image Strona poczÂątkowa       image Ecma 262       image balladyna_2       image chili600       image Zenczak 2       image Hobbit       

Podstrony

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

żeby zabijać swoją matkę.
- Nie potrzebował powodów. Pan nie zna Toma.
- Ciągle mi pan to powtarza. A jednocześnie odmawia pan stale uzupełnienia
obrazu.
- To bardzo brzydki obraz.
- Coś się tu dziś mówiło o usiłowaniu zabójstwa.
- Tom groził Elaine nabitym rewolwerem. I nie żartował.
- Czy to ten niedzielny epizod, który pan tak ukrywał?
Skinął głową.
- Myślę, że wypadek z samochodem musiał wywołać jakiś wstrząs mózgu.
Kiedy wróciłem do domu od sędziego, zastałem ją w jego pokoju. Tom trzymał lufę
mego rewolweru przy jej głowie - Hillman przycisnął czubkiem palca skroń - tak że
upadła na kolana i błagała o litość. Dosłownie błagała. Nie wiedziałem, czy mi odda
rewolwer. Przez minutę mierzył we mnie. Czekałem, aż mnie zabije.
Czułem, jak włosy kłują mnie w kark. To rzeczywiście był brzydki obraz. I co
gorsza, klasyczny: schizofrenik dopełniający egzekucji.
- Czy powiedział coś, kiedy pan mu odebrał rewolwer?
- Ani słowa. Wręczył mi go raczej obojętnie. Działał jak automat.
Prawdopodobnie nie zdawał sobie sprawy z tego, co zrobił czy próbował zrobić.
- Czy mówił coś do pańskiej żony?
- Tak. Powiedział, że ją zabije, jeżeli nie zostawi go w spokoju. Weszła do
jego pokoju tylko po to, żeby mu zaproponować coś do jedzenia, i wtedy dostał ataku
jakiejś zimnej wściekłości.
- Był w straszliwej rozterce - powiedziałem - i nie spał całą noc. Mówił mi
trochę o tym. Można by powiedzieć, że to była decydująca noc w jego młodym życiu.
Spotkał po raz pierwszy swego prawdziwego ojca - Hillman skrzywił się - co musiało
być wstrząsającym przeżyciem. Był jakby zagubiony pomiędzy dwoma światami,
rozżalony na pana i pańską żonę za to, żeście go państwo do tego spotkania nie
przygotowali. Powinniście byli, pan wie. Nie miał pan prawa oszukiwać go co do
faktów, czy podobały się panu, czy nie. I kiedy w końcu zetknął się z faktami, nie
mógł ich objąć. Rozmyślnie przewrócił samochód tamtego ranka.
- Chce pan powiedzieć, że to był zamach samobójczy? - spytał Hillman.
- Może raczej jakiś znak, że życie wymyka mu się z rąk. Nie puścił
kierownicy i nie doznał większych obrażeń. Tak samo jak nikt nie poniósł krzywdy w
incydencie z rewolwerem.
- Jednak trzeba było to potraktować poważnie. Działał jak najbardziej serio.
- Może. Nie mam zamiaru tego bagatelizować. Czy rozmawiał pan o tym z
psychiatrą?
- Nie. Są pewne rzeczy, które muszą zostać w rodzinie.
- To zależy od rodziny.
- Niech pan posłucha - powiedział. - Bałem się, że nie przyjęliby go do szkoły,
gdyby wiedzieli, że jest aż tak gwałtowny.
- Czy to byłaby taka tragedia?
- Musiałem z nim coś zrobić. Nie wdem, co z nim zrobić teraz. - Pochylił
rozczochraną głowę.
- Potrzebna jest panu lepsza rada, niż ja mogę panu dać, rada prawnika i
psychiatry.
- Pan przypuszcza, że on zabił tych dwoje ludzi?
- Niekoniecznie. Dlaczego nie poprosi pan doktora Weintrauba, żeby panu
kogoś polecił?
Hillman podskoczył gwałtownie.
- Ta stara baba?
- Zdawało mi się, że to pański dobry przyjaciel i zna się na psychiatrii.
- Przypuszczam, że Weinie tak się zna na tym, jak kura na pieprzu. - Pogarda
drgała w jego głosie. - Po Midway załamał się nerwowo. Musieliśmy go odesłać do
domu, żeby przyszedł do siebie, a tymczasem ludzie ginęli. Ludzie ginęli - powtórzył.
I zapadł w milczenie.
Siedział nasłuchując. Ja czekałem. Rysy gniewnej twarzy złagodniały i
jednocześnie głos mu się zmienił.
- Jezu, co to był za dzień! Straciliśmy ponad połowę naszych niszczycieli.
