image Strona poczÂątkowa       image Ecma 262       image balladyna_2       image chili600       image Zenczak 2       image Hobbit       

Podstrony

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Powiedziałem jej, że grozi ci śmiertelne niebezpieczeństwo...
 Mama też nic nie wiedziała.
 Ale się domyśliła, że znalazłaś coś pomiędzy rzeczami w starej komodzie.
Poleciałem samolotem do Warszawy...
 A twoja urocza kuzyneczka Lieselotte?
Skrzywił usta. Jego dłonie wciąż błądziły po jej szyi i ramionach. Jakby nie wierzył, że
żyje, że ją wyrwał śmierci... ciemnym mocom.
 To ona wszystkim kierowała. Niepohamowane szaleństwo. Obsesja. Dla niej nie
liczyło się ludzkie życie. Nawet mąż, profesor Tschudi, nie potrafił zapanować nad jej
chciwością.
 Kazała zabić? Tamtych? Ona... nie Bilqis?
 Oczywiście, że ona. Wynajmowała przeróżnych zbirów. Obłąkana z powodu
kamienia. Profesor nie o wszystkim wiedział. Kochał ją. Nie domyślał się, dlaczego
młoda i piękna wyszła za starca. Ale w Polsce popełniła błąd: zaufała nazwisku Keller.
Skontaktowała się ze mną. Chciała układu: pół na pół. Wszystko już było zorganizowa-
ne. Mój lot do Kairu także. Za tobą.
 Myślisz, że dotrzymałaby słowa?
 Nigdy. Jest szalona, choć o tym nie wie. Nie odmówiłem. Bałem się o ciebie.
Powiedziałem Lieselotte, że nie interesują mnie pieniądze, tylko prawa do książki.
Jestem przede wszystkim reporterem.
 To koszmar.
 Nie. Z koszmaru można się obudzić. Z klinicznej śmierci  nie. Bałem się o cie-
bie. Ona miała wszędzie swoich ludzi.
 W Polsce też?
Skinął głową.
 Cały czas czułem za sobą czyjeś oczy. Nie, nie jestem przewrażliwiony. Ale użyłem
pewnych metod. Kuzyneczka jest skąpa. Podstawiłem jej cinkciarza z fałszywymi pie-
niędzmi. Jak się jest od lat w zawodzie, ma się przeróżne znajomości. Polscy celnicy za-
trzymali Frau Keller-Tschudi w Warszawie na lotnisku. To wystarczyło, by odlecieć do
Kairu bez jej towarzystwa.
104
 Jesteś niebezpiecznym facetem. Kiedy nauczyłeś się jezdzić konno? %7łe nie wspo-
mnę o wielbłądzie...
Roześmiał się. Jemeńczyk o twarzy i dłoniach w kolorze indygo przyniósł tygielek
z kawą. Ustawił na niskim stoliku i zniknął niczym duch.
 Napij się. To ci dobrze zrobi. Przed nami długa podróż na północ. Niestety, samo-
lot odleciał.
 Uznajesz teraz tylko pojazd napędzany trawą?
 I daktylami. Ale nie bój się. Nic nam nie grozi.
Spojrzała na swoje podrapane ramiona.
 Co właściwie... tam się stało?
Zmarszczył brwi. Wciąż gładził jej włosy, jakby dziękując tajemnym mocom za cu-
downe ocalenie.
 Z naukowego punktu widzenia... coś w rodzaju trzęsienia ziemi. To się zdarza pod
tą szerokością geograficzną. Pustynia Zmierci... sama nazwa wskazuje, że działy się tu
różne rzeczy. To nie jest, jak sądzą niektórzy, wielka piaskownica. Pod skałami, w głębi-
nach płyną wody. Panta rei  wszystko płynie. I trzeszczy.
 A oni? Samantha? Aurelia, Jacques? Ludzie z archeologicznej stacji?
Potrząsnął głową.
 Stację zmiotło z powierzchni ziemi. Skały pochłonęły też grób królowej. Aurelia
żyje, choć z obrażeniami głowy. Także fotograf i paru arabskich robotników z oazy. Po
innych ślad zaginął. Pewnie będą ich szukać. Ale to już całkiem inna bajka.
 Oddałam jej Malach Ha-Mavet.
 To dobrze. Zbyt wielu ludzi zginęło w ciągu tysięcy lat. Diament przynosił tylko
nieszczęścia. Dobrze, że zniknął w otchłani.
Przytuliła się do jego piersi.
 Powinnam była wiedzieć, że to ty. Tam, w samolocie. %7ładen Arab nie pachnie
wodÄ… Egoiste!
¬
Dwa miesiące pózniej siedziała na tarasie kawiarni Alpenrose w szwajcarskim ku-
rorcie Zermatt.
 Znów ta cholerna mgła! Czy ja nigdy nie zobaczę świętej góry?
JFK w kostiumie narciarskim i błękitnych goglach podniósł z oparcia parę nart.
 Siedz, siedz, madame Keller. Matterhorn jest tak samo niepokorny jak ty. Macie ze
sobą coś wspólnego. Wybacz, że cię porzucę, ale zaraz rusza moja kolejka na lodowiec.
Muszę trochę pojezdzić. Siedzenie przy maszynie nad książką oraz małżeńskie pożycie
z tobą jest miłe, lecz okropnie rozleniwia!
105
Uśmiechnęła się. Zlub wzięli dwa tygodnie temu w Chamonix, po francuskiej stro-
nie Alp. Nie zawiadomili nikogo. Tak było lepiej. Prasa światowa rozpisywała się o tra-
gedii na pustyni, śmierci archeologów i klątwie. Profesor Tschudi udzielał skąpych wy-
wiadów. Snuto przeróżne przypuszczenia. Także o zemście Bilqis. Agata zmrużyła oczy.
Ktoś przechodził obok stolika. Potrącił go. Zobaczyła brązowy habit. Postać odwróciła
głowę, dotknęła brunatnym piszczelem kaptura, odsunęła z piersi tkaninę. Tam, gdzie
powinno bić ludzkie serce, pomiędzy nagimi kośćmi żeber pulsował błękitny diament.
I w tym momencie mgła rozsunęła się. Z oddali, w całej olśniewającej postaci wy-
chynął błyszczący lodem Matterhorn.
Zwięta góra.
Agata zamknęła powieki. Gdy je po minucie otwarła, na tarasie nie było nikogo. Za to [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kskarol.keep.pl