Podstrony
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Więc czym ja się przejmuję? Ruby po prostu gapiła się na mnie pozbawionym wyrazu wzrokiem. W jej małym móżdżku nie kłębiły się żadne myśli. Strąciłem ją z siebie, wsunąłem się z powrotem pod kołdrę i zamknąłem oczy. Następnego dnia rano a była to sobota siedziałem właśnie, pijąc poranną kawę i czytając Timesa , gdy pukanie do drzwi poderwało Ruby na równe nogi. Zaczęła warczeć i wiercić się niespokojnie. Otworzyłem drzwi i ujrzałem młodą, około dwudziestoletnią dziewczyną. Była ładna, miała kręcone blond włosy, które poprzetykane ciemniejszymi pasemkami opadały jej w niesfornych lokach na szerokie czoło i jasnoniebieskie oczy. Ubrana była w dżinsy opuszczone tak nisko, że między ich krawędzią a purpurową bluzką widać było z dziesięć centymetrów gładkiej, nagiej skóry. Bardzo rajcownie. Już ją miałem spytać, czego sobie życzy, kiedy Ruby gwałtownie mnie odepchnęła i z radosnym skowytem skoczyła na dziewczynę, wachlując ogonem. Była autentycznie uradowana i z łapami wspartymi ma ramionach dziewczyny lizała ją po twarzy. Ta kucnęła i przytuliła psa. Wszystko dobrze, staruszko? Cieszysz się, że przyszłam? Tak się o ciebie martwiłam. Gdy się pochyliła, na jej prawej piersi mignął mi wytatuowany kwiatek. Poklepała Ruby i spojrzała na mnie z uśmiechem. Wygląda, że wszystko u niej w porządku. Jestem Cindy. Psia spacerowiczka. Patrzyłem na nią w milczeniu. Psia co? Wstała i odgarnęła włosy z czoła. Codziennie po południu brałam Ruby na spacer w czasie, kiedy Frank był w pracy. Przyszłam spytać, czy pan też będzie chciał skorzystać z moich usług. Aha, tak bąknąłem. Nawet się nie zastanawiałem nad popołudniowymi spacerami Ruby. Właściwie niczego jeszcze nie przemyślałem i nie zaplanowałem. Zwietnie, Cindy. Angażuję cię. Frank był superfacetem ciągnęła. Taki był dobry. Trochę... trochę się z nim zaprzyjazniłam. Bardzo fajnie nam się gadało. Byliśmy całkiem blisko. Ciekawe, czy ją rżnął? Byłem gotów się założyć, że tak. Wygląda na to, że ona cię naprawdę lubi powiedziałem. Uśmiechnęła się do Ruby niemal seksownie, rozchylając lekko wargi i ukazując zęby. Nawiązało się między nami porozumienie. To aż dziwne, ale naprawdę się rozumiemy. Zupełnie tak... jakbyśmy z sobą rozmawiały. Ruby z nią rozmawia? W żadnym razie nie życzyłem sobie rozmów z Ruby. Cindy znów się pochyliła i znów ujrzałem kwiatek na jej piersi. Ujęła w dłonie łeb Ruby, która siedziała bez ruchu, wpatrując się w nią tymi swoimi krowimi oczami. Widać, że jest smutna zauważyła Cindy. Ale to nic dziwnego, prawda? I jest też bardzo... bardzo spięta. Z jakiegoś powodu jest mocno spięta i podenerwowana. Może chodzi o przeprowadzkę do nowego domu. Może. Bo ja jestem trochę medium dodała Cindy. Potrafię czytać w myślach zwierząt. Poważnie. Zaczęło mi świtać, że dziewczyna musi być niezle walnięta, ale wcale mnie to nie uspokoiło. Oświadczyłem, że jestem teraz trochę zajęty, dałem jej klucz do domu i zapłaciłem za tydzień z góry. Po dwadzieścia dolców od spaceru. Przed wyjściem jeszcze raz przytuliła Ruby. Cześć, staruszko. Nie smuć się. Przyjdę w poniedziałek, to sobie porozmawiamy powiedziała na pożegnanie. Gdy tylko zamknęły się za nią drzwi, Ruby opuściła łeb i ogon i powróciła do swej poprzedniej smętnej pozy, nie przestając łypać na mnie ponuro. Nie radzę ci z nią rozmawiać powiedziałem, wycelowując w nią groznie palec. Wyobrażacie sobie coś takiego? Facet ostrzegający durnego psa! W każdym razie udało mi się wreszcie odnalezć Fritzi, która siedziała na górze w mojej pracowni, schowana za kanapą. Zniosłem ją na dół i nakarmiłem. Pózniej zobaczyłem, jak Ruby z zapałem wylizuje miskę Fritzi. Nie ma się co oszukiwać. Psy to zwierzęta. Na niedzielne popołudnie zaplanowałem sobie trochę machania kijem na polu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkskarol.keep.pl
|