Podstrony
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie możesz wracać! Musisz pójść ze mną, albo ja wrócę z tobą. Nie zostawię cię samej! Zauważyłem, że łagodnie się uśmiecha. Och, przyjacielu, nie będę sama. Bogini będzie ze mną do końca. %7łegnaj! Kiedy skończyła, powiedziałem sobie w duchu, że jest najodważniejszą istotą na świe- cie. W tej samej chwili fontanna świecącej bieli, którą zobaczyłem, kiedy po raz pierwszy zajrzałem do krateru, znowu wzbiła się w górę, dokładnie z tego samego miejsca. Wszystko dokoła zajaśniało na zielono, błyski strzeliły wysoko, sięgając samego ujścia krateru, po czym spadł deszcz kropel bardziej błyszczących niż diamenty. Krople miały gdzieniegdzie obwódki z niebieskawego dymu. Poczułem, jak taka kropla spada mi na czoło. Poparzyła mnie aż do kości. Miałem wrażenie, że poraził mnie prąd. Zobaczyłem, jak ognisty deszcz spada na ubranie Sylwii i zaczynają po nim pełzać płomienie. Upał stał się jeszcze gorszy, nie do zniesienia. Jednak w tej chwili, kiedy powiedziała mi do widzenia, odwróciła się i zaczęła iść z powrotem po krawędzi, mimo iż ścieżką spływał straszliwy deszcz białego ognia, który z każdą chwilą gęstniał, tak że całe wnętrze wulkanu stało się ryczącą, tężejącą masą białych płomieni. Coś takiego mogło się tylko przyśnić człowiekowi, ale żaden sen nie mógł być równie okropny. Wydawało się, że jakieś ogromne kształty wirują i podskakują w ogniu, a jakieś głosy grzmiały i krzyczały. Możliwe, że kapłanka Sylwia naprawdę chciała zaufać bogini i wrócić tą samą drogą, skąd przyszła, lecz ja nie mogłem jej na to pozwolić! Jednym skokiem znalazłem się przy niej i wziąłem ją na ręce. Jej ubranie już się paliło. Stawiała opór. Oparła dłonie o moją twarz i próbowała mnie odepchnąć. Wyraznie usły- szałem jej cienki, wysoki głosik: Puść mnie! Jeżeli przejdę przez te drzwi, czeka mnie śmierć! Pozwól mi odejść! Słyszałem, co mówi, ale nie rozumiałem jej słów. To znaczy, zbyt wiele działo się dokoła i próbowałem tylko wydostać nas oboje poza zasięg tego płonącego oceanu ognia, a cała reszta nie miała dla mnie znaczenia. Dotarłem do tarczy i zacząłem walić w nią jak szalony. Kiedy odwracałem się w kie- runku spiętrzonej Fontanny %7łycia, miałem wrażenie, że staje się ona coraz większa i wyciąga po mnie miliony macek. Na całe szczęście Sylwia nie usiłowała już się wyrwać. Leżała na moich rękach bez- władnie, z głową zwisającą na bok zemdlała. Nie było w tym oczywiście nic dziwnego, że straciła przytomność, lecz przeraziło mnie to znacznie bardziej niż ryczący dokoła ogień. Fala ciepła uderzyła mnie w kark i w tył głowy. Pełzające czerwone płomyki stanęły mi przed oczami. W tej samej chwili w skale przede mną otwarły się drzwi. Jakieś ręce pochwy- ciły mnie i wciągnęły nas do środka. Skalna płyta głośno się zatrzasnęła. Moja biedna głowa. Wokół mnie nadal wszystko wirowało, a straszliwe gorąco wcale nie od razu opadło, tylko stopniowo spływało ze mnie falami. Tymczasem znalazłem się w ogromnej sali, bardzo podobnej do tej, którą widziałem u wejścia do krateru, z tamtej strony. Miałem przed sobą jakichś dwudziestu, bardzo czymś zaniepokojonych mężczyzn. Wskazywali na mnie i mamrotali coś na temat kapłanki. Po chwili, gdy Sylwia przyszła do siebie i wstała z krzesła, na które opadła, pochwyciło ją dwóch ogromnych strażników w stalowych pancerzach, po jednym z każdej strony i