Podstrony
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Joshua skrzywił się z niesmakiem. Wszyscy uważali ich za podobnych do siebie jak dwa elektrony... ale w gruncie rzeczy odróżnić ich od siebie było bardzo łatwo. Justin był obdarzony niezwykle silnym optymizmem, który mógł się jednak okazać fatalny w skutkach, toteż nie potrafił uwierzyć, że wszechświat może wyrządzić mu jakąś krzywdę. Zdaniem Joshuy była to filozofia całkowicie pozbawiona realizmu - i tym trudniejsza do pojęcia, że Justin naprawdę nie umiał rozpoznać grożących mu niebezpieczeństw. Jak każdy członek rodziny Moreau potrafił przewidywać i rozważać zalety i wady omawianych propozycji, ale zachowywał się tak, jak gdyby reguły rachunku prawdopodobieństwa go nie dotyczyły. Przede wszystkim z powodu takiego podejścia brata do życia Joshua uważał, że Justin nie powinien zostawać Kobrą... dlatego też zastanawiał się kiedyś, czy przypadkiem nie byłoby lepiej, gdyby zrezygnowali z udziału w wyprawie. Z zadumy wyrwał go nagle dochodzący z głośnika interkomu głos Cerenkova. - Aha! Mamy nareszcie coś nowego. Chciałeś zobaczyć miasto, Hersh? Masz tutaj swoje miasto. - Niech mnie diabli - mruknął Nnamdi, przebierając palcami po klawiaturze urządzenia kontrolnego. - Słusznie, to prawdziwe miasto. Zobaczmy, co tu widać... bez wapienia energia elektryczna... w dalszym ciągu nie odbieram jakichkolwiek sygnałów radiowych... wygląda na to, że najwyższe budynki mają od dziesięciu do dwudziestu pięter. Bill, czy nie widzisz niczego, co mogłoby wyglądać na elektrownię? - Zaczekaj chwilę - odparł Christopher. - Odkryłem tu jakieś dziwne promieniowanie neutrinowe... właśnie staram się dokonać jego analizy widmowej... - Następne miasto - zameldował Christopher. - Trochę na południowy zachód od tego. Joshua wypuścił z sykiem powietrze, zastanawiając się, czy nie pobiec do świetlicy i nie obejrzeć sobie obu miast na własne oczy, ale obawiał się, że w tym czasie może wydarzyć się coś ważnego. - Wydaje mi się, że i ja je widzę - odezwał się do niego Justin. - Chodz i popatrz. Joshua podszedł do niego i wyjrzał przez iluminator, rad, że znalazło się kompromisowe wyjście. Miasta były jednak widoczne bardzo słabo. - Czy twój teleskopowy wzrok pozwala ci zobaczyć coś godnego uwagi? - zapytał brata. - Z tej odległości? Nie bądz śmieszny. Chociaż... poczekaj chwilę. Wpadł mi do głowy pewien pomysł. Podszedłszy do interkomu, zabawił jakiś czas przy klawiaturze. Po chwili widok zatłoczonej świetlicy ustąpił miejsca niewyraznemu i nieruchomemu obrazowi. - Udało mi się przełączyć na monitor obraz z naszej kamery o ultrawysokiej rozdzielczości - odezwał się z zadowoleniem. Joshua nachylił się, by spojrzeć. Obraz na ekranie przypominał widok zwyczajnego miasta: budynki, ulice i puste miejsca, mogące być parkami... - Nie sądzisz, że ulice biegną w dziwnych kierunkach? - zapytał. - Myślę, że znacznie prościej byłoby, gdyby biegły z północy na południe i ze wschodu na zachód, zamiast tego, co widać tutaj. Dopóki nie usłyszał odpowiedzi Telek na swoje pytanie, nie uświadamiał sobie, że połączenie foniczne ze świetlicą nie zostało przerwane. - Jeżeli was to interesuje, kąt wynosi dwadzieścia cztery stopnie, licząc w kierunku ruchu wskazówek zegara od rzeczywistej północy. A przy tym ulice biegnące z południowego wschodu na północny zachód są o wiele szersze od tych, które się z nimi krzyżują. Czy ktoś ma jakiś pomysł, dlaczego tak jest? - W tym drugim mieście jest identycznie - mruknął Cerenkov. - Ulice biegną pod kątem tylko dwudziestu trzech i ośmiu dziesiątych stopnia względem północy, ale jest zachowana ta sama zasada, jeżeli chodzi o szerokość. - A przy tym całe miasto nie jest obramowane pierścieniem, tak jak tamte wioski - odezwał się nagle Justin, przeglądający w tym czasie inne zdjęcia wykonane za pomocą tej samej ultrakamery. Po drugiej stronie przez chwilę panowała cisza. - Co masz na myśli, mówiąc: obramowane pierścieniem"? - zapytał go w końcu Nnamdi. - Wokół każdej z tamtych wiosek znajduje się ciemny pas - wyjaśnił Justin, przeglądnąwszy kilka wcześniejszych fotografii. - Przedtem sądziłem, że to cień rzucany przez otaczające wioskę drzewa, ale teraz nie jestem już tego taki pewien. - To ciekawe - mruknęła Telek. - Jaki numer ma zdjęcie, na którym to widziałeś? - Podczas kiedy wy byliście tym zajęci - przerwał jej Christopher - nam udało się zidentyfikować to widmo promieniowania neutrinowego, o którym wspominałem. Wygląda mi na to, że do zasilania swoich urządzeń elektrycznych stosują podwójny reaktor wykorzystujący i rozszczepianie, i syntezę jąder. Ktoś z zebranych w świetlicy osób cicho gwizdnął. - To całkiem zaawansowany sposób, prawda? - odezwał się w interkomie czyjś inny głos, który, jak mimochodem stwierdził Joshua, musiał należeć do Marcka Rynstadta. - I tak, i nie - odparł Christopher. - Jest jasne, że nie dysponują równie niezawodnym reaktorem dokonującym syntezy jąder jak nasz, gdyż nie bawiliby się w system podwójny. Z drugiej strony zbudowanie reaktora wykorzystującego rozszczepianie jąder przekraczałoby o setki lat możliwości istot zamieszkujących tamte wioski. - Czy możliwe, że istnieją tam dwie kultury? - zaryzykował i zapytał Joshua. - Miasta i wioski na dwóch różnych etapach rozwoju cywilizacyjnego? - Wydaje mi się o wiele bardziej prawdopodobne, że miasta zostały opanowane przez obcą rasę przybyłych tu z kosmosu agresorów, podczas gdy w wioskach nadal mieszkają tubylcy - odezwał się bez owijania w bawełnę Nnamdi. - Przyznaję, że ta technologiczna zagadka wydaje mi się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkskarol.keep.pl
|