Podstrony
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jąc o kilku chłystkach, którzy albo brali nogi za pas, al- bo po prostu nie dość się starali. Po pewnym czasie Carrie zostawiła za sobą światła miasta i pędziła przed siebie pustą szosą. Nawet nie za- uważyła, kiedy przekroczyła granicę miasta. Nie zda- wała sobie sprawy, że skręciła w drogę prowadzącą do rancza Ryana. Spostrzegła się dopiero wtedy, kiedy, w parę minut potem, wjechała na podjazd i zatrzymała samochód przed domem Evansow. Nie przyjechała tutaj umyślnie, ale widocznie pod- świadomość przywiodła ją teraz do jedynego miejsca, w którym zawsze czuła się bezpiecznie. Do domu. Tak. Wróciła do domu, pomyślała, wyłączając sil- nik i gasząc światła. Potem dłuższą chwilę siedziała bez ruchu za kierownicą, pozwalając, by ogarnęła ją ciem- ność nocy, która otuliła ją niczym ciepły, przytulny koc. Przed laty była sierotą, kiedy mama Ryana powitała ją serdecznie w swoim rozległym, wygodnym domu ozdobionym sztukaterią, z piękną, dużą werandą i mnó- stwem łukowatych okien i kolumienek. Pamiętała, jaka 89 była wówczas zrozpaczona. Teraz też jest zrozpaczona. To miejsce, pełne ciepłych, miłych wspomnień, miejsce, które przed łaty stało się jej bezpieczną przy- stanią - przyciągało ją do siebie, tak jak rodzinny dom przyciąga wyczerpanego walką żołnierza. Odetchnęła głęboko i oparła czoło na dłoniach, wciąż zaciśniętych kurczowo na kierownicy. Znowu ogarnęła ją fala żalu. Przyjechała tu, aby lizać rany, a przecież w tej chwili, w sypialni odległej o zaledwie parę okien od głównego wejścia, spał już zapewne mężczyzna, który tak boleśnie zranił jej dumę. Carrie nie mogła się do- patrzyć sensu w swoim postępowaniu. Kompletnie wyczerpana, nie ruszała się z miejsca przez kilka minut, aż wreszcie podniosła głowę i w tym momencie zobaczyła, że na ganku rozbłysło światło. Drzwi frontowe otworzyły się i ukazał się w nich Sha-mu. Ładny mi pies obronny, pomyślała z bladym uśmiechem Carrie, patrząc, jak poczciwe psisko ostroż- nie węszy. Z pewnością liczy na to, że jego pan sam się upora z kimkolwiek, kto, ryzykując życie i zdrowie, ośmieliłby się postawić nogę na świętej ziemi Evansow. I wtedy w drzwiach ujrzała Ryana. Był bez koszuli i boso, w samych dżinsach. Na jego widok nieposłuszne serce znów zatrzepotało. I musiała sama się przed sobą przyznać, że przywiodła ją tu nie tylko tęsknota za dawnym domem, ale także za Ryanem. 90 Był zdecydowanie najprzystojniejszym mężczyzną w całym Teksasie. Ciemne włosy opadały mu teraz na czoło, a brązowe oczy patrzyły na nią pytająco i tro- skliwie, kiedy podchodził do jej samochodu. - Misiaczek? Co się stało, kochanie? Carrie nie mogła nic na to poradzić. Kiedy się nad nią pochylił, łzy same znowu trysnęły jej z oczu. Go- rące, ciche łzy potoczyły się po obu policzkach aż pod podbródek, niczym słony strumień, i zmoczyły bluzkę. Opłakiwała teraz wszystko, co utraciła, kiedy zmar- li jej rodzice. Wszystko, co utraciła, kiedy wreszcie przyjęła do wiadomości, że Ry jej nie kocha. Opłakiwa- ła swoją zranioną dumę i zdradę Nathana Beldona. Kiedy Ry otworzył drzwiczki, bez słowa pomógł jej wysiąść i wziął ją na ręce, Carrie oplotła ramionami jego ciepłą, mocną szyję i pozwoliła mu się pocieszyć, kiedy szeptał do niej: - Sza, malutka, cicho, cicho. Nie płacz już, dzie- cinko. Jestem przy tobie. A ona płakała dalej i nie mogła przestać. Ryanowi serce się krajało na widok jej bólu i roz- paczy. Na dodatek podejrzewał, że to on był tego przy- czyną. Carrie, jaką znał, była silna. Ta mała dziew- czynka, która przed laty opłakiwała swoich rodziców, wyrosła na niezależną kobietę, która byłaby z pewno-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkskarol.keep.pl
|