image Strona poczÂątkowa       image Ecma 262       image balladyna_2       image chili600       image Zenczak 2       image Hobbit       

Podstrony

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Proszę, milordzie, niech pan będzie cicho, nic się nie stało 
powiedziała Kordelia, śmiejąc się nieustannie. Wysunęła swoje ręce spod
ręcznika, objęła lorda za szyję i przyciągnęła jego twarz ku swojej. 
Zamierzaliśmy zrobić fale, milordzie, no i... zrobiliśmy.  Wspięła się na palce i
pocałowała go, aby w końcu przestał przepraszać, no i dlatego, \e chciała go
pocałować.
Ross natychmiast tak\e zaczął ją całować, a jego \arliwość równała się jej
\arliwości. Dwa ciała w mokrych ubraniach przylgnęły do siebie. Dłonie
milorda ześlizgnęły się po biodrach Kordelii, a jej palce wsunęły się w mokre
włosy milorda. Ręka Rossa uniosła się i spoczęła na piersi Kordelii, stwardniałej
ju\ od namiętności. Jęknęła cicho prosto w jego usta, ale nie odsunęła się.
Jeszcze tylko troszkę, powiedziała sobie w duchu, jeszcze tylko troszeczkę, i
znów jęknęła z rozkoszy ogarniającej teraz ju\ całe jej ciało.
Ale kiedy wysoki zegar, stojący pod ścianą, wybił jeden dostojny dzwięk,
Kordelia wysunęła się z objęć milorda.
 Muszę iść  szepnęła, prawie bez tchu.  Proszę wybaczyć, milordzie...
 Nie, nie odchodz, proszę...  Jego ramię mocno ogarnęło jej kibić. 
Zostań ze mną, zrobimy jeszcze więcej fal. A na imię mam Ross.
 Ross  powtórzyła Kordelia i uśmiechnęła się.  Ale jest ju\ pierwsza w
nocy, ojciec na pewno niepokoi się o mnie, zacznie mnie szukać. I mój głos
musi odpocząć przed jutrzejszą próbą.
 Do diabła z próbą  wymamrotał Ross, puścił jednak Kordelię.  Do
diabła z tą całą piekielną sztuką, oprócz twojej roli, oczywiście.
 Ale ta sztuka to jedyny powód, dla którego tu jestem!
 No to idz  powiedział chrapliwie.  Ale jutro wieczorem, kiedy
skończycie ju\ próby, przyjdziesz tutaj razem ze mną.
Kordelia posmutniała i spoglądając na jego przystojną twarz, mokre
włosy i w ogóle wszystko, powtórzyła sobie w duchu obietnicę zło\oną ojcu.
Ale nawet ojciec powinien wiedzieć, \e niektóre obietnice a\ proszą się o to,
\eby ich nie dotrzymać. Niektóre te\ poczynione zostają za pózno.
Przedstawienie odbędzie się za jedenaście dni, Ross i Kordelia mają więc
dla siebie jedenaście nocy, jeśli ona się na to odwa\y. Przez jedenaście nocy
będzie mogła zwracać się do lorda po imieniu, do niej będą nale\ały jego
uśmiechy, pocałunki i wszystkie fale.
Mo\e wybrać miłość przez jedenaście dni i nocy, mo\e te\ wybrać
rezygnację z miłości, czyli pustkę, a w konsekwencji największą z pustek 
nicość.
 Tak, Ross  szepnęła \arliwie i znów obdarzyła go pocałunkiem.  Tak.
ROZDZIAA SIÓDMY
Kordelia siedziała na parapecie wysokiego, otwartego okna sali balowej,
popijając herbatę z miodem i mlekiem, dobrą na głos. W scenie, którą teraz
rozgrywano, Kordelia nie brała udziału, mogła więc skraść kilka wolnych chwil
dla siebie. Chciała rozkoszować się ciepłym słońcem, wiosennym powietrzem,
przesyconym zapachem świe\o skoszonej trawy i kwiatów.
Usłyszała skrzyp kół wozu na wysypanej muszelkami drodze dojazdowej
i zaciekawiona, zwróciła głowę w stronę, z której dochodził dzwięk. Ross
powiedział, \e tego dnia przybędą ju\ pierwsi weselni goście, ci, którzy
mieszkają najdalej. Zostaną we dworze i wyjadą dopiero po ceremonii zaślubin.
Powiedział te\, \e mimo przybycia gości, ich wieczorne spotkanie nadal jest
aktualne, ale Kordelia co do tego nie była przekonana.
Do przedstawienia pozostały trzy dni, a ona miała wra\enie, \e czas mija
z większą prędkością, ni\ przesypuje się piasek w klepsydrze. A Ross, jako pan
domu, więcej czasu poświęci zabawianiu gości ni\ Kordelii. Dla niej było to
oczywiste i nieuniknione, świadomość tego absolutnie jednak nie była w stanie
choć trochę ul\yć jej i złagodzić smętny nastrój.
Zasłonięta przez wysokie drzewa, mogła ze swego miejsca na parapecie
patrzeć sobie do woli, nie będąc przez nikogo widzianą. Nasunęła więc
staranniej na kolana swoją czerwoną spódnicę i trzymając fili\ankę nad
podołkiem, nieco bardziej wychyliła się z okna. Przed schodami z białego
marmuru zatrzymywał się właśnie lśniący, zielony powóz, do którego
wprzęgnięte były cztery gniadosze. Na drzwiach powozu namalowany był herb
szlachetnie urodzonych właścicieli pojazdu. Kiedy lokaj pospieszył otworzyć
drzwi trzem podró\nym  dwóm starszym damom i ich pokojówce  do powozu
podjechał jeden konny, młody d\entelmen, te\ niewątpliwie nale\ący do tego
szacownego towarzystwa.
Na koniec pojawił się sam Ross, naciągający w pośpiechu frak i
zbiegający ze schodów, \eby powitać miłych gości. Kordelia domyślała się, \e
Ross pracował właśnie w bibliotece przy swojej kadzi z wodą, nie tylko frak, ale
i spodnie nosiły tego ślady. I uśmiechnęła się na wspomnienie swoich własnych
wyczynów z urządzeniem do wytwarzania fal.
 A... proszę, zaczynają zje\d\ać wielcy tego świata  powiedział Alfred,
równie\ z fili\anką herbaty ustawiając się przy oknie.  Ciekawe, kto to taki.
Mo\e jakaś księ\niczka albo księ\na wdowa, co po księciu mał\onku
odziedziczyła fortunę? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kskarol.keep.pl