Podstrony
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ten moment zaskoczenia, gdy po raz pierwszy, stojąc wysoko na gałęzi, zobaczył swoje podwórko z zupełnie innej perspektywy. Kilka lat pózniej zrozumiał, że również jego problemy, tak jak ludzie tam na dole, mogą skarleć, jeżeli nauczy się nabierać do nich dystansu. Bardzo mu to pomagało w życiu. Popatrzył z zadowoleniem na pokój, w którym popijał szkocką z lodem. Siedział w wygodnym skórzanym fotelu, jego stopy tonęły w miękkim dywanie. Raz za razem nakładał mu się na to zupełnie inny obraz: ciemne dwa pokoiki, maleńka kuchnia, opary dymu, smród piwa, przekleństwa braci. Dwa światy, obydwa z jego życia. Zgromadził w tym mieszkaniu masę materiałów, by pózniej, gdy wycofa się z intensywnego życia zawodowego, pisać książki. Zamierzał też wydać albumy fotograficzne ze swoich wypraw. Nie miał czasu na pisanie dzienników, więc fotografował, utrwalając to wszystko, co wydawało mu się ważne, co go inspirowało. Dopiero jakiś rok temu zorientował się, że w tych czterech dużych pokojach obwieszonych zdjęciami różnych formatów brakowało fotografii osób mu najbliższych. Kupił więc Piotrusiowi prostego w obsłudze Nikona, nauczył wgrywania zdjęć do komputera i przesyłania na jego pocztę. Chłopiec robił szybkie postępy, biegał i pstrykał, a on miał co parę dni świeże zdjęcia z domu. Poznał wreszcie kolegów syna, wychowawczynie z przedszkola, widział, kto odwiedza Magdę - zamknięty krąg osób: przyjaciółki Hania i Ada, lekarz, pogotowie ratunkowe. Tylko zdjęcia Sary wywoływały w nim lęk i chęć ucieczki. Zawsze od niej uciekał, od chwili poczęcia; wzbudzała w nim uczucia bezradności, winy i buntu. Nie pozwalał sobie na myślenie o swoich kontaktach z córką, ponieważ nie radził sobie z nimi. On sobie z czymś nie radził! Taka świadomość bolała, i to bardzo. Degradowała go we własnych oczach. W okresie, gdy był postrzegany jako najlepszy, szybko awansował, został liderem w firmie, po powrocie do domu stawał się bezradnym rodzicem. Miał żal do Magdy, że mu zafundowała ten dyskomfort. Nigdy się z tym nie pogodził. Gdy Sara się urodziła, wywróciła ich życie do góry nogami. Taki mały wrzeszczący ludzik, który nie chciał jeść i przybierać na wadze jak wszystkie inne niemowlaki. To przez nią przestał istnieć dla Magdy, która swój cały zapas miłości przelała na córkę. To jej pojawienie się stworzyło przepaść między nimi& I jeszcze ta świadomość, że on to wszystko przewidział i można było temu zapobiec. Dzisiaj musiałby Magdzie powiedzieć: widzisz, miałem rację, to poświęcenie wszystkiego nie miało sensu. Zmarnowałaś naszą miłość, nasze wspólne życie, a najbardziej siebie samą. Nie osiągnęłaś niczego! Niczego, a mogłaś tak wiele& Ostatnio często zastanawiał się, w kogo miały uderzyć choroby Sary, przecież nie w nią, bo była niewinnym dzieckiem. Myślał raczej o sobie. Może to kara za to, że jej nie chciał? Szukał dla niej ratunku na całym świecie, wykorzystywał swoje wpływy, znajomości, pieniądze. Nie oddał jej tylko swojego serca. Zrozumiał to dopiero, gdy urodził się Piotruś. To on uruchomił w nim miłość ojcowską. Starał się część tego obudzonego uczucia przelać na córkę, ale Sara go onieśmielała, dręczyły go wyrzuty sumienia i dominujące przeczucie, że dla nich było już za pózno. Kiedyś miał sen, pamięta go w szczegółach. Scena jak z Portretu Doriana Graya, tylko gdy we śnie zerwał zasłonę z obrazu, zobaczył nie siebie, lecz twarz Sary, oszpeconą i przerażającą. Koszmar. Nikomu się nie przyznał, ale był taki moment w jego życiu - trwał sekundę, ale był, tkwił jak gwózdz w jego świadomości - gdy czekał na wyniki analizy krwi Magdy, gdy ważyły się losy jego nienarodzonego syna, poprosił, by los zabrał Sarę, bo i tak już była skazana, a ocalił to nowe dziecko. I los spełnił jego życzenie. U pięcioletniej córeczki pojawił się nowy wróg, białaczka szpikowa. Dwie straszne choroby w jednym ciałku& Piotruś robił także wiele zdjęć swojej mamy. A on lubił patrzeć na tę pogodną twarz. Była w niej zaklęta niesamowita mieszanka dobroci i czułości. Emanował spokój, którego Konrad nigdy nie zaznał. Przymykał oczy i czuł, że przy niej byłby bezpieczny. Była matką. Taką prawdziwą, jakiej on nigdy nie miał. Nie rozumiał tego powiązania rodzinnego. To była nie tylko odpowiedzialność, obowiązek wychowywania, poświęcenie& to jakaś specyficzna więz& Szczerze podziwiał siłę uczucia łączącego córkę z matką. Wydawała mu się nie z tego świata. On, ojciec, czuł się poza nawiasem, niewtajemniczony. Wstał i dolał sobie szkockiej, dorzucił kostkę lodu. Ostatnio często spędzał tak wieczory. Samotnie analizował swoje życie. Dopiero własna choroba otworzyła mu oczy, zmieniła proporcje, ukazała świat z innej perspektywy. Zmusiła go do przewartościowań. Chyba dzięki niej zyskał większe zrozumienie dla innych i lepiej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkskarol.keep.pl
|