image Strona poczÂątkowa       image Ecma 262       image balladyna_2       image chili600       image Zenczak 2       image Hobbit       

Podstrony

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

płaskorzezbą opartą na motywach greckich i przedstawiającą dwóch efebów. Jeden z nich grał
na fujarce, drugi na syryndze. Lista lokatorów, ze wskazaniem piętra i numeru mieszkania,
wisiała obok loży konsjerżki. Drewniane, nawoskowane schody trzeszczały przy każdym
kroku. Na pierwszym piętrze klatkę schodową zdobiło szerokie lustro w złoconych ramach i
obraz olejny z życia włościan utrzymany w rudawobrązowym tonie. Nieco zdyszany dotarłem
na trzecie piętro, a tam, dopiero po dłuższym, energicznym pukaniu do drzwi, wdowa po
profesorze zdecydowała się mi otworzyć. Najpierw zgrzytnęły kolejno trzy zamki, potem
uchyliły się o kilka centymetrów drzwi powstrzymywane przez łańcuch.
 Dobry wieczór pani, jestem inspektor Cadin, telefonowałem dziś...
Drzwi zamknęły się gwałtownie, szczęknął zdejmowany łańcuch i wreszcie, po długich i
ciężkich wysiłkach, udało mi się przedostać do mieszkania.
Pani Muriel Thiraud nie mogła sobie liczyć więcej niż czterdzieści pięć lat, ale obrany
dobrowolnie pustelniczy tryb życia zamienił ją w staruszkę. Szła przede mną korytarzem
przygarbiona, z nogami zgiętymi w kolanach, nie odrywając stóp od posadzki. Wyglądało to,
jakby ślizgała się w milczeniu.
Wydawało się, że najmniejszy bodaj ruch wymaga od niej nadludzkiego wysiłku. Opadła
z głębokim westchnieniem na fotel w szydełkowanym pokrowcu i utkwiła we mnie spojrzenie
pozbawione wszelkiego wyrazu.
W pokoju panował półmrok, światło słoneczne z trudem sączyło się przez szczeliny w
opuszczonych żaluzjach. Pani domu zaledwie uchyliła jedno okno, żeby umożliwić dostęp
powietrza. Odsunąłem krzesło i usiadłem przy stole.
 Jak już powiedziałem pani dziś rano, prowadzę śledztwo w sprawie śmierci pani syna
Bernarda. Nie znalezliśmy żadnych istotnych poszlak, które byłyby nam pomocne w
poszukiwaniach. O ile mi wiadomo, syn pani nie miał wrogów, jego życie osobiste toczyło się
bez konfliktów... Jednakże jest pewien epizod, który pragnąłbym zbadać dokładniej, pewien
dzień, którego syn pani nie mógł być świadkiem. Dzień śmierci jego ojca...
Czekałem jak na to zareaguje, ale przypomnienie o śmierci męża nie wpłynęło na
zachowanie mojej rozmówczyni.
 ...Dowiedziałem się przypadkiem, że mąż pani zginął w dramatycznych
okolicznościach. Nie mam nic na poparcie swoich przypuszczeń, ale nieraz przychodzi mi do
głowy, że pani syn został zamordowany z tych samych powodów, co jego ojciec. Jak pani
uważa?
Miałem wrażenie, że przemawiam do ściany, do żywej mumii. Pani Thiraud nadal
patrzyła na mnie, ale jej spojrzenie jakby przeniknęło moją powłokę cielesną i biegło gdzieś
w dal. Mimo to, kontynuowałem.
 ...Dowiedziałem się również, że w 1961 roku nie przeprowadzono żadnego
dochodzenia, i że mąż pani figuruje na oficjalnej liście ofiar zamieszek algierskich w Paryżu.
Czyżby zabili go demonstranci? Zmiem wątpić. Jeszcze nie jest za pózno, żeby dojść prawdy.
Tym właśnie zamierzam się zająć.
Muriel Thiraud zareagowała wreszcie na moje słowa. Wstała i oparła się o blat kredensu.
 Panie inspektorze, to wszystko należy do przeszłości. Powracanie do tamtych spraw,