pchali ją w kierunku drzwi. Wyrzucali ją. Musiała wrócić tam, skąd przyszła, i to natychmiast! Kiedy pomyślałem o piekle szalejącym po drugiej stronie skały, o deszczu ognia spada- jącym na występ, po którym szliśmy, zrobiło mi się niedobrze. Biegiem wyprzedziłem męż- czyzn i dziewczynę. Szła zupełnie spokojnie, z wysoko uniesioną głową i niewzruszonym spojrzeniem. Nie widziałem nawet, żeby choć trochę zbladła ze strachu. Podniosłem rękę i zatrzymałem ich. Czy zdajecie sobie sprawę, co by to było? krzyczałem na nich. Morderstwo! Mówię wam, byłoby to morderstwo! Tam, na zewnątrz, żadna bogini ani nic innego, w co wierzycie, nawet na minutę nie uchroniłoby jej od śmierci! Odpowiedz mu, pani powiedział jeden ze strażników. Wtedy ona przemówiła do mnie w te słowa: Wątpisz w jej moc, mimo że odkąd palec jej spoczął na twym czole, sam stałeś się jej wybrańcem? Jakże inaczej, niż za jej pozwoleniem zdołałbyś przejść przez ogień? Jeżeli jestem tego warta, wrócę bezpiecznie. Nawet włos mi z głowy nie spadnie, choćbym miała iść przez najgorszy ogień! Kiedy już skończyła swoje bezsensowne przemówienie, dwaj strażnicy pokiwali z powagą. Niech otworzą się drzwi! zawołał jeden z nich. Pociągnij za dzwignię, Ralfie! Wy piekielni mordercy! krzyknąłem i wyjąłem z pochwy szablę. Chciałem odrąbać im łby, jednak zbyt kręciło mi się w głowie i nie zdałem sobie spra- wy z przewagi liczebnej przeciwnika. Dwóch lub trzech złapało mnie od tyłu. Przyparli mnie do ściany z taką siłą, że niemal zmiażdżyli mi żebra. W tej samej chwili drzwi do krateru się rozsunęły. Wyglądało to tak jakby ktoś otwarł drzwiczki martenowskiego pieca. Fala ciepła wdarła się do pomieszczenia. Nawet mimo ubrania piekła mnie skóra. Można było pomyśleć, że ktoś uszył je z cieniutkiej bibułki, z taką łatwością przeszło przez nie gorąco. Ledwo widziałem łagodną twarz wychodzącej dziewczyny. Jakby była senną zjawą. Straszny wybuch dosłownie zwalił z nóg jej eskortę, ale Sylwia szła wprost przed siebie. Wstępowała do krematorium uśmiechnięta i z dumnie podniesioną głową. Jeszcze moment, a nic by z niej nie pozostało, tylko garstka popiołu unoszącego się w powietrzu, zanim pochłonie go Fontanna %7łycia, jak oni ją nazywali. Wtedy jednak ktoś zawołał i na jego rozkaz drzwi zasunęły się natychmiast, zasłaniając biały ogień, od którego bolały oczy. Usiłowałem krzyczeć, lecz z mojego gardła wydostał się jedynie jakiś nieartykułowany jęk. Wszystkie moje mięśnie zwiotczały, poczułem, że się osuwam całym ciężarem i że dwaj strażnicy podtrzymują mnie. A potem, zupełnie jak baba, zemdlałem. Kiedy przyszedłem do siebie i otworzyłem oczy, zobaczyłem nad sobą łukowane skle- pienie, ze wspaniałymi kasetonami i najbardziej wyszukanymi płaskorzezbami. Komnata była mała i miała dziwny trójkątny kształt. Z trzech rogów wychodziły gotyckie łuki, które na środku sufitu łączyły się w rozetę. Wtedy zdałem sobie sprawę z bandaża ciasno owiniętego wokół mego ciała, ze szczy- piącej rany pod bandażem oraz dwudziestu innych piekących miejsc, w których ogień przepa- lił mi skórę do żywego mięsa. Gorączkowałem i jednocześnie było mi zimno. Strasznie się też trząsłem. %7łyje! wykrzyknął kobiecy głos. Bogini zdecydowała, że ma żyć odezwała się inna. Odwróciłem głowę i zobaczyłem blisko przy łóżku dwie stare kobiety. Siedziały skulo-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkskarol.keep.pl
|