Podstrony
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
goś wysokiego do pomocy w ogrodzie. Spojrzał na nią z niedowierzaniem. - Ella - powiedział, starając się ukryć irytację. - Czy nie myślisz, że mam na głowie ważniejsze sprawy niż strzyżenie trawy? - Wskazał piętrzące się na podłodze pudła i teczki z dokumentami. Muszę pojechać do miasta i zasiąść przy dużym stole, na którym będę mógł wszystko rozłożyć. Potrzebuję dobrego komputera z bazą danych. Różnych dokumentów, poczynając od mojego świadectwa urodzenia. Nie wiem, jak zdobyć kopię metryki, a nigdy nie widziałem oryginału. Poza tym chcę wrócić do pracy, więc muszę się spakować. Jestem pewien, że bez trudu znajdziesz kogoś do pomocy w ogrodzie. Ella patrzyła na niego przez chwilę w milczeniu, a potem zrobiła krok w jego stro- nę i wojowniczo uniosła podbródek. - Proponuję ci wymianę usług. Poświęcę godzinę, żeby ci pomóc w uporządkowa- niu papierów, a ty popracujesz za to przez godzinę w ogrodzie Nicole. Wiesz, kogo mam na myśli, prawda? Osobę, której obiecałeś, że wezmiesz udział w jej urodzinowym przy- jęciu, a teraz nie zamierzasz dotrzymać słowa. - Zerknęła na rozłożone fotografie. - Aad- ne zdjęcia. Szkoda, że jesteś zbyt zajęty zarabianiem pieniędzy, by poświęcić kilka go- dzin na zbadanie własnej przeszłości. Podeszła do drzwi i obejrzała się przez ramię. - Moja oferta jest nadal aktualna. Zdecyduj się szybko, bo nie zamierzam czekać cały dzień na odpowiedz. - Halo, Matt? Jak się masz, stary? Czy odpoczywasz nad basenem? - Nad jakim basenem? - spytał z westchnieniem Matt. - Musiałem wrócić do Pary- ża. Seb zmarszczył brwi. - Czyżby Montpellier ci się nie podobało? A może powstał jakiś problem? R L T - Nie masz się o co martwić. Prawnicy PSN Media chcieli ustalić pewne szczegóły, więc poleciałem do ich kwatery głównej. Wszystko jest zapięte na ostatni guzik. Wracam do Montpellier w niedzielę, żeby spotkać się z tobą wieczorem w hotelu. Seb odłożył słuchawkę i odetchnął z ulgą. Nadal nie był pewien, czy powinien wrócić do Sydney razem z Mattem, czy też poświęcić jeszcze jeden dzień na wizytę w miejscowym urzędzie i odnalezienie interesujących go dokumentów. Mimo pomocy Elli, nie znalazł swojego świadectwa urodzenia. A teraz musiał stracić godzinę na prace ogrodowe. Był wściekły na Ellę, ale za- mierzał dotrzymać warunków umowy, więc wyszedł do ogrodu. Powitało go brzęczenie pszczół. Ella z wyraznym trudem niosła w kierunku sadu dużą drabinę i pleciony kosz na owoce. Podszedł do niej szybko, by jej pomóc. Oparł drabinę o najbliższe drzewo. - Widzę, że nie masz większego doświadczenia w zbieraniu owoców - mruknął z uśmiechem. - Cóż, pochodzę z Londynu. Urodziłam się nad klubem jazzowym. Zwykle zajmuje się tym Yvette. Te wiśnie są pyszne. Dan je uwielbia, mam nadzieję, że będą też smako- wać Nicole i jej gościom. Chcę upiec kruche ciasto z owocami. - Zerknęła na niego. - Nie pozwolę ci wejść na drabinę w tych butach. - Co ci się w nich nie podoba? - Idealnie pasują do sali konferencyjnej albo modnej restauracji. Mają śliskie skó- rzane podeszwy, a ja nie jestem na tyle silna, żeby cię złapać, kiedy będziesz spadał. Więc muszę zrobić to sama. Zanim zdążył zaprotestować, wspięła się na drabinę. Kiedy dotarła do szóstego czy siódmego szczebla