Podstrony
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wiÄ™zi, ale spÄ™dziliÅ›my ze sobÄ… wiele miÅ‚ych chwil, prawda? MogÄ™ sprawić, że zapomnisz o problemach, przynajmniej na dzisiejszÄ… noc. Oboje potrzebujemy tego samego. ProponowaÅ‚ jej chwilÄ™ rozkoszy, rozÅ‚adowanie napiÄ™cia i nic ponadto. Nigdy nie Å‚Ä…czyÅ‚o ich nic wiÄ™cej. Gdyby byÅ‚o inaczej, ostatnie cztery lata spÄ™dziliby razem. WstaÅ‚ i wyciÄ…gnÄ…Å‚ do niej dÅ‚oÅ„. Tess zadaÅ‚a sobie pytanie, czy byÅ‚a skÅ‚onna przyjąć to, co jej oferowaÅ‚. Nie wiedziaÅ‚a, jak zniesie nastÄ™pne rozstanie, jeÅ›li jÄ… znowu zostawi. Mimo że on proponowaÅ‚ jej zaledwie jednÄ… noc. Sama nie wiedziaÅ‚a, czy to za maÅ‚o, czy za dużo? ZawahaÅ‚a siÄ™. Black Jack Blackthorn byÅ‚ dumnym czÅ‚owiekiem i na pewno nie zamierzaÅ‚ ponowić propozycji. PopatrzyÅ‚a na jego przystojnÄ… twarz i wzięła go za rÄ™kÄ™. Inaczej jÄ… zapamiÄ™taÅ‚. Cztery lata temu za jego sprawÄ… zmieniÅ‚a siÄ™ z dziewczyny w kobietÄ™, którÄ… teraz trzymaÅ‚ w ramionach. Jej nadal szczupÅ‚e ciaÅ‚o zaokrÄ…gliÅ‚o siÄ™ tu i ówdzie, a zarys jej bioder wydawaÅ‚ siÄ™ bardziej kuszÄ…cy. MiaÅ‚a peÅ‚niejsze piersi, jakby wrażliwsze na jego dotyk. Kochali siÄ™ powoli i ostrożnie, a on uczyÅ‚ siÄ™ jej ponownie, chociaż tak naprawdÄ™ niczego nie zapomniaÅ‚. OdkÄ…d przestaÅ‚ siÄ™ z niÄ… spotykać, przez jego życie przewinęło siÄ™ wiele kobiet. Cztery lata to szmat czasu, a on miaÅ‚ swoje potrzeby. Przelotne kochanki nic jednak dla niego nie znaczyÅ‚y, nie mogÅ‚y zastÄ…pić Tess i nigdy nie ofiarowaÅ‚y mu tego, co przy niej odkryÅ‚. UwielbiaÅ‚ wsÅ‚uchiwać siÄ™ w jej westchnienia i tÅ‚umione okrzyki rozkoszy. TÄ™skniÅ‚ za jej dotykiem, pragnÄ…Å‚, by go pieÅ›ciÅ‚a i rozniecaÅ‚a w nim żar. Jego serce pÄ™czniaÅ‚o z satysfakcji, kiedy uÅ›wiadamiaÅ‚ sobie, jak wielkÄ… daje jej przyjemność. Jestem twoja, zdawaÅ‚y siÄ™ mówić jej oczy. Tylko twoja. Wez mnie, wez wszystko, co mam, i ofiaruj mi to, co twoje. Teraz! ZnaÅ‚ rytm Tess, ona zaÅ› wiedziaÅ‚a, jakiego tempa oczekiwaÅ‚. Patrzyli na siebie, a Jack w gÅ‚owie sÅ‚yszaÅ‚ gÅ‚os skandujÄ…cy: Kocham ciÄ™, kocham ciÄ™, kocham, kocham& SpaÅ‚a w jego ramionach, kiedy Jack kontemplowaÅ‚ Å›wit za oknem i odtwarzaÅ‚ w pamiÄ™ci ostatnie godziny. PrzeÅ›ladowaÅ‚y go jego wÅ‚asne, przyciszone sÅ‚owa, przez które nie mógÅ‚ znalezć