Podstrony
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
taką samą liczbę z podbitej przez siebie Galii - byli to ludzie imiennie wzywani ze wszystkich szczepów i najszlachetniejsi, na koniec najlepsi z Akwitanów i górali sąsiadujących z prowincją Galią. Doszły go słuchy, że Pompejusz przez Mauretanię zdąża do Hiszpanii i że wkrótce tam będzie. Natychmiast zaciągnął pożyczki u trybunów wojskowych i centurionów i te pieniądze rozdzielił między żołnierzy. Miał w tym cel dwojaki: związać ze sobą centurionów niejako zastawem, a żołnierzy pozyskać szczodrobliwością. Fabiusz kusił okoliczne gminy przez listy i posłów. Na rzece Sikoris zbudował dwa mosty oddalone od siebie o cztery tysiące kroków. Przez te mosty sprowadzał paszę, gdyż z tej strony rzeki wszystko zostało już zjedzone w ciągu dni ubiegłych. W tym samym prawie miejscu robili to samo dowódcy wojsk Pompeju-szowych, stąd wynikały częste utarczki między konnymi oddziałami. Raz wyszły tam dwa legiony Fabiusza, aby dać osłonę furażerom zajętym swoją codzienną robotą: przeprawiły się już przez bliższy most, a tabory wraz z całą konnicą postępowały za nimi, gdy nagle gwałtowna wichura i powódz zerwała most, odcinając znaczną część konnicy. Petrejusz i Afraniusz poznali, co się stało, po drzewie, kamieniach, faszynie, które rzeka niosła, i w lot Afraniusz przerzucił cztery legiony i całą konnicę przez swój most, blisko miasta i obozu, aby zastąpić drogę dwom legionom Fabiusza. Na wieść o tym Lucjusz Plankus, który tymi legionami dowodził, zmuszony koniecznością, zajmuje miejsce nieco wzniesione i ustawia się w dwustronnym szyku na dwa fronty, aby nie być osaczonym przez konnicę. Tak, przyjmując bitwę z nierównymi siłami, wytrzymuje gwałtowne ataki legionów i konnicy. Wtem obie strony widzą z daleka znaki dwóch legionów, które Fabiusz posłał przez drugi most na pomoc naszym, licząc, że stanie się to, co się właśnie przydarzyło, mianowicie, że przeciwnicy skorzystają ze sposobności i dobrodziejstwa losu, aby się rzucić na naszych. Ze zjawieniem się tych legionów, bitwa ustaje i obie strony odprowadzają wojska do obozów. 40 W dwa dni pózniej przybył Cezar z dziewięciuset jezdzcami, których wziął sobie jako straż przyboczną. Most zerwany przez burzę i jeszcze niezupełnie naprawiony kazał w ciągu nocy wykończyć. Zbadawszy naturalne położenie okolicy, zostawia sześć kohort dla obrony mostu i obozu razem z całym taborem i nazajutrz wszystkie wojska w potrójnym szyku prowadzi na Ilerdę: tam zatrzymuje się pod samym obozem Afraniusza i stojąc jakiś czas pod bronią, daje przeciwnikowi pole na równinie. Na to Afraniusz wyprowadza swoje wojsko i staje na środku wzgórza pod swoim obozem. Cezar poznał, że od Afraniusza zależy, czy dojdzie do bitwy, wobec czego rozkłada się obozem o jakieś czterysta kroków od stóp góry. Przed obozem, od strony wroga, kazał wykopać fosę na piętnaście stóp głęboką, ale nie dał sypać wałów, bo to1 z daleka byłoby widoczne i nieprzyjaciele mogliby wpaść nagle na pracujących żołnierzy i odpędzić ich od robót. Lecz pierwszy i drugi szyk, jak stał od początku, tak pozostał pod bronią, a w tyle za nimi trzeci szyk pracował po kryjomu. W ten sposób wszystko ukończono, zanim Afraniusz spostrzegł, że się obwarowuje obóz. Pod wieczór Cezar wyprowadza legiony za fosę i tam w zbrojnym pogotowiu przez najbliższą noc odpoczywa. Nazajutrz