Podstrony
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zaopatrzył wielki stół plastyczny w elektromechaniczną instalację. Nie powinna pani siadać na dywanie. On się strzępi, Wero. I to ze wszystkimi szykanami. Zna się pani trochę na przełącznikach sprzężonych, rozdzielniach koordynujących, dzwigniach sterowniczych i lampkach stałych? Ale to musi pozostać między nami, Wero. Słyszysz? I naprawdę nie muszę uważać? Pod wieczór przyszła Irmgarda Seifert. Ona też chciała ze mną bezwarunkowo pomówić. Ona też nie chciała zdjąć płaszcza. Mówiła nie rozebrawszy się: Jedna z uczennic chyba nie muszę wymieniać nazwiska robiła wobec mnie aluzje, które sobie wyprosiłam, jednakże chciałabym prosić pana, Eberhardzie, o wyjaśnienie mi, jak takie dwuznaczności& Skąd mój spokój? Droga Irmgardo. Przypuszczam, że bajdurzącą aluzyjnie uczennicą była panna Lewand. Do czego tu można robić aluzje? Czemu pani nie usiądzie? Irmgarda Seifert przyglądała się uważnie mojemu berberowi: Głupie stworzenie dosłownie uczepiło się mnie po szkole. Tym gderliwym tonem, wie pan: Jak pani właściwie podoba się dywan pana Staruscha leżący przed jego biurkiem? Kiedy odparłam, że pański dywan to dywan berberyjski, a poza tym piękna rzecz, usłyszałam: Ale się strzępi . Na dowód wyskubała z płaszcza parę wełnianych włókien, które bądz co bądz mogłyby pochodzić z pańskiego dywanu. Jak pan się do tego ustosunkuje? (Zrobiła cię na szaro. Rozpaliła cię jak lubieżnego wujaszka a potem wystawiła do wiatru. Buzi! Buzi! Figa! Figa!). Zacząłem od śmiechu, bo to było zabawne, kiedy pomyślę o zdejmowaniu okularów chuchaniu przecieraniu szkieł: Dziewczyna jest zadziwiająco konsekwentna. Być może jej sytuacja rodzinna, jej specyficzna, uwarunkowana środowiskowo samodzielność sprzyja tak niebywale złośliwym decyzjom. Więc to dlatego tarzała się po dywanie! Potrząsanie głową. Przyszła tu. Przedwczoraj. Bez uprzedzenia. Chciała ze mną bezwarunkowo pomówić. Nie dała się spławić. Siedziała tam, w płaszczu, jak pani. Nie zechce pani, Irmgardo, rozebrać się i usiąść? I wsiadła na mnie z góry, ba, zdrowo mi nawymyślała. Mam jej Flipa zostawić w spokoju. Jestem reakcyjnym powściągaczem. Niech pani sobie wyobrazi, Irmgardo, powiedziała: powściągacz& Zmiech i kilkakrotne powtarzanie żargonowego neologizmu. I tak dalej, i tak dalej. W końcu rzuciła się na dywan. Przyglądałem się spokojnie. Poczęstowałem papierosem. Sam również paliłem. Bo jak powiadają etolodzy, wspólne palenie potrafi złagodzić agresywność. Mówić nie było już o czym. A gdy wychodziła, niczego nie przeczuwając zwróciłem jej uwagę na to, że mój berber od jej miotania się trochę wyliniał, czego ślady widać na jej płaszczyku z kapturem. To wszystko. Irmgarda Seifert zdecydowała się mi uwierzyć. Zdjęła płaszcz, nadal jednak nie chciała usiąść. Niech pan sobie wyobrazi, Eberhardzie, to głupie stworzenie spytało mnie, czy ja też już leżałam kiedyś na pańskim strzępiącym się berberze. Zaraz potem siedzieliśmy na tapczanie i paliliśmy. Wieczór, przy akompaniamencie muzyki z płyt (Telemann, Tartini, Bach), upłynął na rozwlekłym przywoływaniu przeszłości, które jednak nie zdołało zamienić nas w siedemnastolatków. Przy całym trzymaniu się za rączki i miętoszeniu dłoni dystans między nami wciąż się powiększał; stawiał pod znakiem zapytania wymiary tapczanu. Ja przytaczałem epizody z czasów mojej przynależności do bandy Wyciskaczy, ona wciąż na nowo kaligrafowała doniesienie na chłopa z Harzu; ja zapuszczałem się w szczegóły demontażu ołtarza w bocznej nawie katolickiego kościoła i usiłowałem objaśnić jej żelazne zbrojenie we wnętrzu neogotyckiej gipsowej Madonny, ona upierała się przy tym, że drugie doniesienie albo ponaglenie z powodu braku reakcji na pierwsze wysłała listem poleconym do Clausthal-Zellerfeld; ja przypominałem sobie moje osobiste kłopoty w roli szefa młodzieżowej bandy i wykazywałem, że przynależność jednej dziewczyny przyczyniła się do pózniejszej zdrady, ona informowała mnie o przepisach obsługi pancerzownicy i nie mogła, nie chciała pojąć, że sama szkoliła czternastoletnich chłopców w posługiwaniu się tą bronią do walki z bliska; a gdy ja spróbowałem porzucić wieniec wiecznie zielonych wspomnień powracając nieomal brawurowo do Wero Lewand i mego strzępiącego się berberyjskiego dywanu, Irmgarda Seifert, uznając wczesne dywanowe doświadczenia Wero za wyssane z palca, podjęła wianuszek: Niech mi pan wierzy, Eberhardzie. Będę musiała wystąpić przed klasą, uczynić wyznanie. Bo jakże mogłabym dalej uczyć z tym elementarnym kłamstwem pod czaszką. To jeszcze wymaga impulsu. Przyznaję, że jestem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkskarol.keep.pl
|