image Strona poczÂątkowa       image Ecma 262       image balladyna_2       image chili600       image Zenczak 2       image Hobbit       

Podstrony

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Boję się, że...  zaczęła.
 Nic się nie bój  przerwałam jej twardo, wsiadłam do samochodu i ruszyłam w stronę
miasta.
Zatrzymałam się na zapleczu Galerii, parkując koło drzwi do magazynu. Przecisnęłam się
między ścianą a samochodem i stanęłam na chwilę pod drzwiami, szukając w torebce kluczy.
W końcu otworzyłam magazyn, gotowa włączyć sygnał alarmowy po pierwszym dzwięku, ale
nie usłyszałam znajomego  Biip . Zaskoczona zapaliłam światło i spostrzegłam, że alarm był
wyłączony. Czyżby Davies zapomniał go przekręcić? Przypomniałam sobie, że powiedziałam
mu, iż przywiozę do galerii obrazy Felice, więc może Davies czekał już na mnie?
Wyjęłam obrazy z bagażnika, zamknęłam samochód, a potem drzwi do magazynu i
przeszłam do biura. Szklane drzwi prowadzące do sali wystawowej były otwarte. Zwiatło nie
było zapalone, ale przez wysokie okna wpadało trochę słabych, wieczornych promieni
zachodzącego słońca. Wokół panowała nieprzyjemna cisza.
Nagle usłyszałam ciche kroki, podeszłam więc do drzwi i ujrzałam jakąś postać na
samym końcu sali.
 Davies!  krzyknęłam.  Co ty tam robisz? Niezle mnie przestraszyłeś.
Davies nie odpowiedział, zrobił tylko parę kroków w moim kierunku, nagle oświetlony
ostatnim promieniem słońca. To co ujrzałam, zaparło mi z przerażenia dech w piersiach.
Postać nie miała twarzy, tylko maskę zrobioną z naciągniętej na głowę pończochy, a w jej
ręku dostrzegłam nóż, którego ostrze zabłysło złowrogo.
ROZDZIAA XII
Zamarłam. Serce waliło mi jak młot, a dłonie zacisnęły się w pięści. Ujrzałam drugą
postać, a za chwilę ukazała się jeszcze jedna.
Człowiek z nożem wepchnął mnie z powrotem do biura. Próbowałam się poruszyć, ale
nogi ugięły się pode mną i upadłabym na podłogę, gdyby nie przytrzymała mnie czyjaś ręka,
która w następnej chwili rzuciła mnie na krzesło.
Nie mogłam uwierzyć, że przytrafiło mi się coś takiego i poczułam histeryczne
pragnienie, aby krzyczeć z całych sil Podszedł do mnie trzeci z mężczyzn. Był grubszy, niż
pozostali. Moj wzrok przesunął się po czarnym golfie, w który był ubrany, a następnie
powędrował ku twarzy i wtedy mężczyzna zrzucił maskę i oto wpatrywałam się w twarde,
ciemne oczy Johna Rittera.
 To pan !  wydusiłam z siebie.
 A któżby inny ? Czy myślisz, że puściłbym ci płazem kradzież moich obrazów ?
 Nie rozumiem. Przecież zwróciliśmy panu obrazy...
 Ale nie oryginały. Chcę właśnie je  natychmiast. Przesunął się i pochylił nade mną, a
ja wbiłam plecy w oparcie krzesła. Jego oddech zalatywał zapachem whisky,  Gdzie one są ?
 Nie ma ich tutaj  wymamrotałam.
 Kłamstwo nic dobrego ci nie przyniesie. Przeszukajcie wszystko  krzyknął do swoich
dwóch kompanów i podszedł do drzwi, skąd mógł obserwować zarówno ich, jak i mnie.
Co zrobią, gdy nie znajdą obrazów ?  myślałam gorączkowo. Miałam wrażenie, że
przeszukiwanie galerii trwa wieczność, przez cały czas nie spuszczałam wzroku z Rittera. W
końcu mężczyzni wrócili i Ritter stanął nade mną z nożem w ręku.
 Gdzie je schowaliście ?  zapytał miękko, ale wyczułam w jego głosie nutę grozby.
Zebrałam w sobie resztki odwagi i odpowiedziałam.
 Są tam, gdzie ich miejsce.
W innych okolicznościach jego pełne niedowierzania spojrzenie na pewno przyprawiłoby
mnie o śmiech.
 Nie, panie Ritter. Nie policja. Zostały zwrócone do Galerii Thurleyów anonimowo.
 Domyślam się, że Reed nie byłby tak głupi, żeby wkroczyć do ich galerii z obrazami
pod pachą. Proszę bardzo, szanowny panie. Znalazłem je pod krzakiem agrestu.
 Oczywiście, że nie  powiedziałam zgryzliwie.
 W takim razie jak ?
 Powiedzmy, że zostały szczęśliwie zwrócone przez frontowe drzwi.
 Kłamiesz!
 Nie. Walczę tylko ze złodziejami twojego pokroju ! Ritter zbliżył się do mnie z nożem
wymierzonym tuż nad moim sercem.
 Jeszcze jeden taki żart, panno Lindsay Strong, a twoja buzka nie będzie już taka piękna.
Nasze spojrzenia spotkały się, ale wytrzymałam jego wzrok. Po sekundzie zrobił krok do
tyłu.
 Do ciebie nic nie mam  wymamrotał,  tylko do Reedów. Jen na mnie wykiwała.
 Ona nie miała z tym nic wspólnego,  Na pewno miała. Byliśmy wspólnikami.
 To bardzo prawdopodobne. Jenna nigdy nie naraziłaby na szwank dobrego imienia jej
brata i galerii. Wykorzystałeś ją w bezwzględny sposób. Ale przynajmniej miała tyle rozumu,
aby odtrącić twoją ofertę małżeńską  dodałam z niemałą satysfakcją.
Jego twarz zaczerwieniła się z gniewu.
 Niezupełnie. Widzisz, to ja trzymałem w ręku asa. Prędzej czy pózniej musiałaby za [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kskarol.keep.pl