Podstrony
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
upiększał, pamięć miał dobrą. 167 Anula ous l a and c s - Kochaj mnie - szepnęła zmysłowo. - Kochaj... Chwycił ją w ramiona i ruszył do sypialni, gdzie stało wielkie puste łóżko - łóżko, w którym spała wczoraj, podczas gdy on patrzył na nią rozmiłowanym wzrokiem. Dzisiejszej nocy będzie inaczej. Ona nie będzie spała kamiennym snem, a on nie będzie pieścił jej oczami. A przynajmniej nie tylko oczami. Również dłońmi, ustami, językiem. Zbada każdy centymetr jej ciała, obsypie ją pocałunkami i pieszczotami. Będzie nadrabiał zaległości z dziesięciu lat. Będzie słuchał głosu serca, zamiast kierować się jakimś niedorzecznym poczuciem obowiązku. Pragnął Leigh całym sobą - psychicznie, emocjonalnie, fizycznie. Zawsze tak było. Bez niej czuł się kaleką, jakby brakowało mu kawałka samego siebie. - Bez przerwy o tobie myślałem. - Ja o tobie też. - Uśmiechając się, położyła ręce na jego piersi, po czym zaczęła je wolno przesuwać w dół. - Widziałam cię w snach. Patrzyłeś na mnie z pożądaniem, tak jak teraz... Jęknął cicho. - Ty też mi się śniłaś. - Odpinał guziki jej bluzki. Miał ochotę zedrzeć z Leigh ubranie, ale się powstrzymał. Czekał na tę chwilę dziesięć lat, może poczekać jeszcze dziesięć minut. - Uśmiechałaś się tak jak teraz... Stała obok łóżka w beżowych spodniach i koronkowym staniku. Bluzka leżała na podłodze. 168 Anula ous l a and c s - W moich snach pieściłeś mnie językiem, aż błagałam, żebyś mnie posiadł... Omal się na nią nie rzucił. Wykazując maksimum opanowania, rozpiął jej stanik, po czym musnął jej nabrzmiałe sutki. - Tak? - spytał. - Tak. - Oddech miała przyśpieszony. - Kochaj mnie... Po chwili leżeli w łóżku nadzy, złączeni w miłosnym uścisku, spragnieni siebie. Całując Leigh, Eric powtarzał w duchu, że tym razem jej nie straci. Nie pozwoli jej odejść. Nagle przypomniał sobie o czekającym go procesie. Szybko jednak odsunął od siebie ponure myśli. Kiedy ludzie się kochają, nic nie może stanąć na drodze do ich szczęścia. - O tak, tak, cudownie... - szeptała, oplatając go mocno nogami. Kiedy przytuliła się do niego mocno i głośnym szeptem wypowiedziała jego imię, Eric poczuł się, jakby odnalazł swoje szczęście. Jakby po dziesięciu latach męczącej wędrówki wreszcie wrócił do ukochanego domu. I ukochanej kobiety. Kochali się jeszcze kilka razy, ostatni raz gdy na dworze zaczynało już świtać. W sercu Leigh radość mieszała się z rozpaczą. Drżała z rozkoszy, a łzy napływały jej do oczu. Tego pragnęła - być z Erikiem. Często mówiła sobie, że gloryfikuje tamtą jedną noc. %7łe prawda nie dorównuje wspomnieniom. Myliła się. Rzeczywistość okazała się piękniejsza od marzeń. Leigh westchnęła błogo. Kochała tego mężczyznę do szaleństwa. 169 Anula ous l a and c s Promienie słońca wpadały przez szpary w drewnianych żaluzjach. Podobnie jak tamtego zimowego poranka, wkrótce trzeba będzie wstać i się pożegnać. Tym razem na zawsze. To Eric jest oskarżony i czeka go proces, ale to ona, Leigh, popełniła błąd. Kierowały nią szlachetne pobudki, ale to żadne wytłumaczenie. Okradła Erica, pozbawiła go syna, do którego przecież miał prawo. Niestety, przeszłości nie da się zmienić, czasu nie sposób cofnąć. Nie ma magicznej różdżki, która naprawiłaby zło. - Leigh - szepnął jej do ucha. - Jesteś moja. Już nigdy cię nie puszczę. Razem przeżyli orgazm. Eric leżał z uśmiechem na twarzy, ona z wyrazem zadumy. Jedna chwila, jedna decyzja, jedna pomyłka. %7ładen sen nie trwa wiecznie. Powoli się budziła. Zniło jej się, że kochała się z Erikiem, że wraz z nim wzniosła się na szczyty rozkoszy, jakiej dotąd nie znała. W oddali zagrzmiało, potem błyskawica rozjaśniła przysłonięte chmurami niebo. Nagle materac się ugiął. W tym momencie