drobiazgowe ustalanie kto i za co ponosi winę, doprawdy nic nie da...
Przedzielała wyrazy długimi pauzami, każde zaś zdanie kończyła głębokim wydechem.
 ...Mój mąż nie żyje, syn również. Pan ich nie wskrzesi. Pogodziłam się ze swoim losem.
Mam nadzieję, że połączę się z nimi niebawem.
 Pani coś przede mną ukrywa. Roger Thiraud brał udział w demonstracji i został
śmiertelnie trafiony. Czy tak? Wiedziała pani, że wspierał czynnie F.L.N.?
 Myli się pan. Mój mąż nie gustował w polityce. Pochłaniała go całkowicie historia,
poświęcał jej każdą wolną chwilę. W liceum i w domu. Wtedy, jak zwykle, wracał po
ostatnim wykładzie...
Zaczęła dreptać jak staruszka po pokoju, omijając starannie okno, które wychodziło na
ulicę. Zaciekawiony zrobiłem krok w tamtą stronę.
Pani Thiraud wpadła w prawdziwą panikę, przywarła dysząc ciężko do przeciwległej
ściany. Podłogę pod oknem pokrywała gruba warstwa kurzu, od lat nikt nie wkraczał na ten
pas ziemi niczyjej. Gwałtownym ruchem odsłoniłem firanki. Rygiel okienny zdążył już
zardzewieć, w końcu jednak się z nim uporałem. Następnie odsunąłem zasuwkę, która
blokowała opuszczone żaluzje. Dzień wdarł się do mieszkania, promień słońca błysnął na
ścianie, przy której stała pani Thiraud. Wychyliłem się przez okno. Na dole, o dziesięć
metrów pode mną gromadka ludzi tłoczyła się przed budką ślusarza. Z wysokości drugiego
piętra widziałem tylko jej falisty plastykowy daszek. Kilku chłopców wchodziło po
schodkach na ulicę Notre-Dame de Bonne-Nouvelle.
Pani Thiraud w paroksyzmie histerycznego lęku uciekła do kuchni. Szlochała
rozdzierająco, drżąc na całym ciele. Objąłem ją ramieniem.
 Nie zrobię pani nic złego. Proszę się nie bać. Chodzmy...
Wziąłem ją za ręce i powoli, krok za krokiem, poprowadziłem w stronę miejsca, które
budziło w niej taką grozę. Przez cały czas przemawiałem do niej łagodnie, podtrzymując ją na
duchu. Im bardziej zbliżaliśmy się do okna, tym większe ogarniało ją przerażenie. Jęczała,
krzyczała, ale szła za mną nie stawiając oporu. Udało mi się skłonić ją, żeby stanęła przy
mnie i położyła ręce na parapecie.
 Proszę otworzyć oczy, błagam panią! Od tamtego dnia minęły dwadzieścia dwa lata.
Proszę śmiało spojrzeć w dół!
Muriel Thiraud jakby się trochę uspokoiła, przestała płakać i zawodzić. Uniosła nieco
powieki, ale natychmiast zacisnęła je ponownie. Po chwili jej rzęsy znów drgnęły.
Zdecydowała się, otworzyła szeroko oczy i wyjrzała na ulicę.
 Pani tu stała, prawda? Pani tu stała i czekała na męża wtedy, kiedy go zabito? Niech mi
pani powie... Nikt nie żądał od pani złożenia zeznań?
Oddaliła się powoli od okna i usiadła na powrót w fotelu. Po doznanym wstrząsie
zmieniła się nie do poznania. Sprawiała teraz wrażenie kobiety silniejszej duchowo i
młodszej. Kobiety, która odzyskała swój prawdziwy wiek. Zwróciła twarz ku mnie.
 Tak, to prawda. Stałam w oknie oparta o parapet. Roger kończył swój ostatni wykład o
piątej, powinien był wrócić przynajmniej dwie godziny wcześniej. Mój stan nerwowy
pozostawiał wówczas wiele do życzenia. Spodziewałam się dziecka, ciąża przebiegała z
licznymi komplikacjami. Musiałam siedzieć w domu i jak najmniej się ruszać, żeby uniknąć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kskarol.keep.pl