Podstrony
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
muzyczną gwiazdę. Swoją pierwszą solową przebojową płytę wydał wówczas Andrzej Smolik. Smolik jak to Smolik - z nazwiska jest znany, ale już z twarzy trochę mniej. Z imieniem też bywa różnie, bo jednak w tytule płyty stoi tylko nazwisko. Artysta przychodzi, wita się, siada. Startujemy. Rozmowa idzie dynamicznie, gość jest dowcipny i elokwentny, prowadzący oczywiście też - tylko że każde pytanie zaczyna od Panie Bohdanie . I tak w kółko. Co Smolik skończy odpowiadać, znów słyszy Panie Bohdanie . Trzydzieści minut programu minęło, zanim się obejrzeli, na koniec gość tylko zaznacza, że chciałby coś jeszcze dodać: - Wie pan - lekko zmieszany zwraca się do Prokopa. - W zasadzie to ja mam na imię Andrzej, a nie Bohdan... Teraz nieco się zmieszał prowadzący. A skąd ten Bohdan? No cóż. Tak się jakoś skojarzyło i pomyliło. Smolik - Smoleń... W sumie podobnie brzmi, chociaż muzycznie to jakby nieco inna półka. REAKCJA AACCUCHOWA O ile z artystami na ogół rozmawia się miło, a i sami są chętni do występów, o tyle z naukowcami zapraszanymi do mediów jest pewien kłopot. Rzadko kto ma taki dar jak słynny duet Kurek - Kamiński z programu Sonda . Stosunkowo najprościej jest jeszcze w przypadku astronomii. Tu wiedzę bardzo dobrze sprzedać umieją Jerzy Rafalski z Torunia, Karol Wójcicki z Centrum Nauki Kopernik czy doktor Krzysztof Ziółkowski z Polskiej Akademii Nauk. Ale taka fizyka? No właśnie. Jest na szczęście profesor Aukasz Turski, zawsze bardzo miły i chętnie dywagujący na tematy nawet nieco wybiegające poza fizykę. A więc fizyka medialna równa się Turski i nie bądz pan głąb, praw fizyki pan nie zmienisz. Nie? A Beacie Tadli się udało. W czasach, gdy pracowała w TVN24, poprowadziła chyba najciekawszą swoją rozmowę. Właściwie to goście poprowadzili ją za nią. Było to tuż po tsunami, które w marcu 2011 roku uszkodziło elektrownię atomową Fukushima. W studiu dwaj profesorowie: specjalista od energetyki jądrowej Władysław Mielczarski i wspomniany fizyk Aukasz Turski. Dyskusja była wybuchowa, ale prawdziwie niekontrolowana reakcja łańcuchowa zaczęła się na koniec. - Dziękuję bardzo, profesor Władysław Mielczarski... - I tu prowadząca podnosi wzrok, a profesor już na równych nogach. - Niech państwo nie zapraszają ludzi, którzy publicznie zarzucają mi... - No to pan zarzuca mi różne rzeczy, a poza tym mówi pan rzeczy, które są nietolerowalne. - Profesor Turski też już wstał. Prowadząca siedzi i oczom nie wierzy. - Ale panowie, ja jeszcze panów nie pożegnałam! - Przepraszamy - mówią profesorowie i grzecznie siadają na powrót na swoich miejscach. - Bardzo panom dziękuję, już mogą panowie kontynuować - ze śmiechem stara się skończyć redaktor Tadla, ale śmiesznie to dopiero będzie, bo panowie profesorowie zachętę do kontynuacji wzięli sobie do serca. - Szkoda kontynuować - rzuca profesor energetyk, a program wciąż na antenie. - Z prymitywami, którzy... Pan mi zarzuca, że ja panu coś mówię?! Proszę pana, kto panu dał tytuł?! - Proszę państwa... - próbuje podsumować tę część programu prowadząca. - Kto panu dał tytuł, wieśniakowi jednemu?! -...proszę państwa, kolejni goście przed nami. No właśnie. Kolejni goście, kolejne tematy. Wśród nich: komputery i informatyka. Tu to dopiero jest kłopot z ekspertami mówiącymi ludzkim głosem. Sam odkryłem dla telewizji Jerzego Aabudę z magazynu Komputer świat , który tak potrafi mówić o bitach, bajtach i