Leigh uświadomiła sobie, że nie jest sama. %7łe to, co brała za sen, wcale snem nie było. Tuż obok leżał Eric; spędzili razem noc. Niewiele spali; w ciągu paru godzin starali się nadrobić zaległości, zaspokoić dziesięcioletni głód. - Zpij, skarbie - szepnął, całując ją lekko w usta. 170 Anula ous l a and c s Wstrzymała oddech. Udawała, że śpi, ale serce waliło jej młotem. Bała się, czy jej nie zdradzi. Chciała jeszcze chwilę pomyśleć; nie była gotowa spojrzeć Ericowi w oczy. Piorun uderzył gdzieś niedaleko. Szyba zadrżała. Materac znów się ugiął - tym razem Eric wstał. Leigh otworzyła oczy dopiero, gdy usłyszała oddalające się od łóżka kroki. Przez moment obserwowała, jak Eric znika w łazience. Nie zaniknął drzwi; wszedł do wanny, zaciągnął zasłonę prysznicową i puścił silny strumień wody. Kusiło ją, żeby pójść za nim do łazienki, umyć mu plecy, pozwolić jemu namydlić swoje piersi, uda i brzuch. A potem... Otrząsnęła się. Wiedziała, co musi zrobić. Już raz popełniła błąd, teraz musi go naprawić. Wstała pośpiesznie z łóżka, zgarnęła z podłogi bieliznę. Drżącą ręką zapięła guziki bluzki, zaciągnęła suwak u spodni. Chwyciwszy buty, skierowała się ku drzwiom. Nawet nie zerknęła do łazienki. Na zewnątrz padał deszcz. Wyszła z budynku, szczęśliwa, że dziennikarze pojechali na noc do domów, i zaczęła rozglądać się za taksówką. Ogarnęła go złość. Kiedy on stał pod ciepłym strumieniem wody, wyobrażając sobie, że powoli namydla ciało Leigh, ona zerwała się z łóżka, ubrała i wyszła. Tak jak on przed laty. Psiakrew! Skręcił z szerokiego bulwaru w wąską uliczkę, wzdłuż której rosły stare wiązy i klony. Promienie słońca z trudem przedzierały się przez gęste korony. Po obu stronach ulicy ciągnęły się duże murowane domy. 171 Anula ous l a and c s A zatem to tu Leigh mieszka, pomyślał, przejeżdżając koło młodej kobiety w opiętych spodenkach, która najwyrazniej uprawiała jogging. Chciał ruszyć za Leigh od razu po wyjściu z łazienki. Chciał zmusić ją do rozmowy zarówno o tym, co się wydarzyło dziesięć lat temu, jak i o tym, co czuli do siebie ostatniej nocy. Przecież pragnęła go równie silnie, co on jej. Westchnął ciężko. Wiele ich łączy, ale i wiele dzieli. W ciągu jednej szalonej nocy nie sposób wymazać wszystkich win. Nic dziwnego, że Leigh się boi. Tym razem będzie inaczej, przysiągł sobie. Zerknąwszy na kartkę z adresem, skręcił w podjazd prowadzący do piętrowego domu z czerwonej cegły, po czym ostro zahamował, by nie rozjechać pokrytego błotem dziecięcego rowerku. Tak, tym razem będzie się słuchał głosu serca. I nie podda się bez walki. Walka... Przypomniał sobie bilecik dołączony do róż: To ostatnie ostrzeżenie". Wyłączył silnik, ale nie potrafił wyłączyć myśli. Cholera, Leigh ma rację. Podążają właściwym tropem i stąd te ostrzeżenia. Ona uważała to za dobry znak, on natomiast obawiał się o jej bezpieczeństwo. Nie, nie pozwoli jej skrzywdzić. Wysiadł z auta. Powietrze nadal było duszne. Mimo że od razu po wyjściu spod prysznica chciał ruszyć za Leigh, odczekał do wieczora, by dać jej czas na ochłonięcie. Jedną rzecz wiedział ponad wszelką wątpliwość: że wczorajsza noc stanowi początek ich wspólnego życia. Nie spieszyło mu się. Mają przed sobą całą przyszłość. 172 Anula ous l a and c s Skierował spojrzenie na dom. Nie zdziwił go widok ustawionych na werandzie glinianych donic z kolorowymi kwiatami ani starannie przycięty bukszpanowy żywopłot i różowe niecierpki kontrastujące z zielenią trawnika. Zza domu dobiegało szczekanie psa. Ciekaw był, czy to pies Leigh. Tak niewiele o niej wie. Zaskoczył go jednak widok przymocowanej do słupa obręczy do gry w kosza. Słup był zardzewiały, ale siatka sprawiała wrażenie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkskarol.keep.pl
|