Podstrony
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zupełnie zapomniał o nożu. Tuanne cisnęła sztylet, mierząc w przeciwległą ścianę pokoju. Ostrze wbiło się w twarde drewno i jeszcze przez chwilę drgało energicznie. Nieumarła ruszyła w stronę przerażonego mężczyzny. Pójdz powiedziała niechaj cię dotknę i wysączę z ciebie życie. Opryszek obrócił się na pięcie i z pośpiechu o mało nie zderzył się ze ścianą. Gdy Tuanne postąpiła o krok dalej, już go nie było. Umknął jak zając przed sforą ogarów. Uśmiechnęła się rozbawiona tym incydentem, dopóki nie uświadomiła sobie, że Elashi jeszcze nie wróciła. Zaniepokojona wybiegła na korytarz w poszukiwaniu swojej towarzyszki. Szybki obchód wnętrza gospody potwierdził jej najgorsze przypuszczenia. Elashi zniknęła. Conan przykucnięty w kępie wysokich traw na brzegu fosy przepatrywał uważnie mury zamczyska. Kamienne bloki nie były połączone zaprawą, a przez stulecia ulewne deszcze zmieniły powierzchnię murów w jednolitą gładką skałę. Zwykły człowiek nie miałby szans wspiąć się na szczyt, lecz Cymmerianin był przekonany, iż jest w stanie tego dokonać. Choć nawet dla niego ta wspinaczka mogła okazać się wyjątkowo trudna. Na blankach czuwali wartownicy, głównie Bezocy i było ich wielu. Byli ślepi, ale mogli usłyszeć odgłosy towarzyszące jego wspinaczce. Przylepiony jak mucha do kamiennej ściany miałby wtedy nikłą szansę na obronę. Byle łucznik z blanków mógłby strącić go z muru jedną strzałą. Kiedy obchodzący blanki strażnicy minęli go, Cymmerianin znalazł wśród trzcin kamień wielkości pięści. Zważył go w dłoni, po czym cisnął zamaszyście znad głowy, by trafić w fosę w połowie jej szerokości. Woda zakotłowała się i wynurzyła się z niej potworna ryba, prawie tak wielka jak on, a Conan dowiedział się, że przepłynięcie tej fosy równa się samobójstwu. Wymknął się chyłkiem z gąszczu trzcin i zaszył w zagajniku nie opodal. Dostanie się do fortecy nie będzie łatwe, tak jak to przepowiedziała Tuanne. Sprawdził już tunel, którym Tuanne uciekła z lochów, i stwierdził, że zasypano go ziemią i odłamkami skał. W fosie roiło się od potworów, a ściany były tak gładkie jak pupa niemowlaka. Na dodatek ciemność nie mogła zapewnić mu ochrony przez Bezokimi. Zamyślony Conan przeszedł przez zagajnik do miejsca, gdzie uwiązał wierzchowca. Nie, to nie będzie proste. Oczywiście, mógł rozbić tu obóz i zaczekać, aż Skeer opuści fortecę, ale jeśli wierzyć Tuanne, nie zostało im już wiele czasu. Dzięki magicznemu artefaktowi dostarczonemu przez Skeera, jego pan niedługo zacznie ożywiać zmarłych. Poza tym młody Cymmerianin nie miał cierpliwości, by czekać spokojnie na uboczu. Człowiek mógł się zestarzeć czekając. Nie, musiał istnieć jakiś sposób. Teraz nie wiedział jeszcze jaki, ale w swoim czasie na pewno coś wymyśli. Na razie postanowił wrócić do oberży. Gdzie Elashi? Porwana odrzekła Tuanne. Porwana? Dokąd? Przez kogo? Wyjaśniła mu to w kilku słowach. Zanim skończyła, Conan już opuszczał gospodę. Pośpieszyła za nim. Pózne, popołudniowe słońce znikło za grubą warstwą chmur. Od zachodu nadciągała burza. Zerwał się wiatr. Nagle Cymmerianin ujrzał przed sobą potężnego mężczyznę, wyższego niż on sam, trzymającego w ręku opuszczony ku ziemi prosty miecz. Na widok Conana mężczyzna uniósł ostrze. Cymmerianin nie pytając o nic również dobył miecza. Czyś ty jest Conan z Cymmerii? zapytał olbrzym. Ja. Masz do mnie jakąś sprawę? W rzeczy samej. Mój pan, którego obraziłeś w Opkothardzie, nakazał, bym