Podstrony
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Był tutaj. Musi ponieść konsekwencje. Wiem. Oczekuję, że w ramach zadośćuczynienia będzie całe lato strzygł mój trawnik, w domu i tutaj. Powtórzę mu. Dixie słuchała z niedowierzaniem. Chciała się wtrącić i spytać, ile lat zajmie Robbiemu odpracowanie szkód. Może Marka nie stać na wymianę szyb, lecz obarczać nastolatka takim długiem byłoby absurdem. Czy on nie ma serca? Najwyrazniej nie ma. A jeśli nie ma litości dla trzynas- tolatka, to tym bardziej nie będzie miał dla trzydziestolat- ka, uznała. W milczeniu przyglądała się, jak Mark pociesza matkę chłopca, która w końcu się odprężyła, a nawet zdobyła się na słaby uśmiech. Dziękuję ci za wszystko, Mark rzekła. Mam nadzieję, że spędzenie lata z kosiarką nauczy Robbiego odpowiedzialności. Uwaga Julii Whittaker zaskoczyła Dixie. Gdy za- stanowiła się głębiej nad sensem jej słów, zrozumiała, że Mark wcale nie był bezlitosny ani bezwzględny. Mógł ulitować się nad Robbiem, bo chłopiec ciężko przeżywał 112 JESSICA MATTHEWS stratę ojca, lecz nie uczynił tego. Okazał mu współczucie w ów surowy sposób po to, żeby wyrósł na godnego zaufania, odpowiedzialnego mężczyznę. Zrozumiała, że Mark jest wyjątkowym człowiekiem. Zrozumiała także, że jest bliska zakochania się w nim. Bardzo bliska. Nabrała pewności, że potraktuje jej ciotecznego brata sprawiedliwie. Teraz żałowała, że pod wpływem impulsu zleciła bankowi przelanie na jego konto sumy, jaką przywłaszczył sobie Ned. Postanowiła powiedzieć o tym Markowi. Miała nadzieję, że przyjmie jej przeprosiny, bo za nic na świecie nie chciałaby go urazić. ROZDZIAA DZIEWITY W piątek rano Dixie patrzyła zza pleców Jane na ekran monitora w recepcji. Możliwe, że nie ma danych Larissy Grayson? spy- tała zdziwiona. Możliwe. Po prostu wczoraj była tu pierwszy raz. A mnie powiedziała, że przychodziła już przedtem. Gdyby weszła w te drzwi, miałabym ją wpisaną do komputera upierała się Jane. Chyba że doktor Bentley przyjmował ją po godzinach, albo jako swoją zupełnie prywatną pacjentkę. Co by oznaczało, że była więcej niż zwyczajną pac- jentką stwierdziła Dixie, podniecona myślą, że naresz- cie jest na właściwym tropie. Kto tu jest więcej niż zwyczajnym pacjentem? za- ciekawił się Mark, wchodząc. Rozmawiamy o Larissie Grayson wyjaśniła Jane. Nie wydaje się wam, że dodajecie dwa do dwóch i wychodzi wam pięć? Niewykluczone przyznała Dixie ale dowiemy się tego na pewno dopiero po rozmowie z nią. Wskazała ekran i spytała: Jaki adres podała wczoraj? Zaczekaj... Komputer jakoś dziś wolno działa... Jane wystukała coś na klawiaturze, potem oznajmiła: Mam tylko numer skrytki pocztowej. 114 JESSICA MATTHEWS Numer skrytki pocztowej? Dixie nie kryła roz- czarowania. Jakiś numer telefonu? %7ładnego. Miejsce pracy? Bank. Dixie opadła na najbliższe krzesło. No nie! Znowu zabrnęliśmy w ślepą uliczkę. Ned starannie pozacierał ślady. Wgłosie Marka nie było zdziwienia. Jak już mówiłem... Wiem. Odnajdzie się, kiedy sam zechce. Dixie wyprostowała ramiona, zmusiła się do uśmiechu, wstała i óswiadczyła: Trudno. Dzięki, Jane. Nie ma za co. Zmartwiła się, prawda? stwierdziła Miranda, gdy Dixie oddaliła się korytarzem. Mark kiwnął potakująco głową. Wiecie co, przy wszystkich swoich wadach, Ned był fajnym facetem wtrąciła Jane. Pacjenci go lubili. I niektóre pielęgniarki też z sarkazmem dodała Miranda. %7łal mi Dixie, ale co możemy zrobić? Może zaangażować