ukojenia we Å›nie. SÄ…dziÅ‚, że przed laty poÅ‚Ä…czyÅ‚a ich miÅ‚ość. WierzyÅ‚ w to caÅ‚ym sercem. UÅ›miech Tess, sposób, w jaki przygryzaÅ‚a dolnÄ… wargÄ™, zastanawiajÄ…c siÄ™ nad czymÅ›, jej zapach wszystko to poruszaÅ‚o go do gÅ‚Ä™bi. Samo myÅ›lenie o niej sprawiaÅ‚o, że Å›wiat wokół wydawaÅ‚ siÄ™ czystszy i piÄ™kniejszy. Gdy na niego patrzyÅ‚a, zaczynaÅ‚ wierzyć, że jest lepszym czÅ‚owiekiem. Wspólnie spÄ™dzone miesiÄ…ce okazaÅ‚y siÄ™ najwspanialszym okresem w jego życiu. Wtedy nie dostrzegaÅ‚ żadnych problemów istotnych dla ich przyszÅ‚oÅ›ci. ByÅ‚ samotny przez caÅ‚e życie, nawet w dzieciÅ„stwie. Jako bÄ™kart wszÄ™dzie czuÅ‚ siÄ™ obco. Nie wiedziaÅ‚ jednak, czym jest prawdziwa samotność, dopóki nie utraciÅ‚ Tess. Teraz ponownie leżaÅ‚a w jego ramionach, a on delektowaÅ‚ siÄ™ jej bliskoÅ›ciÄ…. StaraÅ‚ siÄ™ nie myÅ›leć o tym, że ta radość jest przelotna i zniknie wraz z nadejÅ›ciem dnia. Nic nie mogÅ‚o siÄ™ zmienić do czasu odnalezienia Sinjona, gdyż dopiero wtedy Tess miaÅ‚a szansÄ™ uporzÄ…dkować swoje życie. Jack to rozumiaÅ‚. Jego matka byÅ‚a skomplikowanym czÅ‚owiekiem, w pewnym sensie nawet bardziej niż Sinjon, a motywy jej postÄ™powania pozostawaÅ‚y nader niejasne. Podobnie jak Tess, Jack mógÅ‚ jedynie nauczyć siÄ™ radzić sobie z życiem i jak najlepiej rozgrywać otrzymane w rozdaniu karty. Ostrożnie, aby nie obudzić Tess, wyÅ›liznÄ…Å‚ siÄ™ z łóżka. UbraÅ‚ siÄ™, wziÄ…Å‚ buty do rÄ™ki i wyszedÅ‚ z sypialni, myÅ›lÄ…c o wyjezdzie razem z Tess do Londynu. JeÅ›li los im sprzyjaÅ‚, Will i Dickie podjÄ™li trop i misja stanie siÄ™ znacznie Å‚atwiejsza. Jack jednak nie liczyÅ‚ na Å‚ut szczęścia. WÅ‚ożywszy buty, doszedÅ‚ do wniosku, że zacznie od wizyty w tajnej kryjówce Sinjona. Perlisty Å›miech oraz tupot stóp sprawiÅ‚y, że siÄ™ odwróciÅ‚. Wtedy ujrzaÅ‚ maÅ‚e ciemnowÅ‚ose dziecko, które pojawiÅ‚o siÄ™ na podeÅ›cie pierwszego piÄ™tra. Tuż za maluchem podążaÅ‚a stara Emilie, czerwona i zasapana po wyÅ›cigu po wÄ…skich schodach. Jacques! Vous coquin, reviens ici! wykrzyknęła. ChÅ‚opiec stanÄ…Å‚ jak wryty i podniósÅ‚ wzrok na wysokiego mężczyznÄ™, który staÅ‚ mu na drodze. Maman? spytaÅ‚, patrzÄ…c w bok. Jego policzki byÅ‚y zarumienione z zachwytu. W nastÄ™pnej chwili na jego twarzy zagoÅ›ciÅ‚ uÅ›miech i chÅ‚opczyk rzuciÅ‚ siÄ™ ponownie biegiem przed