Podstrony
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
robotach, karabinach, które wysysają mięśnie z nóg - dodał Henry ciepłym głosem, oglądając przemysłowy krajobraz, który właśnie mijali. - O, tato, jak ty potrafisz wszystko zepsuć - żalił się Leon. - Czyżby? - zapytał Stanley. - Jeśli uważasz, że ochrona życia jedynego syna jest psuciem zabawy, to zgadzam się na taką rolę. - Nie boję się, tato - powiedział Leon. - Bałem się wtedy, gdy odszedłeś i zostawiłeś nas z mamą. Ale teraz nie boję się niczego. Odszedłeś, a ja stałem się dzielny. Henry uśmiechnął się do siebie. - Masz odważnego dzieciaka, Stanley. Nie możesz temu zaprzeczyć. Stanley odwrócił się i siedział nachmurzony, obserwując ruch na ulicy, podczas gdy Angie prowadziła po betonowej kostce obwodnicy, omijając ruchliwe Chiswick, i skręciła na Kew Richmond. Przypomniał sobie Tennyson, kiedy przejeżdżali przez skrzyżowanie z Kew Gardens Road, chociaż było zbyt mgliście, aby mógł dojrzeć dom. Pomyślał o ostrym deszczu kapiącym z sufitu i o psach z głowami na wpół szalonych dzieci. Nie chciał narażać Leona na to, żeby skończył jak one. Z drugiej strony, jak śmiał ten mały gówniarz, rozmawiać tak z ojcem przed obcymi? Jak Leon śmiał porównywać go z Eve? Z tą neurotyczną, bredzącą, ograniczoną, chciwą wiedzmą. Walczyła z nim tak zaciekle o opiekę, wynajdując niezliczonych tłustych, zezowatych prawników i będące z nią w zmowie feministki zajmujące się psychologią dziecka. Jeśli jego ojciec dostanie opiekę, będzie go traktował gorzej niż psa. Już widzi jej minę, kiedy odeśle jej Leona z oczami lunatyka i ciałem bulteriera . Dojechali do końca Richmond Hill i zaparkowali. Angie zawadziła o wysoki krawężnik i powiedziała: Przepraszam . Stanley wyjął obie torby z bagażnika montego i przeniósł je pod dom, podczas gdy Henry stękając wysiadał z tylnego siedzenia. Jednakże zanim Stanley wszedł na schody, Henry zawołał: - Stanley... Zanim wejdziemy, chciałbym zamienić z tobą słowo. Stanley czekał z zle ukrywaną niecierpliwością nie od- wracając się. Henry podszedł i spojrzał na niego w spokojny, niemal ojcowski sposób. - Stanley, wiem, jaką walkę musisz stoczyć z samym sobą. Wiem, że dla ciebie to wszystko nie jest łatwe. Na domiar tego Springer nie zawsze jest sympatyczna, ponieważ Springer jest... no cóż, Spriner to Springer. Nie tyle osoba, co wiadomość od Pana Boga. Ale chcę, żebyś wiedział, że ja martwię się o ciebie i o Angie również. I chcę cię zapewnić, że obojętnie co mi powiesz, obojętnie, jakie konflikty będą między nami, cała moc, jaką posiadam, należy do ciebie. Wahał się, po czym dodał: - Kiedy po raz pierwszy zostałem wezwany, by zostać Wojownikiem Nocy, byłem tak miękki jak gąbka i zielony jak trawa. Ale stoczyłem od tej pory parę naprawdę wielkich bitew i żyłem w kilku tak dziwnych czasach i miejscach, których większość ludzi nie jest w stanie sobie nawet wyobrazić. Mam doświadczenie i wiedzę i wiele mogę wam przekazać. Ta Nocna Plaga może się okazać największym zagrożeniem, z jakim kiedykolwiek mieliśmy do czynienia. Ale musimy zrobić, co w naszej mocy, aby ją pokonać i to pokonać raz na zawsze. Zrobimy to nie tylko dla całej ludzkości, ale również dla ciebie. I dla Angie. - Dzięki, doceniam to - powiedział Stanley. - I jeszcze coś - rzekł Henry. - Nie martw się tak o Leona. Musi się kiedyś zmierzyć ze swym przeznaczeniem. Chyba lepiej, że to się stało wcześniej niż pózniej. Zajmę się nim, jeśli sprawy zaczną wymykać mu się z rąk. - To znaczy, że ja nie jestem w stanie