Podstrony
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przyjechać? - Chodziło pani o to, by nie zżerało mnie poczucie winy i żalu, kiedy któregoś dnia dotrze do mnie wiadomość o śmierci matki - uzupełnił zjadliwie. - Właśnie. - To ja powinienem zadecydować o przyjezdzie tu, nie pani. - Ale... - Na wytłumaczenie się będzie pani miała dużo czasu pózniej. - Przecież wcale nie zamierza pan słuchać tego, co mam do powiedzenia. - Prawdopodobnie nie. - Nie widzę więc powodu. - Na litość boską, niech pani zamilknie! - uciął wytrącony z równowagi Gabriel. Gniew na Dianę kumulował się w nim przez całą męczącą podróż do Cambrid- geshire. Obmyślał sposoby dokuczenia jej za to, że zmusiła go do wysiłku. Natomiast teraz, gdy znalazł się przed frontowymi drzwiami rodzinnego domu, z którego został kiedyś w bolesnych okolicznościach wypędzony, przepełnił go rozdzierający serce smu- tek. - Gabrielu? Diana z przykrością obserwowała ponurą minę narzeczonego. Od początku ich znajomość była naznaczona napięciem, ale kiedy teraz patrzyła na Gabriela, wydawał się jej kimś obcym, nieprzypominającym aroganckiego i pewnego siebie lorda Faulknera, którego poznała przed tygodniem. W tym momencie zrozumiała, że popełniła poważny błąd; nie powinna była zmuszać go do odwiedzenia rodziny. To przez nią otworzyła się dawna, jątrząca się rana, której lepiej było nie dotykać. - Nie chciałam powiększać pańskiego dyskomfortu - szepnęła. - Pani przeprosiny są spóznione i niewystarczające. W tej chwili nie ma odwrotu. Wewnątrz przestronnego, wyłożonego marmurem holu Dianę nagle przeszył lo- dowaty dreszcz. Nie chodziło o niską temperaturę, lecz o panującą w tym domu atmos- ferę, jakby ściany tego domu przesiąkły złem, którego były niemym świadkiem przez długie lata. Skarciła się w duchu. Przecież cegły i zaprawa murarska nie mają właściwo- R L T ści absorbowania emocji, nie mają jej również posągi i obrazy na ścianach. Przenikające ją zimno to skutek przemoczenia i głodu, uznała. - Czy matka jest zdrowa? - Gabriel zwrócił się do ciemnowłosej piękności. Zignorowała pytanie, zamiast tego zwróciła się do obecnego w holu kamerdynera, aby podał w salonie herbatę. - Herbatę dla pań, dla mnie proszę przynieść coś mocniejszego, Reeve - polecił służącemu Westbourne. Zauważył, że czas nie obszedł się łaskawie ze starym sługą, któ- ry od momentu, kiedy Gabriel widział go po raz ostatni, postarzał się nie o osiem, ale co najmniej o dwadzieścia lat. - Tak jest, milordzie. - W oczach starego widać było radość; rozpoznał panicza. - I proszę przygotować zielono-złote sypialnie dla lady Diany i dla mnie - dodał hrabia, oddając mu swoje i Diany okrycia i kapelusze. - Nie możesz ni stąd, ni zowąd wchodzić do domu i wydawać poleceń służbie, jakbyś był panem tego dworu! - zaprotestowała kobieta. - Sądzę, że właścicielką Faulkner Manor wciąż jest moja matka. - Owszem. - Zatem, Reeve, zróbcie co, powiedziałem. - Gabriel zmierzył kobietę lodowatym spojrzeniem. - Sugeruję, abyśmy kontynuowali rozmowę tam, gdzie będzie trochę cie- plej. Z niechęcią pospieszyła do salonu, wykonując gwałtowny obrót spódnicą. Gabriel i Diana poszli za nią. W utrzymanym w brązowo-złotej tonacji pokoju płonął ogień na kominku. - Pytałem o zdrowie matki - przypomniał Gabriel. - Stan zdrowia Felicity jest taki, jakiego należy się spodziewać. - Co to znaczy? - Felicity zapadła na zdrowiu po śmierci twojego ojca. Po pogrzebie wycofała się do swoich pokojów. Rzadko je obecnie opuszcza. - Pozostawiając tobie rolę pani domu, czy tak? - zapytał wzgardliwie. - Jakie to do ciebie podobne! Obwiniać innych o skutki złych uczynków, które sam popełniłeś - odpowiedziała ze złością kobieta. R L T Gdyby nie lekkie zmarszczenie brwi, można by uznać, że wzmianka o śmierci ojca i smutku matki, która po utracie męża odcięła się od życia, nie zrobiła na Gabrielu więk- szego wrażenia. Jego ojciec był rygorystycznym wyznawcą zasad panujących wśród ary- stokracji, a matka przypominała niefrasobliwego motyla. Mimo to, być może na zasadzie przyciągania się przeciwieństw, byli kochającym się małżeństwem. Czy zawiniłem? - zastanawiał się hrabia. Czy gdybym nie dał się wypędzić z domu przed ośmiu laty, sprawy potoczyłyby się inaczej? Ojciec by nie odszedł na zawsze, a matka cieszyłaby się życiem? - Może dokona pan prezentacji, Gabrielu?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkskarol.keep.pl
|