siebie, omijajÄ…c Jacka. Maman! Jack odwróciÅ‚ siÄ™ i zobaczyÅ‚, że Tess klÄ™ka na dywanie, a chÅ‚opiec rzuca siÄ™ jej w ramiona. PrzytuliÅ‚a dziecko i podniosÅ‚a bÅ‚agalne spojrzenie na Jacka. Jack& zaczęła takim tonem, jakby prosiÅ‚a go o wyrozumiaÅ‚ość. Nie czekaÅ‚ jednak, by siÄ™ dowiedzieć, co miaÅ‚a do powiedzenia. SpojrzaÅ‚ z niedowierzaniem na dziecko, obróciÅ‚ siÄ™ na piÄ™cie i ruszyÅ‚ na dół. Po chwili wypadÅ‚ przed dom, niemal wyrywajÄ…c drzwi wejÅ›ciowe z framugi, i jak oszalaÅ‚y popÄ™dziÅ‚ przed siebie żwirowym podjazdem. ChciaÅ‚ jak najszybciej oddalić siÄ™ od tego domu i od Tess, zniknąć gdzieÅ›, gdzie nie mogÅ‚a zobaczyć, co mu zrobiÅ‚a. MiaÅ‚ syna. Do licha, naprawdÄ™ miaÅ‚ syna! RozdziaÅ‚ piÄ…ty Tess poÅ›piesznie dokoÅ„czyÅ‚a toaletÄ™, podczas gdy Jacques gawÄ™dziÅ‚ i biegaÅ‚ po caÅ‚ej sypialni, zupeÅ‚nie nieÅ›wiadomy powagi sytuacji. Emilie staÅ‚a obok i zaÅ‚amywaÅ‚a rÄ™ce, obwiniajÄ…c siÄ™ za to, że pomimo jej opieki chÅ‚opiec wybiegÅ‚ na korytarz, aby odwiedzić sypialniÄ™ maman, jak każdego poranka. Pojawienie siÄ™ wysokiego mężczyzny nie wywarÅ‚o na nim najmniejszego wrażenia. Znacznie bardziej interesowaÅ‚o go, gdzie siÄ™ podziaÅ‚ jego ukochany grand- père. Grand-père. Jacques byÅ‚ oczkiem w gÅ‚owie ojca Tess, i to od dnia narodzin. Markiz, który ignorowaÅ‚ pozbawione matki dzieci, kiedy byÅ‚y maÅ‚e, teraz czÄ™sto stawaÅ‚ przy łóżeczku wnuka i godzinami przyglÄ…daÅ‚ siÄ™ Å›piÄ…cemu chÅ‚opcu. Nie szczÄ™dziÅ‚ mu uÅ›miechów, przynosiÅ‚ przysmaki, a do tego bujaÅ‚ go na kolanie i opowiadaÅ‚ niemÄ…dre historyjki, kiedy sÄ…dziÅ‚, że nikt nie sÅ‚yszy. Tylko Jacques mógÅ‚ tulić siÄ™ do dziadka i chodzić z nim za rÄ™kÄ™ do ogrodu i na poszukiwanie przygód. StaÅ‚ siÄ™ ważniejszy niż ukochane eksponaty Sinjona. Jack miaÅ‚ sÅ‚uszność, lecz zarazem byÅ‚ w bÅ‚Ä™dzie. Jacques zostaÅ‚ prawdziwym spadkobiercÄ… markiza, tym, którego ojciec Tess pragnÄ…Å‚ strzec i który kiedyÅ› miaÅ‚ go wspominać i opÅ‚akiwać. Sinjon postanowiÅ‚ najwyrazniej umrzeć jak bohater, powstrzymujÄ…c Cygana. Nie zrobiÅ‚ tego ani dla syna, ani dla córki, lecz zamierzaÅ‚ zmienić siÄ™ dla wnuka& a także dla samego siebie. Jak we wszystkim, co dotyczyÅ‚o markiza Fontaine, i w tym niewÄ…tpliwie tkwiÅ‚ jakiÅ› haczyk.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkskarol.keep.pl
|