i wyciągnęła ręce w stronę obwieszonej owocami gałęzi, straciła na- gle równowagę i z cichym okrzykiem przerażenia chwyciła oburącz za pień drzewa. - Czy nic ci się nie stało? - spytał z niepokojem, słysząc jej nierówny oddech. - Jak się czujesz? - Wszystko w porządku - wykrztusiła. - Przeceniłam swoje możliwości. Zapo- mniałam, że miewam zawroty głowy. Zaraz mi przejdzie. R L T - Spróbuj powoli zejść. Chwycę cię z obu stron w pasie, żebyś się nie zachwiała i nie spadła. Czy jesteś gotowa? Kiwnęła głową, a potem ruszyła w dół. Gdy znalazła się na odpowiedniej wysoko- ści, zacisnął obie dłonie na jej biodrach. - Powoli... krok za krokiem... zaraz będziesz na ziemi. Kiedy stanęła obok niego, odwróciła się i oparła obie dłonie o jego klatkę piersio- wą, z trudem chwytając oddech. A on poczuł nagle, że jej bliskość bardzo mu odpowia- da. Co więcej, ma ochotę mocno ją objąć i przycisnąć do siebie z całej siły. To jakieś szaleństwo, pomyślał. Przecież za chwilę stąd wyjadę. Może po lunchu. Nie zamierzam zawierać żadnych trwałych znajomości. Cofnął się p krok i spojrzał jej w oczy. - Czy czujesz się lepiej? - O wiele lepiej. Dziękuję za pomoc. - Nie ma za co. Teraz ja zaproponuję ci pewien układ. Ty przygotujesz lunch, a ja zbiorę pełny koszyk wiśni. I obiecuję, że zdejmę te śliskie buty. Co ty na to? - Umowa stoi - odparła, kiwając energicznie głową. - I tak miałam zamiar zrobić coś do jedzenia. Jednak najpierw chcę zobaczyć ten pełny koszyk. Pomachała mu ręką na pożegnanie i ruszyła w kierunku domu. Spojrzał w brązowe oczy stojącego obok psa i pokiwał głową. - Nie ma rady, stary. Trzeba brać się do roboty. W godzinę pózniej Ella usłyszała szczekanie Milou i wyjrzała przez kuchenne okno. Seb chodził w tę i z powrotem po kamiennej podłodze altany, machając ręką i rozmawiając z kimś przez telefon komórkowy. Wytarła dłonie w zatknięty za fartuch ręcznik i wyszła na dwór. - Czyżby jakiś problem? W jego włosach tkwiły małe gałązki i suche liście, a koszula była zmięta i popla- miona sokiem z wiśni. Na jednym przedramieniu dostrzegła ślady zadrapań. R L T - Osy - mruknął z niechęcią. - Miały mi wyraznie za złe, że kradnę im pożywienie. A mój przyjaciel Matt odkrył jakiś prawniczy szczegół, więc będzie musiał zostać w Pa- ryżu aż do niedzielnego wieczora. Wygląda na to, że jestem zdany na własne siły. - Biedaku! - zawołała ze śmiechem. - Pokaż mi swoje obrażenia. - Bardzo ci dziękuję, ale potrafię sam wyjąć żądło osy. - Chciałam tylko zaproponować maść, ale jeśli wolisz cierpieć w milczeniu, masz do tego prawo. Wybieraj. - No dobrze, daj mi trochę tego smarowidła - poprosił z uśmiechem. Ella podniosła koszyk z wiśniami i wskazała ruchem głowy kuchenne drzwi. - Chodz za mną. Pierwszą rzeczą, jaka rzuciła mu się w oczy po wejściu do kuchni, był duży, drew- niany stół, na którym stały dwie ogromne tarty owocowe. - Ho, ho! Widzę, że mówiłaś poważnie. Czy to próba generalna przed przyjęciem Nicole? - Po części tak, ale dziś po południu klasa Dana urządza spotkanie z okazji zakoń- czenia roku szkolnego, a ja obiecałam, że coś przyniosę - odparła, nakładając na jeden z talerzy dwa spore kawałki ciasta. - Siadaj i jedz, dopóki są ciepłe, a potem powiedz, co o
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkskarol.keep.pl
|