚osy odsÅ‚aniaÅ‚y wychudzonÄ… twarz, gdy trzÄ™sÄ…cymi siÄ™ dÅ‚oÅ„mi siÄ™gaÅ‚ po kieliszek. - Syn odziedziczyÅ‚ po mnie upodobanie do piÄ™knych kobiet - powiedziaÅ‚, unoszÄ…c kieliszek w jej stronÄ™. Nie wiedziaÅ‚a, jak zareagować, wiÄ™c odwróciÅ‚a siÄ™ do Levandra, lecz on w niczym jej nie wspomógÅ‚. - JeÅ›li takie miaÅ‚oby być to dziedzictwo, lepiej, żebyÅ› mnie od niego uwolniÅ‚ - odparÅ‚ chÅ‚odno mÅ‚ody Kolovsky. - WierzÄ™, że uda mi siÄ™ nie naÅ›la- dować twojego stosunku do kobiet. - Levandrze... - Millie nie mogÅ‚a siÄ™ powstrzymać od wyrażenia dezapro- baty. S R - Czemu narzekasz? DaÅ‚em ci wszystko - samochody, pieniÄ…dze, jachty... - ZapracowaÅ‚em na to. Z tobÄ… czy bez ciebie i tak bym osiÄ…gnÄ…Å‚ dzisiejszÄ… pozycjÄ™ majÄ…tkowÄ…. - Rozumiem, lecz niezależnie od tego, czy dożyjÄ™ dnia, w którym to przyznasz, powinieneÅ› być mi wdziÄ™czny za możliwoÅ›ci, które ci stworzyÅ‚em. Beze mnie jesteÅ› niczym.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkskarol.keep.pl
|