image Strona poczÂątkowa       image Ecma 262       image balladyna_2       image chili600       image Zenczak 2       image Hobbit       

Podstrony

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

być, drużyny formują się najczęściej wtedy, kiedy wieje z Północy, choć nie udowodniono, by
przyczynę ich powstawania stanowił wicher. Niemniej każdą inną nazwę (na przykład Dotyk
Dobra) trudno mi zaakceptować - przynależność do drużyny to żaden dotyk dobra, przeciwnie -
nie znam takiej, której by się powiodło. Jedni umierają w walce, inni z wycieńczenia, gubiąc
drogę na pustkowiu, w jeszcze innym wypadku dochodzi do zdrady, bo ktoś, jakieś najsłabsze
ogniwo, pęka pod ognistym spojrzeniem Dziwki, wreszcie część drużyn ginie bez wieści, bez
śladu. Pozostając w bazie Królikarni, przeglądałem statystyki z ostatnich trzech lat -
zanotowano uformowanie się samorzutnie pięćdziesięciu trzech drużyn, przy średniej
liczebności dwadzieścia, przecinek siedemdziesiąt pięć setnych osoby. To razem daje tysiąc sto
osób. Tysiąc stu śmiałków - i to tylko na przestrzeni ostatnich trzech lat! A ilu poszło
wcześniej? Ilu Królikarnia nie zarejestrowała? A wszystko to bez żadnego efektu! Dlatego,
kiedy myślę o drużynach, nie mogę pozbyć się natrętnego skojarzenia.
Lemingi. Marsze lemingów.
Drużyna, którą obserwowałem podczas załadunku mojego samochodu, składała się
głównie z młodzików. Właściwie - to były jeszcze dzieci, nastolatki, ledwie dające radę
udzwignąć miecz czy tarczę. Gardło ścisnęło mi przerażenie, chciałem podbiec do nich,
zatrzymać, wykrzyczeć im prosto w twarz, że idą na pewną śmierć, że nic nie zmienią, nie
zwyciężą zła, a stracą życie, tak potrzebne tutaj, w Białej Wieży. Elah przytrzymał mnie za
ramię, nie pozwolił, kręcąc głową.
- Nie poradzisz - wychrypiał (elfy mają strasznie chropowaty głos, to ponoć cecha ich
anatomii, stąd też język tak trudny dla przedstawicieli innych gatunków). - Oni są już w środku.
Nie myślą tak jak ty, nie czują bólu, są szczęśliwi. Nie psuj tego. Może to jedyny sposób?
Wtedy przypomniałem sobie obejrzaną wcześniej mapę, tę ekspandującą czerwień,
cofającą się zieleń i błękit, przypomniałem sobie to, co widziałem w bryłach lodu - rogate
sylwetki, wykrzywione szaleństwem twarze, czarne chmury nad horyzontem. I już nie
chciałem biec do tych biednych-szczęśliwych dzieci.
Może to jedyny sposób?
Z NOTATEK (7) - HISTORIA MIASTA LOND
Jak owe wichury w Trzecim Zwiecie potrafią być grozne, świadczy historia miasta Lond.
To przykład działania owego osławionego wiatru południowego i przebiegłości Dziwki.
Miasto Lond leżało na pograniczu obszaru, kontrolowanego przez Białą Wieżę. Nie była
to w naszym rozumieniu część państwa (gdzie w ogóle poprowadzić granicę państwa w tym
świecie - to osobna kwestia), niemniej moglibyśmy powiedzieć, że to lenno lub - używając
bardziej współczesnej i bliższej geograficznie nam, Polakom, nomenklatury - strefa wpływów.
Przez wieki wydawało się zresztą, że położenie Londu jest wyjątkowo szczęśliwe; jeszcze pod
słońcem Matki, ale nie w zimnych i deszczowych rejonach, nie w nieustannych mgłach i
słotach, jakie doświadczały Białą Wieżę. Dziwka zresztą przez długi czas pozostawała słaba,
jej blask ledwie, ledwie przebijał się nad południową półkulę, a mieszkańcy tamtej strony -
pokonani - by przeżyć, musieli handlować ze zwycięzcami. Lond stanowił idealną przystań,
punkt na szlaku, którego nie sposób było przeoczyć czy przegapić - miasto rosło więc jak na
drożdżach, pobierając różnorakie opłaty, egzekwując prawa składu, organizując wielkie targi,
bijąc własną monetę, budując magazyny, wykorzystywane przez kupców z obu stron do
przechowywania swoich towarów. Nade wszystko zaś Lond - skoro znacznie oddalony od
Białej Wieży - wydawał się tym wychowanym pod czerwoną gwiazdą miejscem względnie
bezpiecznym (dodajmy, że władcy Londu, jakkolwiek lojalni stronnicy Białej Wieży, starali
się, by żadnemu przybyszowi włos z głowy nie spadł, co dowodzi siły niezmiennych pod każdą
szerokością geograficzną praw ekonomii).
Sen o bezstronności urwał się z chwilą, kiedy znad Płaskowyżu powiało. Trzeba przy tym
wyjaśnić, że ten wiatr wiązał się ze wzmożoną aktywnością Dziwki, a działo się to wtedy, kiedy
Południe zaczęło podnosić głowę. Pozycja Londu z dnia na dzień uległa zmianie - z miasta
tranzytowego stał się miejscowością frontową. Dokończono ciągnącą się przez dziesiątki lat
budowę murów obronnych, pojawiły się regularne inspekcje Królikarni, Biała Wieża zaczęła
przyglądać się Londowi bliżej, z większą niż dotychczas podejrzliwością.
Pojawili się Strażnicy.
Władca, zasiadający wówczas na książęcym stolcu, znakomicie wyczuł zmianę, a że
stanowisko było dla niego wszystkim, zmienił postawę z gorliwością nowo mianowanego
prezesa korporacji. Zaczął od wzmożenia patroli, od ograniczania handlu z Południem, od
kontroli szlaków handlowych, od wypadów na Pogranicze, z których przywoził - jako trofeum
- głowy deformantów (powiadają, że cała taka kolekcja w liczbie trzydziestu i trzech kapiteli
jeszcze wisi w pustej sali tronowej pałacu w Londzie), a wiedząc, że wpływ Dziwki - a wraz z
nim zło - zwykł przenikać niepostrzeżenie we własne szeregi, podwoił czujność, organizując
bodaj drugą tajną policję w Trzecim Zwiecie (pierwszą byli oczywiście Strażnicy).
Dziwka jednak okazała się silniejsza i bardziej przebiegła.
Najpierw - w pierwszych miesiącach trwania wiatru - władca odczuwał niepokój. Nie
było to zresztą nic niezwykłego, niepokój zaczęli odczuwać wszyscy, lecz to w ręku księcia
spoczywały wszystkie sznurki, wszystkie dzwignie i przekładnie, jednym słowem pan Londu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kskarol.keep.pl