trzyma wojsko za fosą, a ponieważ materiału trzeba było szukać daleko, zachowuje na razie ten sam porządek robót; poszczególne boki obozu wyznacza poszczególnym legionom i każe kopać dalsze fosy tej samej wielkości; pozostałe legiony w lekkim uzbrojeniu ustawia naprzeciw nieprzyjaciela. Afraniusz i Petrejusz, aby nas zastraszyć i przerwać roboty, podprowadzają swoje wojska do podnóża góry, zaczepiają i nękają naszych ludzi. Lecz Cezar nie przerywa roboty, ufny w osłonę trzech legionów i obronność fosy. Ci zaś, niedługo zabawiwszy i niedaleko wysunąwszy się od podnóża góry, odprowadzają z powrotem wojska do obozu. Na trzeci dzień Cezar otacza się wałem i każe sprowadzić tabory i resztę kohort, które zostawił w dawnym obozie. Między miastem Ilerdą a najbliższym wzgórkiem, gdzie Petrejusz i Afraniusz rozbili obozy, była równina szeroka na jakieś trzysta kroków, a pośrodku tej przestrzeni niewielki pagórek; Cezar był pewny, że gdyby go zajął i obwarował, odciąłby przeciwników od miasta i wszystkich zapasów, które oni zwiezli do Ilerdy. W tej nadziei wyprowadza z obozu trzy legiony i uszykowawszy je w dogodnym miejscu, każe przedchorągiewnym jednego z legionów 41 zająć biegiem ów pagórek. Ledwo to spostrzeżono, zostają tam w lot wysłane krótszą drogą kohorty Afraniusza, mające posterunki przed obozem. Zawiązuje się bitwa. Ludzie Afraniusza, ponieważ wcześniej dobiegli do pagórka, odparli naszych, a gdy jeszcze nadeszły im posiłki, nasi musieli się cofnąć pod znaki legionów. %7łołnierze nieprzyjacielscy walczyli w ten sposób, że najpierw podbiegali z wielkim impetem, śmiało zajmowali pozycję, lecz nie bardzo pilnowali porządku i bili się nie w zwartych szeregach, ale luzno rozproszeni: pod lada przewagą ustępowali, cofali się bez sromu, przejąwszy od Luzy tanów i innych barbarzyńców ten niejako barbarzyński rodzaj walki. Nieraz się tak dzieje, że żołnierz po długim pobycie w pewnym kraju nasiąka jego zwyczajami. To zmieszało naszych, nie obytych z tym rodzajem walki: zdawało się bowiem, że są osaczeni, gdy poszczególni przeciwnicy zabiegali im z otwartego boku. Sami zaś uważali, że nie godzi się rozluzniać szeregów ani odstępować sztandarów, ani bez ważnej przyczyny porzucać zajętej pozycji. W końcu, gdy zamęt ogarnął przedchorągiewnych, legion, znajdujący się na tym skrzydle, nie dotrzymał placu i cofnął się na pobliski wzgórek. Skoro popłoch wdarł się we wszystkie prawie szyki, co się stało wbrew dobrej sławie i zwyczajowi, Cezar, zagrzawszy żołnierzy, prowadzi na pomoc dziewiąty legion i przeciwnika, ścigającego naszych z tak zuchwałą zaciętością, zatrzymuje, zmusza do odwrotu i cofnięcia się pod osłonę murów Ilerdy. Lecz żołnierze dziewiątego legionu, pragnąc zabliznić doznaną porażkę, uniesieni zapałem, nierozważnie zapędzili się za uciekającymi aż na stok góry, na której stoi Ilerda. Nie zdążyli się wycofać, gdy tamci przeszli do natarcia, korzystając z wysokiej pozycji. Było to miejsce spadziste, z obu stron strome i tak wąskie, że trzy kohorty rozstawione w szyku bojowym całkowicie je wypełniały, nie można więc było ani posiłków podesłać z któregoś boku, ani konnica nie mogła się przydać w potrzebie. Stok zaś od miasta schodził łagodną pochyłością na przestrzeni około czterystu kroków. Tędy mogli się wycofać nasi, których tak daleko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkskarol.keep.pl
|