Podstrony
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przez megafon do poddania się. Każę się położyć i wtedy ktoś będzie musiał iść do nich i założyć im kajdanki. - Mogę iść ja - zaofiarowałem się. - Ja też - zgłosił się Michaił. - Pan Daniec był w czerwonych beretach - mruknął nadkomisarz zezując nieprzychylnie na mojego przyjaciela. - On sobie poradzi... - Znam combat i aikido - wyjaśnił Rosjanin. - Zakładać kajdanki też potrafię. - Dobra. Pozostaje kwestia ewentualnych noktowizorów... Mamy specjalne folie termomaskujące. Ale ich skuteczność to mniej więcej 70%... Zamazują dość dokładnie kształt sylwetki, ale nadal będziecie widoczni w postaci nieco cieplejszych od tła plam... - A gdyby tak - zamyślił się jeden z pracowników bazy - ustawić u podnóża wału kilka śmieciarek, które świeżo wrócą z wieczornego objazdu? Będą miały gorące silniki, a one powoli stygną... - O, to jest pomysł... - powiedział jeden z policjantów. Byliśmy gotowi. Pozostało czekać na nadejście nocy... *** Położyłem się na płaskim szczycie nasypu. Michaił leżał obok mnie. Podłożyliśmy sobie grube karimaty i nakryliśmy się podwójną warstwą policyjnej folii. Uruchomiliśmy noktowizory. Teren był pusty, choć nie pozbawiony życia. Jakieś nieduże zwierzę, może kot, a może łasica, przebiegło pomiędzy wałami. - Ciekawe, czy pod tym pomnikiem faktycznie coś było? - powiedział w zadumie przyjaciel. - Jerzy jest o tym przekonany... - A ja nie jestem pewien - pokręcił głową. - Choć z drugiej strony jestem ciekaw, skąd czerpie swoje informacje... - Mam nadzieję, że jutro przyjedzie Pan Samochodzik i będziemy mogli wreszcie przedstawić mu konkretne wyniki... - Ja też bym chciał... Zawibrował mój telefon komórkowy. SMS od policjanta czającego się nad Wisłą. A więc przeciwnicy przyjechali. Zaraz się zacznie... Kolejny SMS. Echter została w samochodzie. Tego nie przewidzieliśmy, ale i tak nie zdoła uciec. Jednym z elementów zabezpieczenia była kolczatka, którą wartownik miał rozwinąć w poprzek żużlówki... Batura i Stadelmann, niosąc torby z jakimiś narzędziami, szli w naszą stronę. Nie używali noktowizorów, ale w zasadzie nie musieli. Nie było aż tak ciemno. Zatrzymali się przy jednym z silosów i najwyrazniej usiłowali zorientować się w topografii terenu. - Dziwne - odezwał się mój towarzysz. - Wydawało mi się, że wiedzą, po co idą... - Może coś ich zaniepokoiło? - zastanowiłem się. Nie, po chwili ruszyli naprzód. Musieli widzieć zarys pozostałości wału. Szli teraz pewnie, niemal jak po sznurku, kierując się do miejsca, gdzie kiedyś stał pomnik. Zatrzymali się na pagórku i rozejrzawszy się raz jeszcze wokoło, przystąpili do pracy. Ziemia rozmarzła po wierzchu, ale głębiej była zmrożona na kamień. Walili kilofami ile wlezie. Dziura powiększała się powoli. Co jakiś czas przerywali, by wybrać ziemię saperkami. Odgłosy kucia nie były specjalnie głośne. Co jakiś czas przerywali pracę i rozglądali się niespokojnie wokoło. Dół pogłębiał się. Czekaliśmy, pozwalając im dobrać się do skrytki. Gdybyśmy teraz ich nakryli, sąd szybko by ich zwolnił, kopanie dziur w ziemi to niska społecznie szkodliwość czynu. Nawet jeśli się to robi w miejscu, gdzie wstęp jest wzbroniony. Dzwięk zmienił się. Najwyrazniej kuli teraz ceglany strop. Widocznie praca zaabsorbowała ich do tego stopnia, że przestali zwracać uwagę na ryzyko dekonspiracji. Potem zaczęli wybierać cegły. Jerzy poświecił latarką do środka otworu. Chyba przebili się do skrytki! Zawibrował telefon. Zdejmujemy ich. Osiem latarni wokół placu manewrowego zabłysło nieoczekiwanie. Batura i Stadelmann zerwali się na równe nogi i rozejrzeli w panice. - Mówi nadkomisarz Skorliński - rozległo się z megafonu. - Widzimy was. Jesteście otoczeni. Połóżcie się na ziemi. Ręce daleko od ciała, tak żebym je widział... Batura poruszył dłonią. Potężna eksplozja wstrząsnęła okolicą. Huk niemal całkowicie mnie ogłuszył. - Patrz - syknął po rosyjsku Michaił. Z wielkiego silosu na cement wystrzeliła w niebo potworna ilość pyłu. Opadała ku ziemi jak grzyb atomowy, momentalnie zasnuwając mgłą całą przestrzeń majdanu. - Szlag by trafił - wycedziłem przez zęby. - A to sobie zasłonę dymną zrobili... Nie traciłem czasu na próżne dywagacje. Z odbezpieczonym pistoletem gazowym czekałem, czy ktoś nie wynurzy się z chmury. Ta leniwie rozpełzała się na boki. Wreszcie opadła, choć w powietrzu ciągle unosiły się drobinki... Pobiegłem naprzód. Ze wszystkich stron nadchodzili uczestnicy zasadzki. Przypominało to sztuczkę iluzjonisty. Pył opadł, przeciwników nie było. Dobiegłem aż do dziury. Wewnątrz było ciemno. Ale to pewnie tutaj
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkskarol.keep.pl
|