Podstrony
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
liściach. Na ka\dej pryczy le\ały dwie skóry renów; Gerratowi nie groziło więc zamarznięcie, nawet jeśliby drewna nie wystarczyło na długo. Właściwie Gerrat mógł dziękować Bogu za to, \e wypadek zdarzył się tak blisko plebanii"; i to, mimo \e nie nale\ała mu się szczególna opieka boska, bo często okropnie klął. Ale nie mógł zdobyć się w tej chwili na skruchę; chciał 125 poczekać i zobaczyć, co będzie dalej, zanim powa\nie zajmie się sprawami religii. Przele\ał w chacie cztery dni i cztery noce. Stan kolana nie pogarszał się wprawdzie, było ono jednak nadal bardzo spuchnięte i sztywniejsze ni\ z początku, tak \e Gerrat prawie nie mógł zgiąć nogi; pod kolanem utworzyła się du\a twarda kula, a kiedy palcami poruszał staw, wydawało mu się, \e słyszy chrzęst, którego drugie kolano nie wydawało. Bez przerwy robił sobie okłady ze śniegu, ale opuchlizna nie schodziła, tak \e, jeśli nawet mógł kulejąc poruszać się po izbie i na dworze, byłoby śmieszną lekkomyślnością wyruszać w góry, mimo \e wydostanie się z tej męczącej monotonii i oczekiwania bardzo go nęciło. Głód znosił jeszcze jako tako, nie było to czymś nowym i nie mogło odebrać Gerratowi spokoju ducha. Trzy kromki chleba, które zabrał na drogę, podzielił na skąpe porcje. Pozostała mu ju\ tylko trzecia część ostatniej kromki, którą zawinął w papier i schował do worka ze skóry rena; nosił go zwykle na plecach, na rzemieniach, tak jak to czynili Lapończycy. Worek le\ał na pryczy i był dręczącą, ssącą od wewnątrz pokusą; bo dziś, piątego dnia, Gerrat nie miał jeszcze ani kęsa jedzenia w ustach. W ciągu poprzednich dni zjadał trochę więcej ni\ pół bramki, licząc na to, \e najdalej za trzy dni kolano wydobrzeje i będzie mógł dojść do chłopów. Ale skoro stan kolana po czterech dniach nie uległ najmniejszej poprawie, czy mo\na było spodziewać się, \e po dalszych czterech dniach coś się zmieni na lepsze? Nie, Gerrat musiał zacisnąć zęby i zapomnieć o pokusie ukrytej w worku, o tej trzeciej części kromki, która go szeptem nęciła. Ten jeden kęs chleba musiał zachować do chwili, kiedy będzie z nim ju\ tak zlę, \e właśnie ten kęs pozwoli rozdmuchać w jego ciele ostatni płomyczek \ycia je\eli naprawdę miałoby dojść do tego. Ale jeszcze cię\ej ni\ głód trapiła go niepewność. Kiedy będzie mógł znowu chodzić? Albo kiedy mo\na się spodziewać nadejścia ludzi? Nikt nie zauwa\y jego zniknięcia, nawet gospodarze 126 w Oset przywykli do tego, \e czasem parę tygodni nie pokazywał się u nich. Jedynym człowiekiem, który dość regularnie przychodził do plebanii" był stra\nik graniczny. Ale nie zdarzało się to zbyt często i kto wie, mo\e był tu niedawno i nieprędko przyjdzie znowu. Pozostawali jeszcze Lapończycy, którzy w ka\dej chwili mogli tędy przeciągać; ale i na to nie mo\na było liczyć. Lapończycy znad jeziora Herat byli niedawno tu, w Szwecji, po swoje stado renów; Gerrat wiedział o tym i widać było jeszcze w pobli\u chaty drogę, którą szły reny. Nie byłoby więc tak zupełnie bez sensu, gdyby pomału zaczął zaprzyjazniać się trochę z Panem Bogiem. Miał pod tym względem coś niecoś do wyrównania. Gerrat zatknął w śnieg przed chatą jedną z nart i powiesił na niej czapkę. Gdyby przypadkiem ludzie tędy przechodzili, zwróciłoby to ich uwagę i zajrzeliby do chaty, nawet jeśli nie mieli zamiaru zatrzymać się w niej. Minął szósty i siódmy dzień. Nadszedł ósmy dzień, odkąd Gerrat Geitvik le\ał bezsilny w plebanii". Wprawdzie kolano mniej go ju\ bolało, jednak opuchlizna nie schodziła. Gerrat próbował pochodzić trochę na nartach i nawet niezle mu to szło. Ale miałbyś zle w głowie, gdybyś wyruszył gdzieś dalej z takim kolanem pomyślał. Jeszcze przez jakiś czas musisz pohamować niecierpliwość!" Uczucie głodu minęło ju\ zupełnie. Gerrat od czterech dni nie miał nic w ustach i nie dręczyła go ju\ myśl o tej trzeciej części kromki w worku. Czuł się tylko osłabiony i z trudem władał kończynami. Koło okna wisiały na sznurku notes i ołówek. Na okładce napisał ktoś niezbyt wprawnie: Księga gości w plebanii. Wszyscy odwiedzający plebanię proszeni są uprzejmie o wpisywanie nazwisk do tej księgi". Gerrat wiele razy przeczytał księgę od początku do końca. Mnóstwo ludzi, przewa\nie pasterzy pędzących reny, bazgrało uwagi i podpisy, byli między nimi tak\e turyści. Większość pisała parę słów o pogodzie, prawie zawsze 4H2HFHHH były tu wzmianki o mgle, wietrze i deszczu. Ktoś spróbował nawet nadać temu formę melancholijnej prozy poetyckiej: Siedzę tu samotny na samotnej wyspie, ręce i nogi skuł mi łańcuch rozpaczy, rozmyślam, jak mógłby człowiek wypędzony z kraju znalezć nową ojczyznę, skoro nie jest d\entelmenem. Skoro cały świat nim pogardza. Włóczęga z STcaa- nór". Nie powinieneś był tak wzdychać, drogi, niemrawy włóczęgo z Skaanbr myślał Gerrat.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkskarol.keep.pl
|