ci rzekł, że ma nadzieję, iż nacieszyłeś się skradzionym mu złotem. Teraz bowiem przyjdzie ci zapłacić za nie gardłem! A, ten szpieg. Woli, gdy nazywa się go Mistrzem Kamuflażu. Czy to on porwał mą towarzyszkę, Elashi, z ludzi pustyni? W rzeczy samej. A zatem jest psem i synem najplugawszej suki! rzekł Conan. Olbrzym uśmiechnął się do Cymmerianina. Nie rozgniewasz mnie tak łatwo, chłopcze. Nie jestem jego krewnym, lecz najemnikiem. Conan postąpił naprzód mierząc czubkiem ostrza w gardło wielkoluda. Rzeknij, gdzie jest Elashi, a daruję ci życie rzekł barbarzyńca. Gigant patrząc na Cymmerianina wybuchnął śmiechem. Pomimo swej postury jesteś jeszcze gołowąsem, barbarzyńco. Za chwilę ujdzie z ciebie życie, więc co ci z tego przyjdzie, że dowiesz się, gdzie jest teraz twoja kobieta? Conan zbliżył się o kolejny cal, podeszwy jego butów zdawały się przylepione do ubitej nawierzchni ulicy, kolana ugięły się lekko jak do skoku. Uznał tę rozmowę za zakończoną. Olbrzym rzucił się na Conana tnąc zamaszyście i z taką siłą, że gdyby ostrze szerokiego miecza dosięgło celu, zmiotłoby Conanowi głowę z ramion. Ten nie próbował blokować uderzenia, lecz uchylił się i wykonał szybkie pchnięcie. Olbrzym wycofał się tanecznym krokiem i sztych Conana zatrzymał się o stopę przed celem, ale Cymmeriański młodzik nie zatrzymał się, i po sztychu natychmiast zaatakował pionowym cięciem zza głowy, trzymając miecz oburącz niczym topór. Gigant uniósł miecz do bloku, a fontanna iskier, jaka trysnęła w chwili zderzenia dwóch ostrzy, byłaby widoczna nawet w pełnym świetle dnia. Conan poczuł wibrację przechodzącą od ostrzy poprzez nadgarstki do ramion. Ten wojownik był naprawdę silny, nie sposób temu zaprzeczyć. Przeciwnik zrobił ruch w prawo i powtórzył cięcie Conana. Miast blokować, Cymmerianin uskoczył w prawo i sparował cios uderzając płazem miecza w ostrze tamtego. Cięcie olbrzyma chybiło celu, a jego siła była tak potężna, że miecz, zatoczywszy głęboki łuk, zarył się czubkiem w ziemię. Conan nie zdążył wszakże tego wykorzystać, gdyż mężczyzna błyskawicznie uwolnił broń i ponownie stanął naprzeciw Cymmerianina. Niezle jak na gołowąsa i do tego barbarzyńcę rzekł. Chciałbym, byś znał imię tego, który przyniósł ci śmierć, Conanie z Cymmerii. Zowią mnie Brutal. Conan w odpowiedzi tylko skinął głową. Ten człowiek stał pomiędzy nim a Elashi i pomimo szacunku, jaki mógł żywić wobec umiejętności Brutala, gardził nim jako porywaczem. Brutal zaatakował, tnąc mieczem z boku na bok. Conan cofnął się unosząc miecz wysoko, wychwycił rytm zamaszystych cięć Brutala i dostroił się do niego. Gdy minął go kolejny cios, Conan przeszedł do działania. Miast się cofnąć, skoczył naprzód, a następnie z całej siły opuścił swój miecz w dół& Lśniące żelazo przeniknęło ramię Brutala nieco poniżej węzlastych mięśni barku, przecinając ciało, kość i zatrzymując się gdzieś pomiędzy żebrami. Aaaaach! Przez jedno długie uderzenie serca Brutal ściskał rękojeść swego miecza oburącz, ale dłoń z odciętym od tułowia ramieniem zwisała poniżej gardy. Potem miecz wraz z odrąbaną ręką spadły na ziemię, zaś najemny zabójca osunął się na kolana. %7łyciodajna posoka tryskała zeń jak z dziurawego worka. Na próżno usiłował powstrzymać wypływ krwi zdrową dłonią. Szkarłatna posoka bryzgała spomiędzy jego palców, które już po chwili zrobiły się sine. Brutal spojrzał na Conana i wysilił się na uśmiech.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkskarol.keep.pl
|