Wystrzelali je jak kaczki. Nie mogłem ich przyprowadzić z powrotem. Nic dziwnego,
że Weinie się załamał. Trudno mieć mu za złe. Tyle ludzi zginęło w jego oczach.
Głos jego ucichł. Oczy patrzyły gdzieś daleko. Zdawał się nawet nie
dostrzegać mojej obecności. Myślami był po tamtej stronie, gdzie jego ludzie ponieśli
śmierć, a on umarł do pewnego stopnia.
- Najgorsze, że ja kocham Toma. Nie byliśmy z sobą blisko od wielu lat i
prawda, że jest trudny w obcowaniu. Ale to mój syn i kocham go.
- Jestem pewien, że pan gb kocha. Ale może pan żąda więcej, niż Tom może
panu dać. Nie może panu zwrócić pańskich zabitych lotników.
Hillman nie zrozumiał. Wydawał się oszołomiony. Jego szare oczy przesłoniła
mgła.
- Co pan powiedział?
- Może pan zbyt wiele od niego oczekiwał.
- Jak to?
- Niech pan o tym zapomni - powiedziałem. Hillman uczuł się dotknięty.
- Myśli pan, że oczekuję zbyt wiele? Dostałem cholernie mało. I niech pan
spojrzy, co chcę mu dać. - Znów rozłożył ramiona, jakby chcąc ogarnąć dom i
wszystko, co posiadał. - Jestem gotów poświęcić wszystko do ostatniej
pięciocentówki, żeby go bronić. Uwolnimy go, pojedziemy do innego kraju i tam
będziemy żyć.
- Pan wybiega za daleko w przyszłość, panie Hillman. Jeszcze nie jest o nic
oskarżony.
- Będzie. - W głosie jego brzmiał fatalizm i wyzwanie.
- Może. Rozważmy, jakie są możliwości. Jedynym dowodem przeciwko
niemu jest nóż, a i to bardzo wątpliwe, jeśli się nad tym zastanowić. Nie wziął go z
sobą na pewno, kiedy go pan wiózł do Laguna Perdida.
- Mógł zabrać. Nie obszukałem go.
- Założę się, że oni to zrobili.
Hillman zmrużył oczy, tak że pomiędzy fałdami powiek zostały tylko
połyskujące szpary.
- Ma pan rację, Archer. Nie miał przy sobie noża, kiedy wyjechał z domu.
Pamiętam, że widziałem go pózniej, tego samego dnia.
- Gdzie to było?
- W jego pokoju, w jednej z szuflad komody.
- Zostawił go pan w szufladzie?
- Nie miałem powodu nie zostawiać.
- A więc każdy, kto miał dostęp do domu, mógł go stamtąd wziąć.
- Tak. Niestety dotyczy to również i Toma. Mógł się tu zakraść po ucieczce ze
szkoły.
- Tak samo dotyczy Dicka Leandro, który nie potrzebował wchodzić
ukradkiem. Wchodzi i wychodzi z domu, kiedy chce, czy nie tak?
- Chyba tak. To niczego nie aowodzi.
- Nie, ale kiedy pan zestawi to z faktem, że Dicka prawdopodobnie widziano
w hotelu  Barcelona wczoraj wieczorem, to zacznie pan o nim myśleć. Jest jeszcze
coś, czego brakuje w tej sprawie. Między równaniami nie można postawić znaku
równości.
- To nie Dick jest tą brakującą wielkością - powiedział pośpiesznie.
- Pan się bardzo gorliwie opiekuje Dickiem.
- Jestem do niego przywiązany. Dlaczego nie miałbym być? To miły chłopak i
mogłem mu pomóc. Do diabła, Archer - głos jego przybrał głębszy ton - kiedy
człowiek osiąga pewien wiek, potrzebuje przekazać to, co wie, albo część tego,
komuś młodszemu.
- Czy dotyczy to także przekazania mu pieniędzy?
- Możliwe, że tak. To będzie zależało od Elaine. Ona rozporządza pieniędzmi.
Ale mogę pana zapewnić, że dla Dicka to jest bez znaczenia.
- Dla nikogo nie jest bez znaczenia. Myślę, że dla Dicka znaczy bardzo wiele.
On musi się podobać.
- Co pan chce przez to powiedzieć?
- Pan wie, co chcę powiedzieć. %7łyje z tego, że stara się ludziom przypodobać.
Głównie panu. Niech pan mi powie, czy Dick wie o incydencie w pokoju Toma?
- Tak. Był u nas w tamtą niedzielę rano. Zawiózł mnie do sędziego i z
powrotem do domu.
- Wie o bardzo wielu rzeczach.
- To naturalne. Jest właściwie członkiem rodziny. Prawda, spodziewałem się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kskarol.keep.pl