łączach, że każdego złapie w sieć. Do tego krótko i na temat. Ale Aabuda jest jeden, a tematów informatycznych mnóstwo. Czasem więc szukamy nieco na oślep, czego efektem może być jeden wielki error. Do studia TVN24 zaproszono kiedyś młodego informatyka. Producentka znalazła go jakoś w internecie, skontaktowała się, porozmawiała, facet ma wiedzę, łeb jak sklep albo serwer. W chmurze, ale tego jeszcze nie wiedziała. Zapraszamy. Rozmowę w studiu prowadzi Marta Kuligowska. Pojawia się informatyk. Sweter, okulary, trądzik, kucyk. Szesnastolatek jak z kawałów o informatykach. Nie znacie? Naprawdę? Informatyk informatyka zaprasza na imprezę: - Wpadaj, będzie świetna zabawa. Drinki, muzyka, ściągamy też panienki. - Drinki i muzyka? Super! A ile tych panienek? - A tak z dziesięć gigabajtów. Tośmy się pośmiali, a teraz oddajemy głos do studia w Warszawie. Chociaż z głosem może być kłopot, bo informatyk przywykł raczej do klawiatury. Co prowadząca zadaje pytanie, słyszy tylko tak lub nie . Próbuje pytań nieco bardziej otwartych, dostaje odpowiedz mieszczącą się w kilku bajtach. W dodatku zakodowaną jak system binarny. Czas dłuży się niczym gra wgrywana z kaseciaka na atari. Rozmowę zaplanowano na sześć minut, dwie minęły, a tu wciąż tylko tak i nie . No to jednak nie. Dosyć tego. Wydawca do ucha gorąco namawia na kontynuację, ale redaktor Kuligowska już widzi, że tu pomoże tylko zamknięcie systemu zanim ostatni telewidzowie się przegrzeją i wcisną na pilocie reset. Trzecia minuta, koniec rozmowy. Game over. TERAZ MY ROBIMY AFER %7ładen over. Gra z gośćmi dopiero się rozkręca, ale zanim zaprosimy następnych, proste pytanie: czy wiecie, że tytuł programu Teraz my! , czyli największego publicystycznego show w historii TVN, nawiązywał do Jarosława Kaczyńskiego? Było to jeszcze za czasów Akcji Wyborczej Solidarność. W jednym z wywiadów Kaczyński stwierdził: W AWS jest silne ugrupowanie o nazwie TKM, ale to nie jest cały AWS . Dzieci muszą przeskoczyć do następnego akapitu, rozwinięcie skrótu jest bowiem niecenzuralne i brzmi Teraz, k... my . Tyle lat minęło, o Akcji Wyborczej Solidarność dzieci uczą się już na historii - chociaż pewnie pomija się wątek TKM, a szkoda, bo w przeciwieństwie do AWS to ugrupowanie wciąż ma się znakomicie. Zmienia tylko szyldy. To był wtręt historyczno-etymologiczny, a teraz do rzeczy. Program Tomasza Sekielskiego i Andrzeja Morozowskiego Teraz my! na antenie TVN chodził tylko (może aż? czasy się zmieniają...) pięć lat, ale w historii dziennikarstwa i polskiej polityki zdążył zapisać się: aferą taśmową, aferą billboardową, Dodą śpiewającą dla premiera czy wiwisekcją generała Jaruzelskiego. Przy okazji także garścią soczystych anegdotek. Po kolei. Afera taśmowa to chyba najsłynniejsze odkrycie duetu Sekielski - Morozowski. Dwa słowa przypomnienia: chodziło o to, że po rozpadzie koalicji Prawa i Sprawiedliwości, Ligi Polskich Rodzin i Samoobrony politycy Prawa i Sprawiedliwości podkupywali i przekonywali posłów partii Andrzeja Leppera, aby porzucili barwy klubowe i dołączyli do drużyny Kaczyńskiego. Lepper mówił nawet o tym na konferencjach, ale mówić to jedno, a mieć w ręku twardy dowód - drugie. Tylko jak go zdobyć? Sekielski z Morozowskim skontaktowali się z Januszem Maksymiukiem z Samoobrony, ten wyznaczył Renatę Beger do roli przynęty. W pokoju hotelu sejmowego zainstalowano ukryte kamery, zarzucono haczyk
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkskarol.keep.pl
|