się nim zaopiekować? - To znaczy, że musisz sam zająć się sobą, mój przyjacielu. Wszyscy musimy się o siebie troszczyć, tak jak zdołamy. Nie mówimy tutaj o Pazuzu czy Abrahelu, czy o którymś z pomniejszych demonów. To nie jest Jack Nicolson, który uczy latać kobiety z przedmieścia. To nie Linda Blair z obracającą się głową. To Jego Wysokość Szatan, Stanley. To sam ojciec demonów. To on we własnej osobie. - O co ci chodzi? Usiłujesz mnie przestraszyć, abym był dla ciebie miły? - Mam nadzieję, że już jesteś przestraszony, i naprawdę nie dbam o to, czy jesteś dla mnie miły, czy nie. Pamiętaj tylko, co powiedział Stendhal: Jeśli poznasz się dobrze na ludziach i potrafisz rozsądnie ocenić zdarzenia, to jest to pierwszy krok do szczęścia . - Pieprzysz jak filozof - powiedział Stanley. - Trafiłeś w dziesiątkę - uśmiechnął się Henry. - Czytałeś może mój Piasek pod wiatr na temat Voltaire'a i Rousseau, który był opublikowany na Uniwerytecie Kalifornijskim w 1967? - Akurat musiałem przeoczyć - powiedział Stanley, właśnie kiedy Angie nacisnęła dzwonek. Springer była tego ranka ekscentryczna i wymijająca. Pojawiła się jako szczupły, delikatny młodzieniec w czarnej lnianej marynarce i delikatnej białej batystowej koszuli z dziesiątkiem kosztownych dodatków: złotym zegarkiem kieszonkowym, papierośnicą z krokodylowej skóry z ini- cjałami MS i zakończoną złotą gałką laseczką od Swaine'a, Adeneya, Brigga & Son na Piccadilly. Miał obcięte krótko włosy, zaczesane do tyłu z brylantyną, druciane okulary z ciemnopurpurowymi szkłami jak dwie okrągłe kałuże krwi. - A więc to jest Leon - powiedział, chwytając Leona za rękę swoimi palcami tak zimnymi i przezroczystymi jak rozwodnione mleko. - Witaj w Anglii, Leonie. Niechaj mgła będzie z tobą. Nie odezwał się w ogóle do Henry'ego, ale Henry nie przestawał się uśmiechać, jakby był przyzwyczajony do takiego traktowania. Springer pokazał im ich pokoje: duża, wychodząca na wschód sypialnia dla Henry'ego, z antycznym inkrustowanym biurkiem i pulpitem, na którym stała maszyna do pisania i butelka wody Malvern. Aóżko przykryte było ręcznie wykonanym patchworkiem. Mniejszy pokój, na prawo od pokoju Stanleya, był dla Leona. Był umeblowany na styl chiński - w bieli i błękicie. Wychodził na upiorne, bezlistne dęby w Terrace Gardens i pogrążoną we mgle Tamizę. Na białej półce stały książki: Takie sobie historie Kiplinga oraz Wojna światów i Rocznik Beano z 1968. - I co o tym myślisz? - spytał Stanley, podchodząc do okna i wyglądając na zewnątrz. - Naprawdę niezle - powiedział Leon, rzucając się na łóżko w biało-niebieską kratę. - Właściwie to całkiem klawo. - Tak, klawo - Stanley obserwował lot kaczek, frunących przez mgłę w kierunku Tickenham. - Co ci powiedział Henry o Nocnej Pladze? - spytał po chwili. - Chyba wszystko, co sam wie. - A więc wiesz, co wyprawia z ludzmi ta choroba? - Oczywiście, jest podobna do AIDS, tylko że nie osłabia twego ciała, lecz duszę. Jeśli się nią zarazisz, nie jesteś już w stanie rozeznać, co złe, a co dobre, po śmierci nie możesz się dostać do nieba. Opowiedział mi o sposobie, w jaki się rozprzestrzenia. O Nosicielach, wiedzmach, o wszystkim. - Czy mówił ci, że pochodzi od szatana? Leon potaknął, otwierając szeroko oczy z podniecenia. - Wierzysz mu? - Z początku mu nie wierzyłem, ale gdy mi pokazał zbroję... - Rozumiem. - To było wspaniałe, tato. W samolocie było ciemno i wszyscy oglądali film. On położył rękę na moim ramieniu i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkskarol.keep.pl
|