Podstrony
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Oczekuje, że wyjdziecie za mną. Zdawało mi się, że na ułamek sekundy zatrzymał spojrzenie nad moją głową. - Obserwujcie mnie - powiedział. - Słuchajcie mnie i zaufajcie mi. A kiedy zobaczycie, że nic mi się nie stało, uwierzcie w to. Słonce wywoła dzisiaj pewien interesujący efekt na waszej skórze. Zobaczycie jaki. W żaden sposób was jednak nie zrani. Nie zrobiłbym niczego, co mogłoby was narazić na niepotrzebne niebezpieczeństwo. Wiecie o tym. Ruszył po schodach na górę. - Riley, a czy nie możemy poczekać... - zaczęła Kristie. - Po prostu patrz - przerwał jej Riley, nie zatrzymując się. - To daje nam dużą przewagę. %7łółtoocy wiedzą o dzisiejszym dniu, ale nie wiedzą, że my wiemy. - Mówiąc to, otworzył drzwi i wyszedł z piwnicy do kuchni. W dobrze zacienionym pomieszczeniu nie było światła, ale i tak wszyscy odsunęli się od otwartych drzwi. Wszyscy oprócz mnie. Riley nie przestawał mówić, idąc w stronę frontowych drzwi. - Wszystkie młode wampiry potrzebują trochę czasu, by zaakceptować tę wyjątkową wiedzę, i bardzo dobrze. Ci którzy nie są ostrożni w świetle dnia, nie przetrwają długo. Czułam na sobie spojrzenie Freda. Zerknęłam na niego. Wpatrywał się we mnie, jakby chciał uciec, ale nie miał dokąd. - W porządku - wyszeptałam prawie niedosłyszalnie. - Słonce nie zrobi nam krzywdy. Ufasz mu? - zapytał bezgłośnie. Ależ skąd! . Fred uniósł brew i odrobinę się rozluznił. Spojrzałam na ścianę za jego plecami. Czego szukał tam Riley? Nic się nie zmieniło - wisiały tam jakieś rodzinne zdjęcia nieżyjących właścicieli domu, małe lusterko i zegar z kukułką. Hm. Mozę sprawdzał godzinę? Może i jemu ona wyznaczyła ostateczny termin? - Dobrze, kochani, ja wychodzę - rzucił Riley. - Przysięgam, że dzisiaj nie macie się czego bać. Przez otwarte drzwi do piwnicy wpadło nagle światło, wzmocnione - co wiedziałam tylko ja - odbiciem skóry Rileya. Widziałam, jak jasne odblaski tańczą na ścianach. Sycząc i warcząc, całe zgromadzenie wycofało się w kąt piwnicy, przeciwległy do tego, w którym stał Fred. Kristie znalazła się pod ścianą - widocznie chciała wykorzystać swoją bandę jako tarczę. - Uspokójcie się! - zawołał Riley. - Nic mi nie jest. %7ładnego bólu czy poparzeń. Chodzcie i zobaczcie! No, dalej! Nikt nie zbliżył się do drzwi. Fred skulił się pod ścianą obok mnie, w panice patrząc na ostre światło. Machnęłam ręką, by zwrócić na siebie jego uwagę. Podniósł wzrok i przez chwilę zastana wiał się, czemu jestem taka spokojna. Powoli się wyprostował i stanął obok mnie. Uśmiechnęłam się zachęcająco. Wszyscy pozostali czekali aż zacznie się pożar. Ciekawe, czy zdaniem Diega w jaskini też wyglądałam tak głupio jak oni teraz. - Wiecie co? - zawołał z góry Riley. - Jestem ciekaw, kto z was okaże się najodważniejszy! Wydaje mi się, że wiem, kto pierwszy przejdzie przez te drzwi, ale już raz się pomyliłem. Wzniosłam spojrzenie do nieba. Bardzo subtelnie, Riley, doprawdy. Ale oczywiście zadziałało. Raoul natychmiast zaczął podchodzić do schodów. Po raz pierwszy Kristie wcale nie śpieszyła się, by konkurować z nim o sympatię Rileya. Raoul pstryknął palcami na Kevina i zarówno on, jak i blondasek niechętnie ruszyli za nim. - Słyszycie mój głos. Wiecie, że się nie spaliłem. Przestańcie zachowywać się jak dzieci! Jesteście