Podstrony
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie wiem dokładnie. Nie zdołaliśmy go namierzyć. Zniknął z pola widzenia i gdzieś się przyczaił. Spodziewałem się, że w którymś momencie się ujawni, i do teraz nie widziałem powodu, żeby... ktoś jeszcze wiedział o jego obecności. - Przerwał, uniósł brew. - Jak myślisz, dlaczego tu przyleciał? - Ja... nie wiem. On... on wciąż chce odkryć, jak zginęła Jessica. - Próbowała zachować spokój, ale stwierdziła, że drży. - To zupełnie naturalne. - Tak - sir Alric kiwnął głową. - Rzeczywiście. Bardzo naturalne. Przełknęła z trudem ślinę. - Nie wierzy mi pan? - Och nie, wierzę ci. Myślę, że jest oczywiste, że się do ciebie nie odzywał. I nie sądzę, żebyś musiała się martwić o Jakea. I tak nie jest zdolny skrzywdzić członka Wybranych. Pot, który wystąpił jej na czoło, musiał być widoczny dla dyrektora. Była pewna, że wiedział, że nie mogła się odezwać, bo nie ufała swojemu głosowi. Nóż. Nadnaturalny, dziwnie potężny Nóż. Jake go miał. Ten Nóż bez problemu mógł zranić Wybranego. Widziała to. Pamiętała, co zostało z Keiko: plama prochu w kształcie Keiko na marmurowej paryskiej podłodze. Cassie odchrząknęła. - Wciąż nie powiedział mi pan nic o Michaile. I... pozostałej dwójce. Co pan o tym wie. Znowu lekko uniósł ramiona. - Dlatego że wiem bardzo niewiele. Prawdopodobnie nawet mniej niż ty. Przyjrzała się dyrektorowi. - Skoro pan tak mówi - stwierdziła, ledwo ukrywając swoją podejrzliwość. Sir Alric to zignorował. - A teraz, słowo o twojej nowej... pozycji. Uniosła podbródek. - Proszę mówić. - Jestem zadowolony, że tak dużo osiągnęłaś wśród Wybranych w tak krótkim czasie. Mimo to nie spoczywaj na laurach. Wiem lepiej niż dobrze, że jesteś wyjątkowa, nawet jak na jedną z Wybranych. - Dotknął delikatnie czarnego płatka jednej z hodowanych przez siebie orchidei. - Jak już mówiłem ci wcześniej, jesteś wyjątkowa, ale to oznacza, że inni będą cię obserwować. A ludzie mogą wyciągnąć pochopne wnioski w związku z... wyjątkowymi sytuacjami. Rozumiesz? - Próbuje mi pan powiedzieć, że ktoś może mnie oskarżyć, że mam z tym coś wspólnego? Sir Alric przeszył ją ostrym spojrzeniem. - Mówię, że powinnaś poważnie potraktować ułaskawienie Rady. Cassie niewiele więcej mogła na to odpowiedzieć. Kiwnęła głową i z całą godnością, na jaką mogła się zdobyć, przeszła przez biuro dyrektora. Sekretarka Darkea otworzyła drzwi i pozwoliła, aby z cichym stuknięciem zamknęły się za uczennicą. Dopóki Cassie nie wróciła na korytarz, czuła spojrzenie grafitowych oczu wwiercające się w jej kręgosłup. ROZDZIAA 15 - Nic. Nic mi nie powiedział. - Wciąż jeszcze buzowała od furii i zmieszania, a reszta Wybranych też nie tryskała humorem. - Wiedziałam, że będzie bezużyteczna - mruknęła Sara do stojącej obok niej dziewczyny. Pozostali to zignorowali, podobnie jak Cassie. Nigdy nie widziała Wybranych tak niespokojnych, tak pozbawionych pewności siebie, tak... przestraszonych. - Czy ktoś chce nas dorwać? - Cormac wreszcie powiedział na głos to, co wszyscy myśleli. - Na to wygląda, prawda? - stwierdził Vassily. - I wygląda też na to, że nie możemy spodziewać się żadnej pomocy od Darkea. Cassie zacisnęła usta, postanawiając już nic więcej nie mówić. Zrobiła swoje: niech reszta to teraz