image Strona poczÂątkowa       image Ecma 262       image balladyna_2       image chili600       image Zenczak 2       image Hobbit       

Podstrony

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jakiego dołu?
- No wiesz, mamo, teraz przesadziłaś!
- Nie marnuj mi - wysyczała babcia. - Jestem twoją
teściową i nie pozwolę się wyrzucić z samolotu albo zostawić
w lesie na pożarcie kojotom, czy co tam planujesz. Chcę, żeby
moje doczesne szczątki złożono owinięte w elegancką miękką
tkaninę.
- Bądzże rozsądna, Maureen - zaczęła moja mama. -
Mówię tylko...
- Elegancka i miękka! - krzyknęła babcia. Uznałam, że
sprzeczka chwilę potrwa, przeszłam więc do sali wystawowej,
w której rzędami stały lśniące trumny, jakby czekały na
nieboszczyków. Albo może na wampiry? Zadrżałam. Widok
przyprawiał o gęsią skórkę, nawet w biały dzień.
W kącie, przykryta gałązką lilii, stała długa niebieska
skrzynia zdobiona po bokach błyskawicami. Wyraznie
oddzielono ją od pozostałych trumien i jako jedyna w sali
miała zamknięte wieko.
Te błyskawice to od San Diego Chargers? Ktoś musiał być
naprawdę zdeklarowanym fanem, bez dwóch zdań. Na tę myśl
przystanęłam i zadałam sobie pytanie. Gdyby trumna
symbolizowała życie, to w czym pochowano by mnie? W
trumnie podobnej do książki? Czy może dużego czerwonego
redaktorskiego ołówka? Uśmiechnęłam się smętnie. Jeśli się
wezmie pod uwagę ostatnie tygodnie, będzie raczej
przypominać czek z zasiłkiem dla bezrobotnych.
Podeszłam do trumny. Miała zamknięte wieko, więc
byłam prawie w stu procentach pewna, że w środku leży
nieboszczyk. Dotknęłam jednej z błyskawic, zauważając przy
okazji, że uchwyty są chyba ze świńskiej skóry, takiej samej, z
jakiej się robi piłki.
Brr, pomyślałam. Kto by się spodziewał, że taka tandeta
może zmrozić krew w żyłach? ,
I wtedy wieko uniosło się gwałtownie.
Serce zamarło mi w piersi. Rety! Opuściło chyba ze
dwadzieścia uderzeń. Hunter usiadł i wrzasnął:
- Hu!
Zatoczyłam się do tyłu, ściskając się za klatkę piersiową i
resztką tchu informując Huntera, że gdy tylko wróci mi
oddech, spiorę mu tyłek na kwaśne jabłko.
Może bym i sprała, a może zbyłabym to śmiechem. Ale
nie było mi dane sprawdzić, jak daleko mogę się posunąć, bo
cofając się, wpadłam na inną trumnę. W tej samej chwili
nadbiegła reszta, zaniepokojona zamieszaniem.
Usiłowałam przytrzymać chwiejącą się skrzynię, ale palce
ześliznęły mi się z lakierowanej powierzchni. Boże kochany!
Tylko nie to! Sapnęłam, czując umykający spod nich ciężar.
Przedsiębiorca pogrzebowy rzucił się na pomoc, ale było za
pózno. Trumna rąbnęła o podłogę. Znieruchomieliśmy.
Cholera! Cholera! Cholera!
- O Chryste! - Matka westchnęła.
- Rozbiliście, kupujecie! - zauważył inteligentnie Hunter,
wskazując napis głoszący dokładnie to samo.
Pamiętacie, jak powiedziałam, że jeśli zapragniecie uwagi
tłumów, powinniście spróbować sprintu w szpilkach i obcisłej
spódnicy chodnikami Los Angeles w drodze na rozmowę
kwalifikacyjną? Zapomnijcie.
Jeśli naprawdę pragniecie tłumów, polecam jazdę Wilshire
Boulevard w różowym le baron z przyczepioną do dachu
ogromną, na wpół strzaskaną trumną. Będą się na was gapić
wszyscy znajomi królika i ich bracia, nie wspominając o
wujkach, siostrach, kuzynach i innych pociotkach, wraz z
terapeutami i trenerami jogi. Nie macie pojęcia, jak dziwnie w
takiej sytuacji czuje się dziewczyna.
Rozdział 11
Spójrz, jak ma ustawione palce - powiedział Adam,
wskazując obraz. - Widzisz? Bierze C.
Posłusznie wpatrywałam się w szczupłe palce kobiety o
sarnich oczach sportretowanej na obrazie Kobieta grająca na
lutni.
- Masz nadzieję mnie zainspirować? - zapytałam. - Bo
chyba wiesz, że jestem w tym beznadziejna. Z czego wynika,
że powinieneś również wiedzieć, iż gapienie się na obraz
namalowany przez jakiegoś faceta w XVI wieku nie pomoże
mi zapamiętać, który palec naciska którą strunę. Poza tym ona
gra na lutni, nie na gitarze. Widzisz? Tak jest napisane na
tabliczce.
Postanowiliśmy z Adamem zrobić sobie przerwę od
naszych zwykłych zajęć. Dla mnie oznaczało to dzień, w
którym nie musiałam się wbijać w tę cholerną ołówkową
spódnicę i mizdrzyć do osób, które nie miały najmniejszego
zamiaru mnie zatrudniać. Dla Adama był to dzień, w którym
nie obija się po domu, brzdąkając na gitarze i próbując się
zdecydować, iść, czy nie iść na prawo. Wybraliśmy się do
Getty Museum. Przechadzaliśmy się po cichych białych salach
i wpatrywaliśmy w obrazy bogów i demonów, sielskie
krajobrazy i krwawe bitwy. Adam pochylił się, żeby
przeczytać tabliczkę.
- Napisane jest również, że obraz ten przypisywano
Leonardowi da Vinci. Czy to nie okropne, być przekonanym,
że kupiło się obraz da Vinci, po czym dowiedzieć się, że to
dzieło jakiegoś Bartolomea Veneta?
Kiwnęłam głową.
- To znacznie gorsze niż zakup książki napisanej ponoć
przez kilkunastoletniego syna tirówki i odkrycie, że autorką
jest kobieta w średnim wieku.
Adam popatrzał na mnie, nic nie rozumiejąc.
- Kuku - powiedziałam. - Nie słyszałeś o T.J. Sandersie?
To właśnie on miał niby napisać te książki, ale tak naprawdę
nie istniał. Przespałeś to, czy jak? Trąbili o tym w programie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kskarol.keep.pl