wampirami! Więc zachowujcie się, jak trzeba. A jednak Raoul i jego kumple nie doszli dalej niż do podnóża schodów. Nikt z pozostałych się nie ruszył. Po kilku minutach Riley wrócił do piwnicy. W świetle dochodzącym z góry wciąż jeszcze lśnił. - Spójrzcie na mnie! Nic mi nie jest. Naprawdę! Wstyd mi za was. Chodz tu, Raoul! Ale Raoul umknął, gdy tylko zobaczył, co się święci, W końcu Riley musiał złapać Kevina i siła zaciągnął go na górę. Zauważyłam ten moment, gdy razem wyszli na słońce, ponieważ blask w piwnicy stał się jeszcze bardziej intensywny. - Powiedz im, Kevin - nakazał Riley. - Jestem cały, Raoul! - zawołał Kevin. - Ale numer. Cały się... świecę! Ale wariactwo! - Zaśmiał się. - Dobra robota, Kevin - głośno pochwalił Riley. Raoulowi więcej nie było trzeba. Nie śpieszył się, ale chwilę pózniej był na górze, błyszcząc i zaśmiewając się razem z Kevinem. Jednak nawet teraz pozostali ociągali się z wyjściem na górę. Tylko nieliczni się zdecydowali, a Riley tracił cierpliwość. Bardziej groził, niż zachęcał. Fred rzucił mi pytające spojrzenie: Wiedziałaś? . Tak - odparłam bezgłośnie. Kiwnął głową i ruszył po schodach. Pod ścianą zostało jeszcze jakieś dziesięć wampirów, głównie z grupy Kristie. Poszłam za Fredem - najbezpieczniej było wyjść w środku stawki. Niech Riley myśli sobie, co chce. Na podwórku ujrzeliśmy błyszczące niczym dyskotekowe kule wampiry, które wpatrywały się w swoje ręce i twarze pozostałych z bezgranicznym zdumieniem. Fred bez zwłoki wyszedł na słońce, co - biorąc pod uwagę sytuację - było dosyć odważne. Za to Kristie była doskonałym przykładem tego, jak dobrze wyszkolił nas Riley. Trzymała się tego, co znała, bez względu na najbardziej przekonujące dowody. Fred i ja stanęliśmy w pewnym oddaleniu od reszty. Chłopak przyjrzał się sobie uważnie, potem spojrzał na mnie, a pózniej na pozostałych. Uderzyło mnie, że choć był tak milczący, miał rozwinięty zmysł obserwacji i ze skupieniem naukowca badał wszelkie szczegóły. Przez cały len czas oceniał słowa i działania Rileya. Ciekawe, co wydedukował? Riley siłą musiał zaciągnąć Kristie na górę i wreszcie jej grupa także się ruszyła. Wszyscy znalezliśmy się na słońcu i większość wyraznie cieszyła się tym, jak pięknie wyglądamy. Riley zarządził zbiórkę i jeszcze jeden krótki trening, zapewne po to, by wszyscy lepiej się skoncentrowali. Trochę to trwało, ale w końcu każdy zorientował się, że nadszedł decydujący moment, i zgromadzenie ucichło, by wzbudzić w sobie agresję. Widziałam, że już sama idea prawdziwej wałki, tego, że nie tylko pozwalano im zabijać i palić, ale nawet do tego zachęcano, była niemalże tak podniecająca jak samo polowanie. Działało to na wampiry takie jak Raoul Jen czy Sara. Riley skoncentrował się na strategii, której próbował nas nauczyć od kilku dni. Zakładała ona, gdy tylko uda nam się znalezć żółtookich, podzielimy się na dwie grupy i ich otoczymy. Raoul dostał polecenie atakowania z przodu, a Kristie - z flanki. Ten plan podpowiadał im obojgu, choć nie byłam pewna, czy w wirze polowania uda im się działać zgodnie z ustaleniami. Kiedy Riley po godzinie treningu zwołał wszystkich do siebie, Fred natychmiast ruszył w drugą stronę, na północ. Pozostali stali twarzami do Rileya, zwróceni w
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkskarol.keep.pl
|