prywatnego detektywa? za- proponowała Jane. Za co? spytał retorycznie Mark. Nie zapominaj, że musimy wymienić szyby. Miranda, która dotąd stała oparta o biurko Jane, wy- prostowała się i rzekła: Nie lubię mówić o pieniądzach zaczęła ale z chęcią wyłożę trochę forsy, żeby Jane nie musiała patrzeć na okna oblepione taśmą. Kto tam ma czas gapić się w okna? obruszyła się WALENTYNKOWE ZARCZYNY 115 recepcjonistka. Ale na mnie też możesz liczyć dorzu- ciła. Mark uśmiechnął się. Obojętnie jak bardzo psioczył na swój personel, i Jane, i Miranda były nieocenione. Dziękuję wam, ale jeszcze nie popadliśmy w aż taką nędzę. Nie zapominajcie, że wzięliśmy pożyczkę z banku. To prawda, ale wystąpiłeś o zaledwie drobną część sumy, jaką zwinął Ned, co oznacza, że cienko przędzie- my. Jeśli coś jeszcze się wydarzy... To dopiero wtedy będziemy się martwić uciął Mark. A teraz do roboty. Idąc do swego gabinetu, przystanął pod drzwiami Dixie. Wiedział, że potrzebuje otuchy i wiedział też, co poprawi jej humor. Już miał wejść do środka, gdy usły- szał, że rozmawia przez telefon. Nie, ciociu mówiła nie udało mi się go od- nalezć... Tak, próbowałam... Tak, może być wszędzie... Tak, wiem, że jest moim ciotecznym bratem... Wiem, że się zamartwiasz... Dobrze, za kilka dni zadzwonię. Na pewno. Do widzenia. Powoli otworzył drzwi. Niechcący słyszałem twoją rozmowę z ciotką zaczął. Niestety, nie zdążyłam powiedzieć jej o pienią- dzach. Powiesz jej następnym razem. Albo zadzwoń teraz. Obwinia mnie, że za słabo staram się go odnalezć. Nie mam ochoty drugi raz wysłuchiwać tego samego. Jesteś lekarzem, nie specjalistą od poszukiwania osób zaginionych. Wiem, ale czuję się, jak gdybym ją zawiodła. 116 JESSICA MATTHEWS Robisz, co możesz, prawda? Tak mi się wydaje, ale ona... Nie przejmuj się nią. Wyluzuj się. Mam nawet po- mysł, jak ci w tym pomóc. Taak? Wypuścimy się dziś wieczorem do miasta. Zjemy gdzieś kolację, potem pójdziemy do kina albo do kręgie- lni, oczywiście jeśli czujesz się na siłach. Nie zapominaj, że masz dyżur pod telefonem. Zawsze jestem pod telefonem odparł. Gdybym się tym przejmował, nie mógłbym się ruszyć z domu. Dixie wahała się jeszcze. Nie wiem... Nie jestem w nastroju. Powinnam po- chodzić po sąsiadach, popytać... Najlepszym sposobem na znalezienie tajemniczej panny Grayson jest właśnie przejście się po mieście. Hope nie jest duże. Możemy natknąć się na nią wszędzie, w sklepie, w restauracji albo w kinie. Zgoda. Przyjadę po ciebie o wpół do siódmej. Poprawił się stan dziecka państwa Jamison? spytał Mark, gdy wychodzili z restauracji specjalizującej się w daniach z owoców morza. Chyba wszyscy mieszkańcy Hope odczuwali dziś wie- czorem potrzebę wyjścia z domu, bo lokale były zapeł- nione i blisko godzinę musieli czekać przy barze, aż zwol- ni się stolik. Och, znacznie. Jeśli w takim tempie będzie zdro- wiał, pewnie już w poniedziałek wypiszę go do domu. Co z poziomem kotyniny? WALENTYNKOWE ZARCZYNY 117 Wyników jeszcze nie ma, ale przed poniedziałkiem na pewno będą. Jeśli nie, mam opracowany plan awa- ryjny. Ojciec Joeya jest trudno uchwytny ostrzegł Mark. A to z nim musisz przeprowadzić poważną rozmowę. Wiem i dlatego łatwiej by mi było, gdyby Joey był nadal w szpitalu. Ale coś wymyślę. Tymczasem doszli do samochodu. Mark z galanterią otworzył drzwi i Dixie wśliznęła się na fotel dla pasażera. Jaki następny punkt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkskarol.keep.pl
|