Podstrony
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
korzenne i wszystko, co lubię. To mnie cholernie rozprasza, dodał w cichości ducha. W ciągu dziesięciu minut, które zajęła im droga, opowiedziała mu o historii Gilbert's Point, które było kiedyś dużo większą osadą, o swojej pracy; nad Duchem Gretchen" i o Nurze o imieniu Klara", książce, która miała szansę na adaptację telewizyjną. Carson był zafascynowany. Powiedział jej, że pewnie mogłaby spojrzeć na kamień i zrobić z tego opowiadanie. Zamyśliła się na moment, ale nie zaprzeczyła. 65 RS I tak znalezli się przed starym kościołem. Zabite deskami okna, pochyła wieża, chwasty porastające szutrowy parking. Carson celowo zostawił samochód przed wjazdem, gdyby znalezli jakieś warte uwagi ślady. Mogli je nieumyślnie zatrzeć ludzie szeryfa i choćby dlatego nie wiązał z tymi oględzinami wielkich nadziei. - Aadnie tu, prawda? Poza tym, że... no wiesz - dokończyła łamiącym się głosem. Nie miał nawet cienia wątpliwości, że dziewczyna słyszała coś, co nie było przeznaczone dla jej uszu, a że on był na razie jedynym człowiekiem, który w to wierzył, czuł się całkowicie odpowiedzialny za jej bezpieczeństwo. Z drugiej strony cały czas go korciło, żeby powiedzieć prosto z mostu, z czym do niej przyjechał. Mieć to z głowy. Wiedząc z grubsza, przez co musiał przejść jego kuzyn Lance, żeby przekonać Lizę o czystości swoich intencji i skłonić ją do przyjęcia dziesięciu tysięcy dolarów oraz pliku bezwartościowych papierów, Carson walczył z pokusą, żeby wykorzystać sytuację i zrobić to z zaskoczenia, gdy Kit była zbyt przejęta, żeby się kłócić. Zmarnował już ile - dwa dni? Trzy? Kiedy dotarł do Karoliny Północnej, był w tak żałosnym stanie, że stracił poczucie czasu. Fakt, że wciąż miał przed sobą tłumaczenie historii pożółkłych, zjedzonych przez mole papierów - wartościowych sto lat temu - mógł usprawiedliwiać w jakimś stopniu jego dekoncentrację. 66 RS Z pewnością by wiedziała, na co wydać te pieniądze. Cholera, nie miała nawet własnego telewizora. Więc może wcisnąć jej czek, ruszyć na południe i zająć się własnymi sprawami? - Tam. - Kit wysiadła z samochodu i wskazała palcem środek zaniedbanego, zarośniętego terenu parkingowego, który mógł pomieścić około dwunastu samochodów. - Tam leżał ten martwy człowiek. Pomyślałam w pierwszej chwili, że to sarna albo duży pies. Widział, jak się wzdrygnęła, i bezwiednie otoczył ją ramieniem. Znieruchomiała w pierwszej chwili, ale wyczuł, że opór zelżał. Nieco zelżał, jakby nie chciała się poddać swoim własnym najgorszym lękom. Stali tak kilka minut, on przyglądał się domniemanej scenie zbrodni, notując w głowie szczegóły do pózniejszej oceny. Nie było tak wiele do oglądania. Na pewno, niestety, nie było żółtej policyjnej taśmy. Kit ruszyła w stronę parkingu, ale chwycił ją za ramię i przyciągnął z powrotem, nie chcąc, żeby zatarła jakikolwiek możliwy ślad. Tak jakoś się stało, że przylgnęła plecami do jego torsu. Przez moment oboje stali bez ruchu, ale nie umknęło uwagi Carsona, jak gwałtownie Kit nabrała powietrza w płuca. Tłumaczył się w duchu, że przyciągnął ją tylko po to, żeby nie zdeptała żadnego potencjalnego dowodu. Skoro już mowa o dowodzie, było absolutnie wykluczone, żeby nie poczuła dowodu mimowolnej reakcji jego ciała, którą można by 67 RS opisać jako entuzjastyczną, niewłaściwą, niechcianą i cholernie żenującą. - Czy widzisz to samo co ja? - spytał, żeby rozładować napięcie. - Przyjrzyj się dokładnie tamtemu miejscu i powiedz, co wydaje się dziwne. - Odsunął się,dając jej czas na pozbieranie się - dając czas i jej, i sobie. - No więc... Część tego zielska jest położona, jakby ktoś je grabił albo... - Ale tylko jeden wąski pas. - Jakby ktoś coś ciągnął. - No właśnie. Do miejsca, w którym teraz stoimy. - Mogliśmy zadeptać jakieś ślady? - Wątpię. Są tu świeże ślady przynajmniej dwóch samochodów. - Mojego? Pokręcił głową. Stali teraz obok siebie, w bezpiecznej odległości, oboje zwróceni twarzą do starego kościoła baptystów. Kit, w lekkim rozkroku, oparła ręce na biodrach, jej warkocz coraz słabiej trzymał w ryzach rude kręcone włosy. Do licha, nie potrzebował tego rodzaju wrażeń, nie teraz. Nigdy, przypomniało mu gorliwe sumienie. - Dwóch poza twoim. Jeden był standardowym sedanem. Pewnie patrolowy wóz policyjny. - Dlatego byli tacy wściekli. Niczego nie znalezli. 68 RS - Myślę, że drugim był jakiś pikap. W najbliższej okolicy nie może być ich więcej niż setka. Bez żadnych innych śladów nie da się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkskarol.keep.pl
|