image Strona poczÂątkowa       image Ecma 262       image balladyna_2       image chili600       image Zenczak 2       image Hobbit       

Podstrony

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Oczekuje, że wyjdziecie za mną.
Zdawało mi się, że na ułamek sekundy zatrzymał spojrzenie nad moją głową.
- Obserwujcie mnie - powiedział. - Słuchajcie mnie i zaufajcie mi. A kiedy
zobaczycie, że nic mi się nie stało, uwierzcie w to. Słonce wywoła dzisiaj pewien interesujący
efekt na waszej skórze. Zobaczycie jaki. W żaden sposób was jednak nie zrani. Nie zrobiłbym
niczego, co mogłoby was narazić na niepotrzebne niebezpieczeństwo. Wiecie o tym.
Ruszył po schodach na górę.
- Riley, a czy nie możemy poczekać... - zaczęła Kristie.
- Po prostu patrz - przerwał jej Riley, nie zatrzymując się. - To daje nam dużą
przewagę. %7łółtoocy wiedzą o dzisiejszym dniu, ale nie wiedzą, że my wiemy. - Mówiąc to,
otworzył drzwi i wyszedł z piwnicy do kuchni. W dobrze zacienionym pomieszczeniu nie
było światła, ale i tak wszyscy odsunęli się od otwartych drzwi. Wszyscy oprócz mnie. Riley
nie przestawał mówić, idąc w stronę frontowych drzwi. - Wszystkie młode wampiry
potrzebują trochę czasu, by zaakceptować tę wyjątkową wiedzę, i bardzo dobrze. Ci którzy
nie są ostrożni w świetle dnia, nie przetrwają długo.
Czułam na sobie spojrzenie Freda. Zerknęłam na niego. Wpatrywał się we mnie, jakby
chciał uciec, ale nie miał dokąd.
- W porządku - wyszeptałam prawie niedosłyszalnie. - Słonce nie zrobi nam krzywdy.
 Ufasz mu? - zapytał bezgłośnie.
 Ależ skąd! .
Fred uniósł brew i odrobinę się rozluznił. Spojrzałam na ścianę za jego plecami.
Czego szukał tam Riley? Nic się nie zmieniło - wisiały tam jakieś rodzinne zdjęcia
nieżyjących właścicieli domu, małe lusterko i zegar z kukułką. Hm. Mozę sprawdzał godzinę?
Może i jemu ona wyznaczyła ostateczny termin?
- Dobrze, kochani, ja wychodzę - rzucił Riley. - Przysięgam, że dzisiaj nie macie się
czego bać.
Przez otwarte drzwi do piwnicy wpadło nagle światło, wzmocnione - co wiedziałam
tylko ja - odbiciem skóry Rileya. Widziałam, jak jasne odblaski tańczą na ścianach. Sycząc i
warcząc, całe zgromadzenie wycofało się w kąt piwnicy, przeciwległy do tego, w którym stał
Fred. Kristie znalazła się pod ścianą - widocznie chciała wykorzystać swoją bandę jako
tarczę.
- Uspokójcie się! - zawołał Riley. - Nic mi nie jest. %7ładnego bólu czy poparzeń.
Chodzcie i zobaczcie! No, dalej!
Nikt nie zbliżył się do drzwi. Fred skulił się pod ścianą obok mnie, w panice patrząc
na ostre światło. Machnęłam ręką, by zwrócić na siebie jego uwagę. Podniósł wzrok i przez
chwilę zastana wiał się, czemu jestem taka spokojna. Powoli się wyprostował i stanął obok
mnie. Uśmiechnęłam się zachęcająco. Wszyscy pozostali czekali aż zacznie się pożar.
Ciekawe, czy zdaniem Diega w jaskini też wyglądałam tak głupio jak oni teraz.
- Wiecie co? - zawołał z góry Riley. - Jestem ciekaw, kto z was okaże się
najodważniejszy! Wydaje mi się, że wiem, kto pierwszy przejdzie przez te drzwi, ale już raz
się pomyliłem.
Wzniosłam spojrzenie do nieba. Bardzo subtelnie, Riley, doprawdy.
Ale oczywiście zadziałało. Raoul natychmiast zaczął podchodzić do schodów. Po raz
pierwszy Kristie wcale nie śpieszyła się, by konkurować z nim o sympatię Rileya. Raoul
pstryknął palcami na Kevina i zarówno on, jak i blondasek niechętnie ruszyli za nim.
