Podstrony
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
131 S R - Ejże! To niezależna kobieta. Szafa wybuchnął gromkim śmiechem, w którym kryła się zarówno frustracja, jak i głębokie zaangażowanie. - Trafiłeś w samo sedno. Zapadła krótka cisza. Szafa poruszył się na krześle, wyciągając nogi. - Skoro już jesteśmy przy niezależnych kobietach - podjął rozmowę - to jak się układa między tobą a Febe? Jackson poczuł dziwaczny ucisk w dołku, słysząc wyraz: układa". - Dobre pytanie - odparł wreszcie. - Wiesz już coś? - Nie bardzo. - Aaa... nadal próbujesz ją rozgryzć? Jackson rozłożył ręce. - Staram się. Szafa znowu poprawił się na krześle. - Mówiłem to i jeszcze raz powtórzę. Gdyby Bóg chciał, aby mężczyzni rozumieli kobiety, dałby im to na piśmie. - Tak na oko, to ty doskonale rozumiesz Keezię. - Uhm, rozumiem ją w pracy. Gdy zachowuje się jak strażak. Ale poza tym? Rany, czuję się, jakbym chodził po polu minowym o północy. Jackson westchnął i odrzucił głowę do tyłu. - Właśnie. 132 S R - Wkrótce będziesz musiał podjąć jakąś decyzję, Jackson. Chyba że zamierzasz utrzymywać stosunki z Febe po powrocie Lauralee z Baltimore? Jackson zesztywniał. Dobór słów nie był przypadkowy. Zapytanie było ostre niczym cios siekiery. Ten człowiek znał się doskonale na zadawaniu pytań. - %7łe niby co, Szafa? Boże drogi! Utrzymywać stosunki? Spotykam się z Febe na takiej samej zasadzie jak ty z Keezią! - O, nie sądzę - natychmiast padła zdecydowana odpowiedz - bo ja oświadczyłem się mojej pani. Jackson otworzył już usta, aby coś odpowiedzieć, ale zamknął je, gdy zdał sobie sprawę, że nie obroni się przed prawdą. Ralph Randall zadeklarował swojej kobiecie miłość aż do grobowej deski. A jego zobowiązania wobec Febe były... były... Co? Przecież w ogóle nie miał żadnych! I czy naprawdę chciał mieć jakiekolwiek zobowiązania? Nie miał zamiaru zaprzeczać przed sobą, że jego uczucia do Febe wykraczały poza wszystko, co odczuwał do tej pory. Ale wpędzały go w straszne zakłopotanie. Osoba tej damy pozostawała wciąż wielką zagadką. Raz otwarta, raz zamknięta w sobie. Szczera tam, gdzie by się tego nie spodziewał, ale zawsze jakby coś ukrywająca. I te pytania, które zadawała! Anne nigdy go nie drążyła, nigdy nie badała. Anne po prostu... akceptowała go. A Febe... - Hej, Jackson! Odwrócił głowę. - Co? 133 S R - Nie chciałem cię drażnić. - Chciałeś - Jackson odprężył się, znów wpadając w ton przyjacielskiej pogawędki. Szafa zachichotał, zęby błysnęły na tle ciemnej twarzy. - No, może trochę. Ale to było dla twojego dobra. - Aha. I na pewno bolało cię to bardziej niż mnie. Szafa znów zachichotał. - Z całą pewnością. Minęło kilka chwil. Jackson wydał długie, ciężkie westchnienie. - Wiesz co? Masz rację - rzekł w końcu. - Z czym? - %7łe muszę podjąć decyzję w związku z Febe. W tej samej chwili rozdzwonił się alarm na posterunku. Po filmie, bardzo zresztą dobrym, poszły jeszcze na małe słodkie co nieco. - Ile jest w Atlancie kobiet strażaków? - zagadnęła Febe z ustami pełnymi ciasta cytrynowego. - Około dwudziestu, kiedy ostatnio sprawdzałam. - Czarnoskóra kobieta zaśmiała się i wzięła do umalowanych złocistą szminką ust kęs serniczka z wiśniami. - Gdy się zgłaszałam, było ich tylko czternaście. A aktywnych strażaków w komendzie jest około dziewięciuset. Febe zastanowiła się przez chwilę, sięgając po nowy kawałek ciasta. - A jak widzisz swoją dalszą karierę zawodową? 134 S R - Wciąż się nad tym zastanawiam. Na pewno chcę robić coś więcej niż tylko ciągać szlauchy aż do emerytury. Jestem ambitna. Chcę piąć się w górę, pełnić bardziej odpowiedzialne funkcje. - Trudno jest dostać awans? - Febe była szczerze zain- teresowana. - Jackson pracuje w straży już czternaście lat, a dalej jest porucznikiem. Keezia roześmiała się. - Febe, są porucznicy i porucznicy. Jackson Miller mógłby być kapitanem, jeśliby tylko chciał. Wiem, że jakaś szycha z komendy wciąż namawia go na posadę w akademii pożarnictwa. - Milczała przez chwilę. - Mógłby tam zrobić wiele dobrego. Jackson ma dryg do pożarnictwa. Może ma to w genach, a może traktuje pracę inaczej niż kto inny ze względu na to, co stało się z jego ojcem. W każdym razie jest jednym z najlepszych strażaków w departamencie, wszyscy to wiedzą. - Kocha to, co robi - powiedziała cicho Febe. Keezia przechyliła głowę, a jej topazowe oczy nagle się zwęziły. - To stanowi dla ciebie problem? Febe wytrzymała badawcze spojrzenie przez chwilę, potem spuściła wzrok. - To, co Jackson robi, przeraża mnie. Nie chciałabym, żeby... Sama możliwość, że może mu się coś stać... - O mój Boże! Przerażenie na twarzy Keezi zaalarmowało Febe. Kobieta patrzyła w stronę baru. Na widok wyrazu jej twarzy coś ścisnęło Febe 135 S R
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkskarol.keep.pl
|