rozpracuje. Ona miała inne sprawy na głowie. Jak to, że Jake Johnson jest w Stambule... Czy Isabella wiedziała? A jeśli wiedziała, to dlaczego nie powiedziała Cassie? Dlaczego miałaby to ukrywać? Chyba że coś wiedziała. Chyba że Jake miał coś wspólnego z... ...och, Boże... Zrobiło jej się niedobrze. Jeśli miałaby taką możliwość, wybiegłaby z pokoju prosto do łazienki, ale to przyciągnęłoby zbyt dużo uwagi i zdecydowanie zbyt wiele pytań. Musi być jakieś wyjaśnienie. Jak mogła oczekiwać, że Isabella wszystko jej wyjaśni, a zwłaszcza tak delikatną sprawę? Robiły się sobie coraz bardziej obce, od kiedy zeszły z pokładu Tancerza Mistralu . Ale cały czas były przyjaciółkami, prawda? Będą nimi zawsze. A przynajmniej do tej pory tak myślała. Teraz jedyne, o czym mogła myśleć, to jak wiele trzeba naprawić w ich przyjazni. Sama nie była najlepszą przyjaciółką dla Isabelli: nad bycie z nią przedkłada towarzystwo Wybranych, traktuje jak kogoś drugiej klasy. Jednak musiała to robić, i to też była wina przyjaciółki, wydającej się mieć pretensje o nowy status Cassie i zbyt oschłej dla Wybranych... Zakręciło się jej w głowie. Wiedziała tylko, jaki to koszmarny bałagan. Poza tym nawet nie miała pewności, czy Isabella wiedziała o Jake u. A jeśli nie wiedziała - no cóż, Cassie nie chciała być tą, która jej to powie. Tylko że nie mogła zapomnieć o chwili, w której wróciła do ich pokoju. O męskim głosie na czacie. Przyjaciółka była tak zaabsorbowana, że nie słyszała wejścia Cassie. Wyraz twarzy, kiedy wreszcie ją dostrzegła. I ostatnia magiczna zmiana nastroju Isabelli... Ktoś wypowiedział imię Cassie. Ocknęła się z rozmyślań i wracając do rzeczywistości, zobaczyła, że wszyscy już wstali, rozmawiali przyciszonymi głosami i wychodzili w małych, zaaferowanych grupkach. - Cassie - powtórzył Richard. - Przepraszam - potrząsnęła głową. - Odpłynęłam. - Zauważyłem. Nie jestem zaskoczony. %7łałuję, że nie możemy iść czegoś się napić. To problem z tym, że jesteśmy uwięzieni na tej cholernej wyspie, zgadza się? Potarła czoło, śmiejąc się nieco drżącym tonem. - Nie myślałam o tym w ten sposób, ale masz absolutną rację. Podejrzewam, że to przemyślane działanie. - Tak. Też o tym pomyślałem. Drań - uśmiechnął się szeroko, ale potem spoważniał. - Był dla ciebie nieprzyjemny, Darke? - Nie o to chodzi. Był idealnie uprzejmy i miły jak zwykle. Ale po prostu nie ma z niego żadnego pożytku. A ja jestem, hm... skonfundowana. - Westchnęła. -1 zmartwiona. Richard z troską zmarszczył brwi. - Słuchaj, po przyjęciu została butelka czerwonego wina. Może wezmiemy ją i pójdziemy na plażę? - Nie sądzę... - Posłuchaj, Cassie. - Zniżył głos, gdy wychodzili z salonu, a on zamknął za nimi drzwi. Opuszczali go jako ostatni. - Jeśli chodzi o ten wieczór, to przepraszam... to znaczy, nie chciałbym, żebyś myślała... obiecałem, że nie będę ci robił żadnych kłopotów. I nie chciałem. Tylko że... wyglądasz, jakbyś potrzebowała kogoś do rozmowy. Pokręciła gwałtownie głową. - Nie. Nie o to chodzi. Naprawdę. - Jesteś pewna? - W jego głosie było tyle niepewności, że położyła mu rękę na ramieniu i się uśmiechnęła. - Całkowicie. I właściwie, to chętnie przejdę się po plaży, ale sądzę, że powinnam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkskarol.keep.pl
|