image Strona poczÂątkowa       image Ecma 262       image balladyna_2       image chili600       image Zenczak 2       image Hobbit       

Podstrony

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

cię odstrzelę i skażę na wieki czynienia dobra oraz spotkań modlitewnych. Teraz
jednak powinieneś się spytać  warknął na opętaną nastolatkę zataczającą koła
w unoszącym się na chmurze zielonego dymu łóżku  czy czujesz się szczęścia-
rzem?
 Słuchaj, gdybyś mógł przekazać coś Papie Jerzowi. . .  błagała Emilia.
Synod pokręcił głową.
 . . . albo chociaż świątobliwemu sierżantowi Zenitowi. . .
 O co chodzi? Jakie kłamstwa kryły się w tak niewinnie brzmiącej prośbie?
Synod wpadł w gniew. Wcale nie miał zamiaru przekonać się o tym.
 Daję ci pięć sekund na ucieczkę!  krzyknął, nachylając się.  Albo
posmakujesz tego!  Poklepał czule czarną lufę i wyszczerzył się zdecydowanie
zbyt radośnie jak na duchownego.  Cztery. . .
Aóżko się zatrzęsło.
 Hej, nie było pięć!
 Trzy. . .  Generał oparł łożysko o ramię.
 To nieuczciwe. . .
 Dwa.  Palec wskazujący przesunął się w pobliże spustu.
 Posłuchaj, chcę tylko. . .
 Jeden. . .
 Papa Jerz nie będzie zadowolony, kiedy PKiN. . .
181
Aóżko zatrzymało się w powietrzu, zadrżało i runęło na ziemię. Z nonszalan-
cją właściwą człowiekowi schodzącemu z krawężnika Synod przesunął się dwa
cale na lewo, unikając uderzenia spadającego łóżka, chuchnął na swoje paznokcie
i zaczął je przecierać. Chwilę pózniej uderzył w niego drwal, który biegł do swojej
córki.
 Emilio!  wyjęczał, nie wiedząc, czy powinien ją uściskać, czy raczej
oblać kilkoma wiadrami środków dezynfekcyjnych.
 Koniec lekcji na dzisiaj  mruknął Synod do bladego Xedoca, wyglądają-
cego trwożnie zza framugi.  Chłopcze, jeśli naprawdę chcesz zostać Egzorcystą,
musisz zrobić coś ze swoim żołądkiem. Nie zaszedłbym tak wysoko, gdyby zbie-
rało mi się na wymioty za każdym razem, kiedy widziałem na wpół rozłożoną
nastolatkę. Traktuj to jak poważny przypadek trądziku i wszystko będzie w po-
rządku, zobaczysz!
Emilia usiadła na łóżku. Jej skóra przybrała już bardziej przyjazny dla środo-
wiska odcień zieleni.
 Och, panie Synod!  rozpływała się żona Eugeniusza.  Jak my się panu
odwdzięczymy!
 Proszę mi mówić generale. Dwanaście i pół szeląga plus datek na naprawę
dachu Nawtykanu powinny załatwić sprawę.  Zmusił się do uśmiechu i wycze-
kująco wyciągnął dłoń.
Ale pod pozorami odprężenia i odzyskania dobrego humoru kryły się straszne
myśli. Synod był pewien, że żaden opętany nigdy wcześniej nie nalegał na po-
gawędkę z Papą. Ta nieprzyjemna myśl dręczyła go, kiedy chował pieniądze do
kieszeni i opuszczał chatę.
A w małym zaułku nieopodal Flegetonu Wielce Wielebny Hipokryt III jęknął
ponuro.
 Egzorcyści! Phi! We łbach im się poprzewracało od tej władzy!
* * *
Kilkaset jardów na zachód od placu budowy PKiN wzniesiono  dzięki
finansowej stymulacji w zdwojonym tempie  trzy wielkie, drewniane konstruk-
cje przypominające stodoły. Wewnątrz każdej postawiono wielkie piece oraz stoły
robocze, a następnie przydzielono do pracy zespoły naprędce wyszkolonych ko-
wali z ogromnymi młotami. Pod czujnym okiem Stana Kowalskiego zajmowali
się wykuwaniem olbrzymich stalowych płyt, zwijaniem ich w walce i nitowa-
niem, tak że tworzyły fragmenty wielkiej rury.
Pośród gwaru i hałasu nikt nie dosłyszał drapania pazurów pod popielnikami
182
pieców ani nie zauważył pojawienia się skałotocza. Nikt też nie miał czasu zasta-
nowić się, kto rozpalił wysokie na sto stóp słupy ognia ani dlaczego nikomu nie
przyszło do głowy zatroszczyć się o regularne dostawy węgla.
* * *
Nabab wpadł do swojej jaskini, zatrzaskując za sobą drzwi ze zjadliwym ję-
kiem złości, i wypuścił nosem cuchnące siarką powietrze. Było coraz gorzej, wy-
dawało się, że z każdym dniem przybywa ludzi na ulicach. Półtorej godziny za-
jęło mu dotarcie do domu z centrali strajkowej na brzegach Flegetonu. Półtorej
godziny! Nie powinien iść dłużej niż dziesięć minut. A wszystko to po kolejnym
wyczerpującym dniu w Administracji Piekielnej, spędzonym na wypełnianiu for-
mularzy imigracyjnych świeżych nieboszczyków.
Przeszedł przez jaskinię, mijając kamienną tabliczkę z napisem  Nie ma jak
w dole! i przyrządził sobie podwójną żółć z lodem. A potem następną. Przedzie-
ranie się przez sięgającą ramion rzekę potępionych dusz stawało się zdecydowanie
zbyt piekielne, zwłaszcza po wysłuchaniu kolejnej rundy rozmów, czy może ra-
czej krzyków, między tym przeklętym Seirizzimem a cholernymi przewoznikami.
Nabab uśmiechnął się szyderczo, przypominając sobie wyraz twarzy Seirizzima,
kiedy kapitan Naglfar na umówiony sygnał zażądał podwójnej stawki za pracę
w śmierdziele. To było cudowne  kolejne zasłużone pięćset oboli. Seirizzima
zatkało i zaczął się zastanawiać. Nabab podrapał się po głowie i głośno warknął
na wspomnienie rozmowy, która wtedy nastąpiła. Borykał się ze słowami, ale nic
mu nie przychodziło do głowy. Słyszał wszystko, podobnie jak i przewoznicy. Ję-
zyk Seirizzima po prostu poruszał się szybciej niż uszy słuchaczy. On zgodził się
na podwójne stawki w śmierdziele, ale tylko pod warunkiem zagwarantowania [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kskarol.keep.pl