- Słyszycie mój głos. Wiecie, że się nie spaliłem. Przestańcie zachowywać się jak
dzieci! Jesteście wampirami! Więc zachowujcie się, jak trzeba.
A jednak Raoul i jego kumple nie doszli dalej niż do podnóża schodów. Nikt z
pozostałych się nie ruszył. Po kilku minutach Riley wrócił do piwnicy. W świetle
dochodzącym z góry wciąż jeszcze lśnił.
- Spójrzcie na mnie! Nic mi nie jest. Naprawdę! Wstyd mi za was. Chodz tu, Raoul!
Ale Raoul umknął, gdy tylko zobaczył, co się święci, W końcu Riley musiał złapać
Kevina i siła zaciągnął go na górę. Zauważyłam ten moment, gdy razem wyszli na słońce,
ponieważ blask w piwnicy stał się jeszcze bardziej intensywny.
- Powiedz im, Kevin - nakazał Riley.
- Jestem cały, Raoul! - zawołał Kevin. - Ale numer. Cały się... świecę! Ale wariactwo!
- Zaśmiał się.
- Dobra robota, Kevin - głośno pochwalił Riley. Raoulowi więcej nie było trzeba. Nie
śpieszył się, ale chwilę pózniej był na górze, błyszcząc i zaśmiewając się razem z Kevinem.
Jednak nawet teraz pozostali ociągali się z wyjściem na górę. Tylko nieliczni się zdecydowali,
a Riley tracił cierpliwość. Bardziej groził, niż zachęcał.
Fred rzucił mi pytające spojrzenie:  Wiedziałaś? .
 Tak - odparłam bezgłośnie.
Kiwnął głową i ruszył po schodach. Pod ścianą zostało jeszcze jakieś dziesięć
wampirów, głównie z grupy Kristie. Poszłam za Fredem - najbezpieczniej było wyjść w
środku stawki. Niech Riley myśli sobie, co chce.
Na podwórku ujrzeliśmy błyszczące niczym dyskotekowe kule wampiry, które
wpatrywały się w swoje ręce i twarze pozostałych z bezgranicznym zdumieniem. Fred bez
zwłoki wyszedł na słońce, co - biorąc pod uwagę sytuację - było dosyć odważne. Za to Kristie
była doskonałym przykładem tego, jak dobrze wyszkolił nas Riley. Trzymała się tego, co
znała, bez względu na najbardziej przekonujące dowody.
Fred i ja stanęliśmy w pewnym oddaleniu od reszty. Chłopak przyjrzał się sobie
uważnie, potem spojrzał na mnie, a pózniej na pozostałych. Uderzyło mnie, że choć był tak
milczący, miał rozwinięty zmysł obserwacji i ze skupieniem naukowca badał wszelkie
szczegóły. Przez cały len czas oceniał słowa i działania Rileya. Ciekawe, co wydedukował?
Riley siłą musiał zaciągnąć Kristie na górę i wreszcie jej grupa także się ruszyła.
Wszyscy znalezliśmy się na słońcu i większość wyraznie cieszyła się tym, jak pięknie
wyglądamy. Riley zarządził zbiórkę i jeszcze jeden krótki trening, zapewne po to, by wszyscy
lepiej się skoncentrowali. Trochę to trwało, ale w końcu każdy zorientował się, że nadszedł
decydujący moment, i zgromadzenie ucichło, by wzbudzić w sobie agresję. Widziałam, że już
sama idea prawdziwej wałki, tego, że nie tylko pozwalano im zabijać i palić, ale nawet do
tego zachęcano, była niemalże tak podniecająca jak samo polowanie. Działało to na wampiry
takie jak Raoul Jen czy Sara.
Riley skoncentrował się na strategii, której próbował nas nauczyć od kilku dni.
Zakładała ona, gdy tylko uda nam się znalezć żółtookich, podzielimy się na dwie grupy i ich
otoczymy. Raoul dostał polecenie atakowania z przodu, a Kristie - z flanki. Ten plan
podpowiadał im obojgu, choć nie byłam pewna, czy w wirze polowania uda im się działać
zgodnie z ustaleniami. Kiedy Riley po godzinie treningu zwołał wszystkich do siebie, Fred
natychmiast ruszył w drugą stronę, na północ. Pozostali stali twarzami do Rileya, zwróceni w [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kskarol.keep.pl