Podstrony
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czosnek będzie dla niego stanowił przeszkodę. Nie mógł tego zrozumieć. Jeśli rzeczywiście był zarażony, jak mógł sobie biegać w świetle dziennym? Albo bakterii, które go zaatakowały, było tak mało, że nie można jeszcze mówić o zarażeniu. Ale z kolei jeśli to prawda, jak przetrwał nocne ataki z ich strony? O mój Boże - pomyślał pózniej - a jeśli przyjdzie po jedzenie po zmroku, dopadną go. Co będzie, jeśli następnego ranka na trawniku znajdzie ciało psa i będzie miał świa- domość, że sam jest odpowiedzialny za jego śmierć. Nie zniósłbym tego - pomyślał z żalem - rozerwałoby mnie w środku, przysięgam. Dręczyły go myśli, które kręciły się wokół zagadki jego przetrwania. Było teraz kilka możliwości badań, ale jego życie nadal pozostawało bezsensownym utrapieniem, pozbawio- nym jakiejkolwiek pociechy. Wszystko, co teraz w życiu miał lub co mógł mieć (nie licząc naturalnie drugiej istoty ludzkiej), było beznadziejne i nie przynosiło mu żadnej nadziei na poprawę jego losu, nawet na jakąkolwiek zmianę. Wszystko ułożyło się tak, że nie mógł od życia oczekiwać niczego więcej ponad to, co już miał. Ile jeszcze lat mu pozostało? Trzydzie- ści, może czterdzieści, jeśli wcześniej nie zapije się na śmierć. Na myśl o trzydziestu latach życia, które były przed nim, przeszły go ciarki. Jednak nie odebrał sobie życia. To prawda, że nie darzył swego ciała należytym szacunkiem. Nie odżywiał się właściwie, nie pił w sposób właściwy, nie spał właściwie, niczego nie robił tak, jak należy. Przecież jego zdrowie nie będzie trwać w nieskończoność. I tak już oszustwem były procenty, które w siebie wlewał. Ale tego, że nie troszczył się o swoje ciało, nie można było nazwać samobójstwem. Nigdy tego nie próbował, nie wiedząc właściwie, dlaczego. Wydawało się, że również na to pytanie nie ma odpowiedzi. Nie był do niczego przywiązany, nic go nie zmuszało do życia. Ale żył w osiem miesięcy po śmierci ostatniej ofiary epidemii, dziewięć miesięcy od czasu, kiedy ostatni raz rozmawiał z drugim człowiekiem, dziesięć miesięcy od śmierci Virginii. %7łył. Nie było przed nim żadnej przyszłości, a terazniejszość była beznadziejna. Mimo to z trudem posuwał się naprzód. Instynkt? A może po prostu głupota? Zbyt pozbawiony wyobrazni, aby ze sobą skończyć? Czemu nie zrobił tego zaraz na początku, kiedy był na samym dnie? Co skłoniło go do zabezpieczenia domu, zainstalowania zamrażarki, prądnicy, kuchenki elektrycznej, zbiornika z wodą, do zbudowania szklarni, warsztatu, do spalenia domów w bezpośrednim są- siedztwie, do zgromadzenia płyt i całej góry zapasów żywności, nawet - sama myśl o tym była absurdalna - przyklejenia na ścianę fantazyjnej fototapety? Czy zatem za określeniem siła życia kryło się coś rzeczywistego, jakaś faktyczna moc, która rządzi umysłem? Czy natura w jakiś sposób podtrzymywała w nim iskrę życia, chroniąc ją przed nim samym? Zamknął oczy. Po co myśleć, po co odwoływać się zaraz do rozumu? Brak odpowiedzi. To, że przetrwał, było przypadkiem, wynikiem jakiejś ociężałości. Był zbyt otępiały, żeby ze sobą skończyć i o to tu tylko chodziło. Potem przykleił do ściany oderwany kawałek tapety. Zlady nie wyglądały nawet tak zle, pod warunkiem, że nie patrzyło się z bliska. Usiłował jeszcze powrócić do problemu bakterii, ale uświadomił sobie, że nie potrafi skoncentrować się na niczym i myślami bez przerwy powraca do psa. Bardzo zdziwił się, kiedy usłyszał, jak wypowiada nieporadnie modlitwę o to, by nic mu się nie stało. W tym momencie odczuł palącą potrzebę wiary w Boga, który troszczyłby się o swoje stworzenia. Ale gdy się modlił, przeszyła go świadomość, że w każdej chwili sam może zacząć przedrzezniać swoją modlitwę. Jakoś jednak udało mu się zignorować swoje obrazoburcze ja i powrócił do swojej modlitwy. Chciał odnalezć psa, potrzebował go. Rozdział 13 Kiedy rano wyszedł na zewnątrz domu, mleka i hamburgera już nie było. Natychmiast popatrzył na trawnik. Były tam dwa zwinięte ciała kobiet, ale nie było widać psa. Odetchnął z ulgą. Dzięki Bogu za to - pomyślał. Potem uśmiechnął się do siebie. - Gdybym był
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkskarol.keep.pl
|